Kresy – część polskiej duszy

2025/01/16
Kopia Dodaj naglowek1
Fot. Marta Karpińska

O niegasnącym resentymencie do wschodnich Kresów Rzeczypospolitej, słynnych Kresowiakach, kresowych fortunach i twórcach z pisarzem Sławomirem Koprem, autorem m.in. bestsellerowej serii książek o polskich Kresach, rozmawia Rafał Karpiński.

Chciałbym zapytać o fenomen polskich Kresów. Jest Pan autorem lub współautorem dziewięciu książek o tematyce kresowej, a wszystkie to bestsellery. Skąd, Pana zdaniem, w nas, Polakach, taka tęsknota za Kresami?

Kresy to sześć wieków polskiej historii. Tak się złożyło, że to, co było najważniejsze, czym się powinniśmy szczycić, działo się na Kresach. Przyłączenie przez Kazimierza Wielkiego Rusi Halickiej, a potem unia polsko-litewska zadecydowały, że Polska przybrała taki, a nie inny kształt. I Kresy weszły na stałe do polskiej polityki i polskiej kultury. Kiedy podróżowałem po Kresach – na Ukrainie byłem dwadzieścia parę razy, dziewięć razy na Białorusi, ileś razy w Inflantach czy na Litwie – to, co tam najważniejsze, to są ślady polskiej kultury. Elity tych terenów były spolonizowane. Język polski tam dominował.

Język polski był językiem kultury, polityki…

Kultury, polityki, ale też religii. Jest tak nawet do dzisiaj. Są miejsca w Inflantach, gdzie język polski jest językiem liturgicznym. Sam widziałem cztery babuszki, które śpiewały po polsku w czasie mszy świętej, a gdy wyszły, to rozmawiały między sobą i ze mną po rosyjsku.

Kresy to sześć wieków rozwoju polskiej kultury, polskiej historii. To tam biło serce polskości, więc trudno te setki lat – najważniejszych w dziejach Rzeczypospolitej – oderwać całkowicie.

Reasumując ten fenomen, ta pamięć, ta nasza tęsknota za Kresami – to tęsknota za Rzeczypospolitą, za jej wielkością.

Tak, to jest prawda. To jest tęsknota za wielkością, za chwałą i sławą. Natomiast do tego dochodzi nostalgia, bo trudno zachować się w sposób zimny, wchodząc na Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, czy Na Rosie w Wilnie, i widząc, kto jest tam pochowany.

A skąd u Pana to zainteresowanie Kresami? Fascynacja, która bije z Pańskich książek?

Żeby sprawa była jasna, ja nie mam żadnych kresowych korzeni. Moja rodzina pochodzi z Mazowsza i może dlatego moje książki zyskują taką popularność, bo piszę je bez specjalnej egzaltacji, otwarcie o rzeczach, które są pozytywne, i o rzeczach, które są negatywne.

Kiedy pierwszy raz, wiele lat temu, wszedłem na rynek we Lwowie, to po pięciu minutach czułem się jak w domu. Bo Lwów to jest taki Kraków, tylko że ładniejszy. I w takim jego odbiorze nie przeszkadzają nawet ukraińskie napisy. Tym bardziej że we Lwowie Ukraińcy odnosili się do Polaków bardzo przyzwoicie, w odróżnieniu od Litwinów w Wilnie. Chociaż to się też zmieniło od czasów, jak wybuchła wojna z Putinem i nasze F-16 patrolują litewskie niebo, bo na Litwie nie mają lotnictwa bojowego. Wtedy nagle się okazało, że wszyscy w Wilnie mówią po polsku. W każdym sklepie, w każdej knajpie… Mam nadzieję, że tak pozostanie, ale szczerze mówiąc, będę zdziwiony, jeżeli ten stan się utrzyma na dłużej. Natomiast na Łotwie, na tych kresach północnych, Polaków dalej bardzo lubią. Pamiętają doskonale, że to Polacy przynieśli im wolność w dwudziestym roku.

Pyta Pan, co mnie w Kresach fascynuje. To część naszej historii, ale tę historię tworzą ludzie. Gdybyśmy przyjrzeli się najważniejszym postaciom kultury okresu II Rzeczypospolitej, to okazałoby się, że trzy czwarte z nich urodziło się lub pochodziło z Kresów. Jak choćby Jarosław Iwaszkiewicz, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz czy Stanisław i Józef Cat-Mackiewiczowie. A ze świata aktorów choćby Zuza Pogorzelska, która urodziła się aż na Krymie, czyli można powiedzieć, że pochodziła z najdalszych Kresów.

Jeżeli weźmiemy do rąk jakikolwiek podręcznik do literatury polskiej, nawet dla dzieci, to okaże się, że większość autorów omawianych w nim tekstów pochodziła właśnie z Kresów. Chociażby Władysław Bełza, najbardziej znany z wiersza „Kto ty jesteś? Polak mały”.

Ale Kresy to także przemysł, rozwój, biznes, fortuny i ropa naftowa. W pewnym okresie były takim polskim eldorado.

