Postać księdza i organizacji, w której działał, jest ważna, bowiem na jej przykładzie widać kilka kluczowych kwestii mogących pomóc zrozumieć istotę walki Żołnierzy Niezłomnych.
Od kilku lat obchodom Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych towarzyszy pojawienie się nowych produkcji filmowych czy to fabularnych, czy dokumentalnych. Nie zamierzam tu wieść sporu z samym sobą, które z nich odegrać mogą większą rolę w kształtowaniu zbiorowej wyobraźni oraz upowszechnianiu wiedzy. Faktem jest, że każdy taki obraz – pod warunkiem, że nie okaże się kompletnym bałamuctwem – pomaga kształtować wiedzę oraz przywracać pamięć o ludziach, którzy oddali swe życie walcząc w czasie kształtowania się tzw. władzy ludowej. Nam, Polakom, jest to potrzebne. Można powiedzieć, że masowy odbiorca będzie wolał produkcje fabularne, czynione z rozmachem, ale z konieczności uogólniające rzeczywistość. Osoby zainteresowane wiedzą historyczną, oprócz książki czy innych publikacji, sięgną po dokument. Ważne jest, by ten strumień produkcji filmowych nie został zatrzymany. Faktów historycznych i postaci do przypomnienia jest bowiem wiele.
Choćby z tego punktu widzenia, ważna jest tegoroczna premiera filmu dokumentalnego pt. „Gurgacz. Kapelan Wyklętych”, która swe pierwsze pokazy miała właśnie w okolicach 1 marca. Rzecz dotyczy postaci księdza Władysława Gurgacza, kapłana, zakonnika, człowieka głębokiej wiary oraz patrioty. Film, wpisujący się w nurt przypominania i odbrązowiania pamięci o Wyklętych, należał się historii, nam i pamięci o księdzu. Komuniści uczynili z niego krwawego luda, złapanego rzekomo z rewolwerem, z którego zginęło wielu bezbronnych i niewinnych ludzi. Skazano go w odpowiednio zorganizowanym pokazowym procesie, którego wynik mógł być tylko jeden.
Dokument Dariusza Walusiaka nie skupia się na szczegółach, jest w nim ich tyle, ile potrzeba do pokazania sylwetki bohatera. To największa wartość tego obrazu. Są wspomnienia jeszcze żyjących ludzi, jest odtworzenie drogi kapłańskiej, wreszcie przedstawienie z grubsza okoliczności wyboru takiej, a nie innej drogi w ostatnich latach jego życia. W trakcie filmu dowiemy się co nieco o lokalnej organizacji niepodległościowej o nazwie Polska Podziemna Armia Niepodległościowa, działającej na obszarze województwa krakowskiego, z którą Gurgacz był związany jako kapelan i przewodnik duchowy, choć w pewnym momencie dzielił z partyzanami ich losy bardziej z konieczności niż wyboru. Nie będę skupiał się na szczegółach fabuły, produkcję najlepiej zobaczyć samemu.
Postać księdza i organizacji, w której działał, jest ważna, bowiem na jej przykładzie widać kilka kluczowych kwestii mogących pomóc zrozumieć istotę walki Żołnierzy Niezłomnych. Początkowo, ani on ani jego towarzysze nie zamierzali walczyć z bronią w ręku, ponieważ zdawali sobie sprawę z braku szans na zwycięstwo z nowym porządkiem i stojącym za nim sowieckim suwerenem. Organizacja powstała w roku 1947, a więc w jakiś czas od zakończenia wojny. Wówczas już widać było, że oczekiwana początkowo III wojna światowa, która miałaby wybuchnąć i zmienić losy wielu państw w tym także Polski, nie wybuchnie. O ile pierwsi żołnierze drugiej konspiracji pozostając w lesie, kierowali się jakąś logiką, to tworzenie nowych oddziałów zbrojnych w latach późniejszych tego elementu było w zasadzie pozbawione. Skąd więc brały się nowe szeregi walczących? Po pierwsze, poza integralnymi wrogami ustroju, którzy walkę, choćby przegraną, uważali za wypełnienie żołnierskiego obowiązku, były one złożone albo z ludzi, którym władza nie pozwalała żyć na wolności, tzn. w każdym wypadku czyhała na ich życie bez względu na deklarowane od czasu do czasu akty amnestii służące bardziej ich wyłapywaniu niż powrotowi do normalności, albo przedstawicieli oddolnych grupek prowadzących antykomunistyczną, ale jak najbardziej pokojową działalność. Moglibyśmy ją nazwać edukacyjną, informacyjną czy formacyjną, jednak gdy została dostrzeżona, również im groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Tak było w wypadku organizacji wymienionej powyżej. Początkowo bowiem PLAN został założony jedynie w takich właśnie celach. Struktura posiadała wprawdzie oddział zbrojny służący do ochrony członków organizacji, ale działalność bojowa nie była tu celem.
Można powiedzieć, że w normalnym albo nawet trochę normalnym kraju ludzie ci staliby się zwyczajną opozycją polityczną. Tu dochodzimy do sedna systemu – władza komunistyczna nie przejawiała jakiegokolwiek zainteresowania tym, by taka opozycja istniała.
Wszelkie koncesje polityczne, jakie zachodziły w trakcie trwania tamtego ustroju, były efektem wymuszenia przez okoliczności i choćby chwilowego słabnięcia aparatu państwowego, a z czasem również przepoczwarzeń suwerena. Po roku 1945 nie zachodziły żadne okoliczności, które pozwoliłyby na takie ustępstwa. Wręcz przeciwnie, te które zaistniały u samego początku systemu, ulegały szybkiej likwidacji. W tej sytuacji walka była oczywiście bezzasadna, ale przyjęcie innej postawy było niemożliwe. Jedyne co można było zrobić, to wpisać się w nowy ład i ewentualnie czekać. Ponieważ nikt nie zna przyszłości, wybór ten narażony był na ryzyko, że lepsze czasy za „mojego życia” nie przyjdą.
Wybór księdza Gurgacza, by włączyć się w działanie owej grupy kształceniowej, którą okoliczności zmusiły do przekształcenia w podziemie zbrojne, był nacechowany jeszcze czymś innym. W filmie rys ten widać jasno – była to kwestia moralności, a właściwie wiary. Co prawda, ani wypowiadający się na temat bohatera, ani twórcy filmu nie wchodzą bardzo głęboko w szczegóły jego życia duchowego, niemniej oglądając produkcję widać je dość dobrze. Ksiądz jest człowiekiem, który swe wybory podejmuje kierując się wiarą i z niej przede wszystkim wynikającym rozeznaniem tego, co dobre. Przekonania tego nie nabył po wojnie. W filmie pojawiają się przedwojenne fragmenty jego biografii, a przede wszystkim ofiarowanie życia za ojczyznę uczynione na Jasnej Górze. Wybór drogi podjęty po wojnie jawi się tu jako coś naturalnego.
Warto wspomnieć jeszcze jeden rys osobowości księdza Gurgacza, który może być dobrym przykładem fałszu Polski „ludowej” – zarówno on, jak i jego towarzysze walki nie pochodzili z tzw. klas wyższych, żadna propaganda nie mogła z nich zrobić „hrabiów” czy „baronów”. Chyba nie bardzo pasowało do nich, tak jak do wielu innych, przypinanie im łatek zwolenników jakiejś bliżej niesprecyzowanej „pańskiej” Polski. Często plebejskie, chłopskie pochodzenie, jak w przypadku księdza, każe nam w owych bohaterskich ludziach widzieć kolejne pokolenie tych, którzy „żywią i bronią”, synów ludzi bijących się z bolszewikami np. w roku 1920. Skoro ojcowie walczyli z niosącymi „ojczyznę proletariatu” na bagnetach, to dlaczego ich dzieci miałyby kierować się innym systemem wartości. Właśnie chłopskie pochodzenie społeczne znakomitej części Żołnierzy Wyklętych ową domniemaną „ludowość” nowego ładu każe stawiać mocno pod znakiem zapytania. Z perspektywy lat widzimy, że mieliśmy do czynienia z kpiną, zwykłym kamuflażem okupacji, ale wówczas być może nie zawsze i nie z każdego punktu widzenia było to jasne. Być może dlatego propaganda komunistyczna wolała zohydzać postać księdza Gurgacza jak zwykłego bandytę czy zwyrodnialca, a z innych czynić agentów amerykańskiego imperializmu. Te egalitarne, chciałoby się rzec, przydatki wydają się być łatwiejsze w użyciu – w końcu kradzież czy pożądanie dolarów jest doskonałym argumentem, że ten czy ów zdradził ojczyznę, której oni mieli być najlepszymi wyrazicielami, stąd na słynnym propagandowym zdjęciu obok „kościelnych rzeczy” widzimy pistolet rzekomo należący do księdza.
Propaganda zawsze jest niebezpieczna, jej celem bowiem jest dowiedzenie swoich racji za wszelką cenę, co często prowadzi do zaślepienia. Propaganda państwa totalitarnego z konieczności musi być totalitarna, nie ma w niej miejsca na wątpliwości. Dlatego los Żołnierzy Wyklętych był tak straszny. Oprócz tego, że byli mordowani, to jeszcze do tego jako bestie – nowe czasy wymagały całkowicie nowego człowieka, a ofiary tego procesu były całkowicie bez znaczenia.
Postać pokazana w filmie jest niezwykła i oczywiście nie wszystkich da się tak opisać i pokazać. Wielu bohaterów tamtego okresu musiało w trybie natychmiastowym podejmować decyzje, z którymi wiązało się życie i śmierć innych osób – czasami ewidentnie winnych, a czasem być może niekoniecznie. Każdy przypadek walki trzeba rozpatrywać osobno. Największym wrogiem historii i trzeźwej oceny zjawisk zawsze jest ideologia, której okulary tak łatwo przychodzi nakładać, szczególnie publicystom. Najlepszą bronią przeciwko niej jest prawda, która, jak się okazuje, prędzej czy później wychodzi na jaw.
Piotr Sutowicz
/wj