Historia Polski jest bogata w wielkie zrywy narodowościowe, które na nasze nieszczęście zakończyły się niepowodzeniem. Chlubny wyjątek stanowi Powstanie Wielkopolskie, którego przypadająca obecnie 102. rocznica stanowi doskonałą okazję do refleksji nad tym zwycięskim, a często, jak się wydaje, niedocenianym wydarzeniem.
Wbrew panującej opinii, zryw Wielkopolan nie był jedynym powstaniem zakończonym sukcesem. Przeszło tysiącletnie dzieje Polski obejmują szereg innych insurekcji, które w różnym stopniu osiągnęły zakładane cele: nowosądecką z 1656 r., wielkopolską z 1806 r., galicyjską z 1809 r., lwowską z 1918 r., sejneńską z 1919 r., czy trzecie powstanie śląskie z 1921 r. Powstanie Wielkopolskie wyróżnia z tego grona zarówno zasięg, jak i znaczący wpływ na kształt przyszłych granic. Słusznie zauważa jeden z najwybitniejszych badaczy zagadnienia, prof. A. Czubiński: „Bez czynu patriotycznego z 1918 r. nie odzyskano by Wielkopolski, Pomorza i części Górnego Śląska. Gdyby zaś granica odrodzonego w 1918 r. państwa polskiego nie objęła tych ziem, Polska nie miałaby podstaw do rewindykacji reszty Górnego Śląska, ziemi lubuskiej, Pomorza, Warmii i Mazur w 1945 r.”.
Sytuację odpowiednią dla przeprowadzenia powstania spowodowała porażka państw centralnych w letniej ofensywie na froncie zachodnim pod Marną, wobec czego doszło do załamania się morale żołnierzy oraz fali strajków robotniczych. Władzę w kluczowych regionach Cesarstwa Niemieckiego opanowały, tworzone według bolszewickich wzorców, rady robotniczo-żołnierskie. Szczytowym momentem kryzysu był wybuch 9 listopada 1918 r. rewolucji w Berlinie, a w dwa dni później ogłoszenie kapitulacji armii niemieckiej w Compiègne. Efektem tych wydarzeń były masowe manifestacje patriotyczne na ulicach Poznania. Już 14 listopada swoje prace rozpoczął Komisariat Naczelnej Rady Ludowej, dysponując władzą nad polskimi obszarami dawnego zaboru pruskiego. Na jego czele stanęli przedstawiciele: Wielkopolski (ks. S. Adamski, W. Seyda), Kujaw (A. Poszwiński), Pomorza (S. Łaszewski) oraz Śląska (J. Rymer, W. Korfanty).
Obie strony starały się uniknąć rozwiązania siłowego, czekając na wiążące decyzje ze strony państw Ententy. Stanowisko Komisariatu wyraża wypowiedź księdza, później biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego: „Zdawaliśmy sobie przecież sprawę z tego, że nie mamy tyle sił zbrojnych, abyśmy mogli odebrać wszystkie te dzielnice i krainy, jakie się nam słusznie należą […].Wiedzieliśmy o tym, że o sprawie polskiej i o granicach Polski decydować będziemy nie my, lecz koalicja. Próby oderwania części kraju gwałtem mogłyby nam raczej tylko podciąć sympatię u tych, od których w wysokim stopniu zależymy”. Aby zyskać przewagę na spornym terenie, rozpoczęto stopniowe wprowadzanie Polaków do urzędów oraz rad robotniczo-żołnierskich, zdominowanych dotychczas przez Niemców. Przystąpiono również do organizacji własnych sił zbrojnych w postaci Straży Ludowej oraz Służby Straży i Bezpieczeństwa. Z niepokojem odebrano postanowienie rozejmu z Compiègne o wycofaniu wojsk niemieckich na wschodzie jedynie na linię dawnej granicy z Rosją, co oznaczało pozostanie Wielkopolski w niemieckiej strefie wpływów. Ponowna stabilizacja sytuacji w Berlinie ograniczała śmielsze posunięcia Naczelnej Rady Ludowej. Zaowocowało to projektem wywołania powstania obejmującego wszystkie ziemie zaboru pruskiego, przy czym oczekiwano wsparcia ze strony wciąż pozostającej we Francji Armii Hallera.
Plany powstania zakrojonego na tak szeroką skalę przekreśliły wydarzenia związane z przyjazdem do Poznania kompozytora i ważnego członka Komitetu Narodowego Polskiego – Ignacego Paderewskiego. Jego płomienne wystąpienie, pełne patriotycznych odwołań, sprowokowało miejscowych Niemców do zorganizowania demonstracji, której burzliwy przebieg przeistoczył się wkrótce w ogarniające całe miasto walki zbrojne. Emocje towarzyszące poznaniakom doskonale obrazuje fragment wiersza 27-my grudnia powstańca-poety Romana Wilkanowicza, uchroniony od zapomnienia przez Józefa Ratajczaka w tomie “Krople wrzącej krwi. Powstanie Wielkopolskie w poezji i pieśni”:
Jak długo jeszcze będziem hańbę znosić
I zezwolimy, by krzyżacki but
Deptał nam głowę i piersi nam gniótł
A dzieciom naszym gwałt zadawał podły.
Jak długo jeszcze będziem losu prosić
O lepszą przyszłość, skończyły się modły,
Nad Wartą zorza, nad Poznaniem wschodzi,
Dla Wielkopolski nowy dzień się rodzi!
Dwudziesty siódmy grudnia Polskę budzi. (…)
Roman Wilkanowicz
Powstańcy od początku byli zdani wyłącznie na własne siły. Od 1 listopada toczyły się walki z Zachodnioukraińską Republiką Ludową o Lwów, 31 grudnia wybuchł konflikt z Sowietami o Wilno, natomiast na początku stycznia 1919 r. Czesi rozpoczęli ofensywę w rejonie Śląska Cieszyńskiego. Józef Piłsudski zdający sobie sprawę z ciężkiego położenia kraju tak tłumaczył swoje decyzje wobec Niemiec w rocznicę wybuchu powstania: „Pobite na zachodzie, na wschodzie pozostawały one siłą. Na zachodniej naszej granicy, panowały one niepodzielnie. Na wschodzie, o niecałe 200 km od Warszawy, przelewało się mrowie najeżone bagnetami, uzbrojone od stóp do głów, tysiąckrotnie silniejsze od nas technicznie. Przelewało się, omijając na razie wolne części Polski i dążąc z powrotem do Niemiec. Jaką jest siła wewnętrzna tych setek i setek tysięcy, pozostawało zagadką, której rozstrzygnąć wówczas nie byłem zdolny”.
Na polu wewnętrznym problemem była wroga postawa ludności niemieckiej, stanowiącej blisko 40% mieszkańców regionu. Większość powstańców, będąc dotychczas żołnierzami pruskimi, w momencie przystąpienia do walki stawała się, w myśl niemieckiego kodeksu, dezerterami zagrożonymi karą śmierci. Brakowało doświadczonej kadry oficerskiej. Pierwszym dowódcą został mianowany kpt. Stanisław Taczak, będący jedynie przejazdem w Poznaniu, z miejsca jednak awansowany do stopnia majora. Dopiero 12 stycznia 1919 r. zastąpił go gen. Józef Dowbor-Muśnicki, wcześniej dowódca I Korpusu Polskiego w Rosji. Zapoczątkował on reorganizację wojsk ochotniczych w regularną Armię Wielkopolską, liczącą w szczytowym momencie około 70 000 ludzi.
Powstanie z Poznania bardzo szybko rozprzestrzeniło się na Gniezno, Jarocin, Kórnik, Pleszew, Śrem, Środę oraz Wrześnię. Po początkowych sukcesach opanowano południową i środkową Wielkopolskę, z większym oporem spotykając się dopiero 6 stycznia przy próbie zajęcia lotniska w Ławicy oraz Inowrocławia. W toku walk ustaliła się linia frontów wzdłuż Noteci na północy, kanału Obry i jezior obrzańskich na zachodzie oraz granicy ze Śląskiem na południu. Niemieckie oddziały samoobrony zdołały doprowadzić do silnego przeciwdziałania w rejonie Bydgoszczy, Międzychodu, Zbąszyna, Leszna, Rawicza i Kępna. Dodatkowo wzmocnione pod koniec stycznia, skutecznie blokowały wszelkie próby rozszerzenia powstania na Śląsk i Pomorze. Krwawe walki skłoniły obie strony do rozpoczęcia 2 lutego 1919 r. w Berlinie rozmów pokojowych, których efektem było podpisanie 17 lutego układu w Trewirze. Na jego mocy postanowienia rozejmu z 11 listopada 1918 r. zostały rozszerzone na front wielkopolski, oddając tym samym władzę nad spornym terytorium Polakom. Ostateczny kształt granicy polsko-niemieckiej, okupiony śmiercią 2261 powstańców, zatwierdził traktat wersalski podpisany 28 czerwca 1919 r.
Kończąc niniejsze rozważania, warto wspomnieć o szczególnej roli, jaką w tym trudnym okresie odegrało polskie duchowieństwo, stanowiące najbardziej dynamiczną grupę społeczną z ogromną inicjatywą organizacyjną. Pierwszoplanową postacią był wspomniany ks. Stanisław Adamski. Jako patron Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych, największej potęgi finansowej w zaborze pruskim, znacząco poprawił zaopatrzenie ludności w żywność w czasie wojny. Z jego inicjatywy zwołano między 3–5 grudnia 1918 r. Sejm Dzielnicowy w Poznaniu, który usankcjonował władzę Naczelnej Rady Ludowej. Wzięło w nim udział 1399 polskich działaczy z Wielkopolski, Pomorza, Śląska, Warmii, Mazur oraz Westfalii, w tym aż 75 księży. W czasie powstania ściśle współpracował z ks. Józefem Prądzyńskim, odpowiedzialnym za Wydział Prasy i Propagandy, później dziekanem generalnym Wojska Polskiego, jak również z zajmującym się sprawami administracyjnymi ks. Walentym Dymkiem, przyszłym arcybiskupem poznańskim oraz z ks. Stanisławem Łukomskim, organizatorem polskiego szkolnictwa. W Inowrocławiu natomiast czynnie powstańców wspierał ks. prał. Antoni Laubitz, od 1924 r. biskup pomocniczy w Gnieźnie. Otwarcie poparł powstanie również abp Edmund Dalbor, który w 1918 r. po raz pierwszy od czasu rozbiorów oficjalnie wystąpił jako prymas Polski. Uczestniczył w powitaniu Ignacego Paderewskiego w Poznaniu oraz odebrał przysięgę wierności od naczelnego wodza wojsk powstańczych gen. Dowbora-Muśnickiego. Kierował osobiście akcją niesienia pomocy kapłanom pozbawionym w wyniku walk swoich parafii, jeńcom wojennym, inwalidom, ludności internowanej, przeznaczając na ten cel poważne kwoty pieniężne oraz interweniując w tej sprawie u marszałka Francji Ferdynanda Focha.
/mwż