Raczej Teksasem czy Dubajem. Faktem jest, że u schyłku XIX wieku to było trzecie miejsce na świecie pod względem wydobycia ropy naftowej. Taki Borysław podczas gorączki naftowej rozrósł się do 40 tysięcy mieszkańców. Tam pojawiały się i przepadały wielkie majątki. Wpłynęło to także na rozwój Drohobycza i Truskawca, które były tuż obok. Ci, którzy zdobyli majątek, musieli gdzieś zamieszkać, więc budowali pałace w Drohobyczu. Natomiast w Truskawcu, który pełnił rolę podobną jak Świder pod Warszawą, odpoczywali. Przed wojną to była piękna, elitarna miejscowość. Pobudowano tam przepiękne, drewniane, stylowe wille. Potem Sowieci wybetonowali wielkie sanatoria dla ludu pracującego miast i wsi i to wygląda w tej chwili koszmarnie. Cóż, nigdy nie słynęli z tego, że dbali o jakąś tradycję, szczególnie innych narodów. Inna sprawa, że ta ropa jakoś tak dziwnie wyschła od razu po przejęciu jej przez Sowietów. Z wielkiej ropy zrobiło się nic. Takie nieszczęście…

Zemsta II RP zza grobu…

Jeszcze taką ciekawostkę opowiem. Wchodzimy kiedyś na Cmentarz Łyczakowski, gdzie koniecznie chciałem obejrzeć grób Halszki Zarembianki, czyli ofiary Rity Gorgonowej, co oficjalnie zostało potwierdzone wyrokiem sądu w najgłośniejszym procesie II Rzeczypospolitej. Trzeba kupić bilet, więc pytam bileterki, gdzie jest ten grób. Pani, mówiąc dobrze po polsku, odsyła mnie do przewodnika. Pytam go: „Gdzie jest grób Halszki Zarembianki? No, wie pan, tej ofiary Gorgonowej”. A on na to, że wcale nie wiadomo, czy Gorgonowa zabiła. Minęło 100 lat i dalej wokół tej sprawy są emocje!

Tzw. „repatriacja” po II wojnie światowej objęła ponad dwa miliony Polaków. To wielki temat i w całości go nie opowiemy…

Tak, jeszcze po śmierci Stalina udało się ewakuować ponad 250 tysięcy Polaków, wśród których byli m.in. Czesław Wydrzycki, czyli Niemen, i Władysław Kozakiewicz. Oni pochodzili z terenów dawnego Księstwa Litewskiego – Niemen z Wasyliczek, a Kozakiewicz spod Wilna. A z Tatarstanu przyjechał niejaki Lech Rywin.

Też sławny, aczkolwiek inaczej niż dwóch pierwszych.

Polacy z terenu Litwy i północnej Białorusi osiedlali się albo na Warmii i Mazurach, albo na Pomorzu Zachodnim. Natomiast ci z Ukrainy jechali na Dolny Śląsk. W związku z tym kadra naukowa ze Lwowa zasilała późniejsze uniwersytety we Wrocławiu, a kadra z Wilna – Uniwersytet im. Kopernika w Toruniu.

Chciałbym wrócić jeszcze do naszych Kresów od innej strony. W książkach też Pan o tym wspomina – kulturę inżynierską na te tereny wprowadzili nasi rodacy, nie tylko Rosjanie.

Oczywiście, że tak. Wszelkiego rodzaju wynalazki, począwszy od bardziej przemysłowej uprawy rolnej, czy destylarnie, wprowadzili Polacy. W Inflantach port w Lipawie zbudowali polscy inżynierowie. Tak samo rozwój kolejnictwa na Kresach, w Imperium Rosyjskim, był zasługą Polaków. Najlepszy architekt kijowski, Leszek Władysław Horodecki, był Polakiem. Chodząc po Lwowie, jeszcze do niedawna można było zobaczyć, że studzienki ściekowe miały oznakowanie z czasów II Rzeczypospolitej. Lwów nie był tak zniszczony jak Warszawa, dlatego przetrwały.

Historyk, Adam Hlebowicz, napisał, że „Kresy Wschodnie to dzisiaj bardziej obszar duchowy, tożsamościowy i zdecydowanie historyczny, nie zaś realny. Jednak bez tego pierwiastka polska dusza de facto nie istnieje”.

Nie wyobrażam sobie, że możemy wyrzucić Kresy z pamięci, z naszej historii. Nie da rady wymazać czegoś takiego. Komuniści próbowali, ale kiepsko im to wyszło. Kresy są, zawsze były i mam nadzieję, że zawsze będą. Między innymi dlatego piszę swoje książki – żeby o nich przypomnieć, szczególnie młodszemu pokoleniu.

A propos komuny, to nasza polska komunistka Wanda Wasilewska, zresztą córka przedwojennego ministra, swoje życie w ZSRS spędziła właśnie we Lwowie.

Tak było. Zawsze będę powtarzał, że nie ma człowieka całkowicie złego ani całkowicie dobrego. Nawet tak paskudna postać jak Wanda Wasilewska też ma coś dobrego na sumieniu. Ona wydobyła z sowieckich domów dziecka kilka tysięcy polskich sierot i udało jej się sprawić, że wyjechały po wojnie do Polski.

Na dzień dzisiejszy wydał pan dziewięć książek o Kresach. To, żeby ten obraz Kresów pióra Sławomira Kopra został ukończony… ile jeszcze trzeba napisać, jeśli chodzi o ten temat?

Nie ukrywam, będzie kolejny tom – Lwów i Galicja Wschodnia, ostatnie polskie lata. Myślę, że w księgarniach pojawi się jesienią przyszłego roku.

 

Dziękuję za rozmowę.

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1/2025

 

Sławomir Koper – polski pisarz, autor książek historycznych, publicysta, scenarzysta, vloger. Publikuje m.in. w miesięcznikach: „Historia Do Rzeczy”, „Mówią Wieki”, „Życie na Gorąco – Retro”, „Poznaj Świat” oraz „Wojsko i Technika. Historia”. W swoich książkach przedstawia historię poprzez mało znane fakty. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi za popularyzację historii w społeczeństwie oraz odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej.

Karpinski Rafal

Rafał Karpiński

Dziennikarz, zawodowo zajmuje się promocją kultury wsi

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#wywiad #kresy #Kresy Wschodnie #książki #historia #autor #Sławomir Koper #patriotyzm #Polska
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej