Wyobraźnia młodych czytelników powieści Przyborowskiego czy Gąsiorowskiego rysowała przeważnie wąwóz Somosierry jako mroczną czeluść, o wysokich, skalistych urwiskach, za którymi kryli się hiszpańscy partyzanci. Wizję tę utrwalał wspaniały obraz Piotra Michałowskiego („Somosierra”, 8 r.), malarza, który w romantycznej konwencji widział polską szarżę „jak ognistą błyskawicę, przedzierającą płótno od dołu do góry”, zaś przyziemne szczegóły krajobrazu ukrył za armatnim dymem i bitewnym pyłem.
Krajobraz po bitwie
Rzeczywisty pejzaż był trochę inny. Dziki i mało przystępny, ale pozbawiony alpejskiej czy tatrzańskiej grozy. Nie wąwóz, lecz dość rozległa przełęcz Somosierra, której zbocza łagodnie opadały ku dolinie, była właściwą sceną bitwy. „Przełęcz Somosierra wznosi się na wysokości 1444 m. n.p.m. w łańcuchu górskim Sierra Guadarrama – opowiada dziś dr Zbigniew Dunin-Wilczyński z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, autor eseju „Somosierra”, album Wydawnictwa „Graf-ika”, który zgromadził sławne ryciny poświęcone polskiej szarży. – Dolina, która zamyka przełęcz, była pokryta blokami skalnymi, progami oraz kępami krzewów, co całkowicie uniemożliwiało atak kawalerii. Dla piechoty utrudnieniem był płynący strumień górski Pena del Corro. Jedyną drogą przejścia kawalerii był ograniczony kamiennym murkiem trakt bity z kamienia i żwiru szerokości około 6 metrów. Właśnie tę drogę przebył Pułk Lekkokonny Gwardii Napoleona, pamiętnego 30 listopada 1808 roku, zdobywając i niszcząc hiszpańskie baterie”.
Cesarz Napoleon, skracając drogę przez góry do Madrytu, gdzie chciał stłumić antyfrancuskie powstanie Hiszpanów, musiał wraz z wojskiem pokonać Somosierrę. Na wysokogórskiej przełęczy drogę zastąpiły mu oddziały hiszpańskie. Zdobywanie pułkami piechoty bronionej przez góry i świetnie rozmieszczoną artylerię przełęczy zajęłoby długi czas i kosztowało życie przynajmniej kilku tysięcy żołnierzy. Napoleon decyduje się na atak polską kawalerią.
„Generałowie otaczający Napoleona usiłowali wytłumaczyć mu bezcelowość takiego ataku, ale rozdrażnili tylko tym Cesarza i utwierdzili w podjętej decyzji – mówi dalej dr Zbigniew Dunin-Wilczyński. – Szwoleżerowie ustawiają się w wąską kolumnę. Atak podejmuje dość osłabiony szwadron (część żołnierzy wysłano na rekonesans) plutonami, którymi dowodzili od czoła: porucznik Krzyżanowski oraz podporucznicy Rowicki, Rudowski i Zielonka. Pada rozkaz Kozietulskiego: ťMarsz kłusemŤ!”.
Prowadząc wieloletnie badania nad uhonorowanymi Krzyżem Legii Honorowej Polakami, dr Dunin-Wilczyński dotarł do pisemnych relacji samych uczestników walk na przełęczy Somosierra. Według opisu szefa szwadronu Jana Hipolita Kozietulskiego, szarża rozpoczęła się około godz. 11, gdy listopadowe mgły rozerwane zostały artyleryjskimi salwami, i trwała około 10 minut: „Szesnaście armat umieszczonych w wąwozie i na górach i broniących przystępu okropny ogień wyzionęło na nas. Ciężko jest opisać straszne położenie, w którym znajdowaliśmy się. Widziałem obok siebie padających ludzi i konie… Przybiegamy do armat pierwszych, odpędzamy kanonierów, rąbiąc kogo się napotyka. Drugie armaty już częścią były opuszczone przez uciekającego nieprzyjaciela, wtem czuję konia mego ranionego, druga kula trafia go w głowę, pada i nogę mi przywala”.
Przełęczy Somosierra przed szarżą 125 polskich szwoleżerów broniły cztery hiszpańskie artyleryjskie baterie oraz ukryta za murkiem drogi piechota. Ustawione co kilkaset metrów na dwuipółkilometrowym odcinku krętej drogi, o różnicy poziomu 300 metrów, armaty, oddzielały przekopane rowy.
„Między pierwszą a drugą baterią widziałem leżącego Krzyżanowskiego… Kapitana Dziewanowskiego, który nogę miał od armatniej kuli zgruchotaną, jeszcze widziałem aż do trzeciego piętra… z wszystkich oficerów szwadronu, którzy tę szarżę czwartego piętra wykonali, ja jeden nie odniosłem na mym ciele żadnego szwanku, ale mój koń, mój mundur, ładownica, czapka, wszystko to ucierpiało od kul karabinowych, świszczących na wszystkie strony…” – jak wynika z pierwszej relacji podporucznika Niegolewskiego. Napoleon, który posuwał się ku przełęczy tuż za wojskiem i widział końskie trupy, zabitych i rannych szwoleżerów, był pod wrażeniem szarży. Dał temu wyraz, dekorując na polu bitwy Krzyżem Legii Honorowej rannego w ostatniej chwili podporucznika Niegolewskiego. Następnego dnia o świcie przed sformowanym pułkiem Lekkokonnych Gwardii Napoleona Cesarz zdjął kapelusz i zawołał: „Cześć najdzielniejszym z dzielnych”. W czasie szarży pod Somosierrą zginęło lub rannych zostało 54 polskich szwoleżerów.
Okiem malarza
Brawurowa akcja polskich kawalerzystów Gwardii Napoleona stała się głośna w całej Europie i została zapisana w jej dziejach. Zafascynowała również artystów, zarówno tych rejestrujących kampanię napoleońską na żywo, jak i działających w późniejszych czasach. Malarze często przedkładali barwność mundurów i zgiełk bitwy nad realia historyczne. Często też gubiąc się w detalach, tracili z oczu kunszt kompozycji. Mimo to powstało wiele wartościowych malarskich i graficznych dzieł poświęconych bitwie pod Somosierrą.
Najwybitniejszy polski malarz epoki romantyzmu Piotr Michałowski (1800–1855) o wydarzeniach spod Somosierry słyszał już w dzieciństwie. Wychowany w ziemiańskim dworze w atmosferze gorącego patriotyzmu, podziwiał Napoleona, czcił generała Henryka Dąbrowskiego, którego poznał w domu swojej babki Tekli z Morsztynów Michałowskiej, a klęska Cesarza wstrząsnęła jego dzieciństwem. Pierwszy szkic Michałowskiego poświęcony bitwie pod Somosierrą „Konnica atakująca na tle skał” datowany jest na 1835–1837. Czołówka szarżujących szwoleżerów z impetem wpada na baterię armat, dalsi, prący ku górze, rysują się mgliście po lewej stronie kompozycji wśród złomów skalnych. Niezgodnie z prawdą historyczną, są odziani w białe paradne mundury, znane widocznie artyście z reprezentacyjnych portretów. Eksponowane w krakowskim Muzeum Narodowym płótno Piotra Michałowskiego „Szarża w wąwozie Somosierra” powstało pod wyraźnym wpływem relacji znanego malarzowi osobiście podporucznika Andrzeja Niegolewskiego, który pisał: „Wszyscy pędzili wśród ogromnego ognia bez najmniejszego zatrzymania i bez żadnego porządku wojennego, któren dla cieśniny nawet był niepodobny…”. Szalony pęd koni i jeźdźców w kompozycji Michałowskiego podkreślony jest zygzakowatym kształtem wąwozu wypełnionego zwartą masą wojska, prącego ku niewidocznej, zasnutej dymem przełęczy.
Szwoleżer Lekkokonny Polski Gwardii Cesarskiej
rys. Horacy Vernet
W przeciwieństwie do Michałowskiego, związane z Somosierrą obrazy starszego o parę lat Januarego Suchodolskiego (1797–1875) zawierają więcej militarnych szczegółów, niekoniecznie jednak zgodnych z historycznymi realiami. Suchodolski z kolei uległ sztuce sławnego francuskiego batalisty i napoleonisty Horacego Verneta (1789–1863), autora powielanego na licznych rycinach i grafikach obrazu „Bitwa pod Somo-Sierrą”. Dr Zbigniew Dunin- Wilczyński wylicza nieścisłości zauważalne w kompozycji Verneta: „Malarz przedstawia wszystkich żołnierzy i oficerów, z doktorem Gardowskim, opatrującym rannego oficera przy armacie (należy sądzić, że Andrzeja Niegolewskiego) w mundurach paradnych, gdy tymczasem walczyli w mundurach polowych. Błędem jest także ukazanie konno kapitana Jana Dziewanowskiego, ciężko rannego w czasie bitwy (amputacja nogi) i zmarłego 5 grudnia 1808 roku w szpitalu w Madrycie”. Dunin-Wilczyński dostrzega również niedopatrzenia zarówno w konfiguracji terenu bitwy, jak i w uzbrojeniu szwoleżerów na wszystkich obrazach Suchodolskiego. Uważa natomiast, iż jedynie Wojciech Kossak wraz z Michałem Wywiórskim, którzy w Hiszpanii opracowywali szkice bitwy i świetnie znali się na militariach, uniknęli błędów i właściwie wyartykułowali nadzieje i determinacje walczących na obczyźnie Polaków.
Dr Zbigniew Dunin-Wilczyński jest nie tylko pomysłodawcą i współautorem wspomnianego, monumentalnego albumu Wydawnictwa „Graf-ika” pt. „Somosierra”, ale także kuratorem otwieranej w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie 11 listopada br. wystawy „Somosierra 1808–2008”.
Jarosław Kossakowski
Artykuł ukazał się w numerze 11/2008.