Arcybiskup jedności

2013/01/19

Arcybiskup Michalik rozpoczął drugą i ostatnią kadencję na stanowisku przewodniczącego. Biskupi wybrali także na funkcję wiceprzewodniczącego ponownie metropolitę poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego. W prezydium Episkopatu zostało więc wszystko po staremu.

Przed wyborami nowego przewodniczącego Episkopatu abp Michalik na dziennikarskiej giełdzie był trochę w cieniu. Nie był faworytem komentatorów, tzw. znawców Kościoła. Według nich najwięcej szans miał kard. Dziwisz, abp Głódź albo abp Nycz. Można powiedzieć, że ogólnopolskie media najpierw wylansowały kandydatów, a później dziwiły się, dlaczego Episkopat ich nie posłuchał. Czyżby biskupi nie oglądali wiadomości i nie czytali gazet.

Hierarchowie, obserwując wynurzenia niektórych publicystów, pewnie mieli niezły ubaw. A całe to nieporozumienie wynika z dogłębnej nieznajomości mechanizmów, które rządzą Kościołem. Dziennikarze stosują tę samą technikę analityczną zarówno wobec Kościoła, jak i polskiej sceny politycznej. I nic dziwnego, iż ich wróżby się nie sprawdzają.

Wielkie zdziwienie

Wybory nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski były transmitowane na żywo niemal we wszystkich stacjach telewizyjnych. Dziennikarze prześcigali się w komentarzach i podgrzewali atmosferę, czyniąc z tego wyboru nasze małe polskie konklawe.

Napięcie podtrzymywał również rzecznik Episkopatu ks. dr Józef Kloch, który co kilka minut schodził do dziennikarzy, mówiąc, ilu jest kandydatów, którzy przeszli do następnej tury. Najpierw czternastu, później sześciu, aż w końcu powiedział: „Mamy przewodniczącego”. Został nim dotychczasowy przewodniczący abp Józef Michalik. Na dziennikarskiej sali wywołało to zdumienie. Jakby nikt wcześniej się nie spodziewał, że jak biskupi wybierają kogoś na pierwszą kadencję, to później przedłużą na drugą.

– Państwo są pewnie równie jak ja rozczarowani tą okolicznością – powiedział dziennikarzom na konferencji prasowej nowy-stary przewodniczący KEP. Dodał, że psychicznie był nastawiony tylko na jedną pięcioletnią kadencję i nawet wywiózł już część swoich rzeczy z Warszawy. – Są jednak takie sytuacje, szczególnie w życiu kapłańskim, że człowiek musi wbrew sobie podjąć kolejne wyzwanie, mimo przekonania, że ktoś inny mógłby to robić lepiej i skuteczniej. Musiałem więc wycofać swoją prośbę o niebranie mnie pod uwagę w wyborach. A resztę zostawiam Bogu i ludziom – stwierdził abp Michalik.

Biskup środka

– Zdziwiłbym się, gdyby biskupi wybrali kogoś innego. Kościół rządzi się innymi prawami niż reszta społeczeństwa – uważa Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej. Jego zdaniem duet abpa Michalika i abpa Gądeckiego jest wypadkową poglądów całego Episkopatu. Obaj sprawdzili się w czasie trwania niełatwej, pierwszej kadencji, dlatego też nie było podstaw, żeby biskupi wybierali kogoś innego.

Fot. Artur Stelmasiak

Z informacji, które przeciekły do mediów, wynika, że abp Michalik wygrał miażdżącą ilością głosów. Tuż po wyborze nowy-stary przewodniczący nie ukrywał, że nie chciał ponownie kandydować i nawet swoje osobiste rzeczy wywiózł już z Warszawy. Dlaczego więc został ponownie wybrany? Ponieważ w Kościele jednym z głównych kryteriów jest zachowanie jedności, a abp Michalik to zapewnia, bo jest biskupem środka.

Wyniki głosowania biskupów świadczą o dojrzałości konferencji Episkopatu. Było to uznanie dla poprzedniej kadencji – podkreśla kard. Stanisław Dziwisz. Wybór abp Michalika na ponowną kadencję jest więc swoistym paradoksem. Na czele Kościoła w Polsce stanął ponownie człowiek, który nie tylko widzi siebie w roli przywódcy, ale w poprzedniej kadencji robił wszystko, aby nie odcisnąć swojego piętna na Kościele.

Starałem się nie narzucać innym swojego zdania, często rezygnowałem z własnego, ale nigdy wbrew przekonaniom. I to uważam za swój sukces – mówił w jednym z wywiadów podsumowujących swoją pierwszą kadencję.

Daleko od polityki

Biskupi cenią abpa Michalika również za wielki dystans do sfery politycznej. W ciągu pięciu lat przewodniczenia Episkopatowi ani razu nie spotkał się oficjalnie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim czy Lechem Kaczyńskim, nie mówiąc o kolejnych premierach. Jak wyjaśnia, nie chce być posądzany o mieszanie się do polityki.

Zbytnia bliskość mogłaby prowadzić do utraty wiarygodności Kościoła wobec ludzi – uważa przewodniczący Episkopatu.

Jednak jak każdy ma swoje poglądy polityczne. Nie jest tajemnicą, że jego ulubionym politykiem jest Marek Jurek, którego zna jeszcze z końca lat 80., gdy sam był biskupem zielonogórsko-gorzowskim. Jednak ta bliskość bardziej wynika z postawy Jurka w sprawie obrony życia niż zaangażowania politycznego.

Niektórzy uważają, że abp Michalik nie ma wyrazistej osobowości. Nic podobnego. Nie boi się zabierać głosu w sprawach trudnych. W czerwcu 2007 roku powiedział, że parlamentarzyści nie zdali egzaminu moralnego, bo nie udało się im przegłosować wzmocnienia konstytucyjnej ochrony życia.

Wykazał się też wielką odwagą cywilną, gdy w 2007 roku w IPN znalazły się materiały SB, z których wynikało, że był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB. Abp Michalik od razu wszystko ujawnił, złożył wyjaśnienia i poprosił o ocenę całej sprawy niezależnych historyków, którzy oczyścili go z oskarżenia. Taką postawą zyskał powszechne uznanie, nawet najsurowszych lustratorów, którzy teraz podają abp Michalika za przykład wzorcowego rozwiązania tej trudnej sprawy.

Przewodniczący, a nie prymas

Media zawsze bardzo dużo uwagi poświęcają tym wyborom. Roztrząsają i podgrzewają atmosferę, pytając: „ Kto będzie rządził Kościołem w Polsce? Jednak funkcja przewodniczącego nie ma zbyt wiele wspólnego z rządzeniem. A jest jedynie przewodniczeniem – podobnie jak marszałek przewodniczy obradom Sejmu.

Abp Michalik nie jest więc głową Kościoła w Polsce, przywódcą ani zwierzchnikiem innych biskupów. Każdy biskup diecezjalny ma na terenie swojej diecezji pełnię władzy. Pochodzi ona z nadania Papieża i tylko Ojciec Święty jest zwierzchnikiem biskupa diecezjalnego. Jest natomiast rzeczą oczywistą, że warto, aby wszyscy biskupi z danego kraju spotykali się razem co jakiś czas, żeby wymienić się doświadczeniami i skoordynować pracę duszpasterską. I te obrady mają swojego przewodniczącego.

Głód przywództwa w polskim Kościele i całe niezrozumienie ustroju partykularnego Kościoła bierze się z naszej tradycji historycznej. Polacy przyzwyczaili się, że na czele naszego Kościoła stał Prymas Polski, który kiedyś był nawet interreksem (królem w czasach bezkrólewia). Dlatego też biskupi od wieków skupiali się wokół arcybiskupów gnieźnieńskich i zwoływanych przez nich synodów prowincjalnych. W ostatnim stuleciu rolę prymasa na wyżyny wyniósł kard. Stefan Wyszyński, który stał się nie tylko religijnym, ale i ogólnonarodowym przywódcą. Sytuacja przywództwa w lokalnych Kościołach stopniowo zmieniała się po Soborze Watykańskim II. Do Polski jednak owa reforma dotarła z opóźnieniem. Nasz kraj znajdował się za żelazną kurtyną, co mocno utrudniało kontakt Stolicy Apostolskiej z naszymi biskupami. Dlatego też kard. Wyszyński miał specjalne „papieskie” prerogatywy. Łączył funkcję prymasa, nuncjusza oraz mógł samodzielnie mianować biskupów.

Pierwszy, którego wybrano

Posoborowa reforma do polskiego Kościoła dotarła więc dopiero w latach 90., kiedy RP unormowała stosunki z Watykanem. Została również rozdzielona unia personalna arcybiskupa Gniezna i Warszawy. Tym samym kard. Józef Glemp przejdzie do historii jako ostatni Prymas Polski rezydujący w Warszawie. Pomimo zmian w ustroju lokalnego Kościoła biskupi niemal automatycznie wybrali kard. Glempa na przewodniczącego Episkopatu Polski. I dopiero, gdy w 2004 roku dobiegła końca jego druga kadencja, na przewodniczącego wybrano abpa Józefa Michalika. Metropolita przemyski został pierwszym przewodniczącym, który zyskał większość wśród polskich hierarchów. Wybór w 1994 roku Prymasa Polski był czystą formalnością. Przede wszystkim biskupi nie chcieli nikogo innego na tym stanowisku, ale też nie wypadało im wybierać kogoś zamiast prymasa.

Kluczem do zrozumienia sukcesu nowego-starego przewodniczącego jest jego wiara, przez pryzmat której ocenia rzeczywistość społeczną. Symboliczna może być reakcja abpa Michalika na próbę opodatkowania przez SLD kościelnej tacy w latach 90. Niektórzy biskupi podnieśli głośne larum, tymczasem abp Michalik stwierdził, że nie jest zwolennikiem tej inicjatywy, jednak jeśli tak się stanie, to należy przyjąć to jako wolę Bożą i okazję do praktykowania cnoty ubóstwa, bowiem siłą Kościoła nie jest jego bogactwo, ale solidarność z ubogimi.

Artur Stelmasiak

Artykuł ukazał się w numerze 04/2009.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej