Ubóstwo w potocznym rozumieniu ma pejoratywne znaczenie. Ludzkość od wieków walczy z ubóstwem na świecie. Słowo „ubóstwo” należy do słownika problemów ekonomicznych i społecznych. Tymczasem szkoda, że stało się ono synonimem biedy, nędzy, braku. Chrześcijaństwo rzuciło nowe światło na ubóstwo tak dalece, że stało się ono cnotą, jeśli tylko jest właściwie rozumiane i realizowane. W tym krótkim eseju spróbujemy to udowodnić.
Bogacz i Łazarz
Zacznijmy może od przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16,19-31), która poucza nas, że pomyślność na tym świecie, życie w dostatku raczej nie prowadzą do radości w świecie przyszłym. „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19,24). To oczywiście nie znaczy, że nie jest możliwe, aby bogaty został zbawiony, ale jest mu o wiele trudniej to zbawienie osiągnąć. Ucho igielne w znaczeniu biblijnym to nie mikroskopijna dziurka w igle do szycia, ale spory wyłom w murze miejskim, przez który przepychano z trudem wielbłądy, by nie prowadzić ich do bramy miasta. Kiedy więc bogactwa utrudniają nam zbawienie? Gdy stajemy się ich niewolnikami, gdy na ich zdobycie poświęcamy zbyt dużo czasu i energii; gdy stają się naszym skarbem, a nawet bożkiem. Taka sytuacja nie jest wcale rzadka. Ludzie uwikłani w taką pułapkę nie potrzebują Boga ani Jego darów, uważają, że są w stanie kupić sobie wszystko: zdrowie, szczęście, rodzinę, przyjaciół i Bóg wie, co jeszcze…
Kwestia postawy
Czy bogaci muszą rozdać ubogim to, co mają, aby stać się ubogimi w znaczeniu ewangelicznym? Nie, żadną miarą. Jest taki przypadek w nauczaniu Jezusa, gdy rozmawia On z młodzieńcem pragnącym czegoś więcej w życiu: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie”, ale Jezus zaraz dodaje: „Potem przyjdź i chodź za mną” (Mt 19,21). W tym przypadku chodziło więc o powołanie ucznia, o osobę konsekrowaną Bogu. Młodzieniec jednak nie potrafił zrealizować Jezusowej rady, miał zbyt wiele posiadłości, rachunek ekonomiczny wziął górę nad ideałem naśladowania Jezusa, który przecież w ostatnim etapie swojej działalności był bezdomny; tak, nasz Chrystus Pan był człowiekiem ubogim! Zupełnie inaczej zachowała się uboga wdowa przy skarbonie świątynnej – była tak dalece duchowo wolna i pełna ufności w Bożą opatrzność, że wrzuciła wszystko, co miała, ilościowo może niewiele, ale jakościowo najwięcej ze wszystkich; inni bowiem wrzucali z tego, co im zbywało, ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie (Mk 12,38-44).
Z naszych dotychczasowych rozważań wynika, że ubóstwo jest cnotą mieszczącą w sobie wolność od swojego majątku; taki sposób posiadania, który nie utrudnia nam relacji z Bogiem i nie osłabia zaufania do Niego.
Przyjrzyjmy się następnie Zacheuszowi, który stał się bogaty w sposób nieuczciwy. Kiedy spotyka Jezusa, który zechciał zatrzymać się w jego domu, wspaniałomyślnie deklaruje: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19,8). W postawie tego człowieka widzimy siłę nawrócenia: kto spotkał na swej drodze Jezusa, w sposób naturalny porządkuje swoje życie. Ubóstwo zatem jest umiejętnością dzielenia się z potrzebującymi i rekompensaty za wyrządzone krzywdy.
Być ubogim w określony sposób
Chrystus Pan w swoim kazaniu na górze wygłosił również laudację ubogim w duchu, do których należy Królestwo Niebieskie (Mt 5,3). Kogo Jezus ma tu na myśli? Czy zwykłych biedaków, którym z własnej winy bądź ze zrządzenia losu nie wystarcza od pierwszego do ostatniego? Jak się domyślamy, nie! Można cierpieć ubóstwo będące konsekwencją własnej nieporadności, lenistwa, nałogów, hazardu itp. Z taką biedą błogosławieństwo to nie ma nic wspólnego. Ubodzy w duchu to ludzie, którzy nie są panami swojego życia, którzy patrzą z pokorą na siebie i innych, może przez lata cierpliwie i z nadzieją dźwigają krzyż własnych ograniczeń, choroby własnej i bliskich, rozbitego małżeństwa itp. A może dzisiejsi ubodzy w duchu to ludzie biznesu, którzy obracają wielkimi sumami pieniędzy i z dnia na dzień mogą stracić wszystko, którzy żyją w nieustannym napięciu z powodu ryzyka podejmowanych decyzji? Mimo tego ryzyka starają się być uczciwi i pracowici.
Chyba każdy z nas, wierzących, niezależnie od swojego statusu finansowego, nawet z kontem w banku zabezpieczającym niemal wszystkie nagłe życiowe sytuacje, może odkryć w sobie jakiś obszar ubóstwa – przestrzeń, w której nie wszystko od niego zależy. Jeśli jesteśmy do tego zdolni i jeśli ta zdolność prowadzi nas do zależności od Boga, jesteśmy na drodze do kształtowania w sobie ubóstwa w duchu.
Na podstawie mojego doświadczenia przekonuję się, że o to właśnie chodziło Jezusowi, gdy błogosławił ubogich w duchu. Do konfesjonału przychodzą różni ludzie, często ludzie sukcesu, którzy osiągnęli w życiu naprawdę wiele. Są dziś dyrektorami firm, lekarzami, adwokatami, profesorami na uczelniach, politykami, duchownymi, ale klękając do sakramentu pokuty, odsłaniają przed spowiednikiem swój obszar biedy, która ich przerasta. Tej biedy nie są w stanie zniwelować żadną swoją władzą, autorytetem, wiedzą czy pieniędzmi. Tej ich biedzie może zaradzić tylko miłosierny Chrystus. Jeśli ktoś nie potrafi z taką swoją biedą do Niego przyjść, jest pyszny w duchu i zakłamany w sobie. Tak, hamulcem przed spowiedzią jest nie wstyd, ale pycha. Z powyższego wynika, że ubóstwo ewangeliczne ma przede wszystkim charakter duchowy.
Nie chodzi o „dziadostwo”
Jest jeszcze jeden interesujący aspekt ubóstwa chrześcijańskiego. Aby go lepiej zrozumieć, przywołajmy przykład św. Franciszka z Asyżu. Każdy kojarzy tego świętego z ubóstwem, ale mało kto wie, że kierował się on zasadą: jak najskromniej dla siebie, jak najbogaciej dla Chrystusa. On i jego bracia żyli w skrajnym ubóstwie, ale napominał ich, aby nie oszczędzali na wystroju świątyni. Uważał, że msza św. powinna być sprawowana z użyciem najszlachetniejszych naczyń i paramentów. Ubóstwo to nie „dziadostwo”, mawiamy kolokwialnie.
Może osobista dygresja. Kiedyś głosiłem rekolekcje w pewnej małej parafii na Podlasiu. Ludność tej miejscowości była biedna, ale bogobojna. Przy kościele nawiązała się rozmowa z kilkoma parafianami. Powiedziałem do nich, że jestem pełen podziwu dla piękna ich kościoła, co niedzielę świeże kwiaty, lśniące bielą obrusy, świątynia ponadto była po gruntownym i zapewne kosztowym remoncie. Wtedy jedna z parafianek powiedziała mi: „proszę księdza, w domu to my możemy mieć różnie, ale nasz kościół to jest dom Boży, tu ma być jak w przedsionku nieba”. Ten aspekt ubóstwa określiłbym regułą: jak najmniej dla siebie, jak najwięcej dla Boga.
Inny jeszcze przykład daje nam św. Maksymilian Kolbe. Ten ubogi kapłan zakonny wykorzystywał najnowocześniejsze środki do głoszenia Ewangelii: prasę, radio, myślał również o telewizji. Kiedy wybuchła II wojna światowa, wydawałoby się, że całe jego dzieło legło w gruzach. Większość zakonników z Niepokalanowa musiała wyjechać w strony rodzinne, wydawnictwo i drukarnię zamknięto, część klasztoru zajęły wojska niemieckie, a on jako przełożony wspólnoty oznajmił współbraciom: nasza misja nie kończy się, zmieniają się tylko jej środki. Przyszedł czas, byśmy głosili Ewangelię już nie słowem pisanym, ale czynem. Prosił też zakonników, aby zaciągnęli się do Czerwonego Krzyża i nieśli pomoc potrzebującym. Ci, którzy zostali w Niepokalanowie, dali schronienie przesiedleńcom z poznańskiego i deportowanym Żydom. Dzielili się z tymi ludźmi chlebem i słowem otuchy. Sam św. Maksymilian dał ostatecznie najwyższe świadectwo swojego ubóstwa, gdy najpierw w obozie koncentracyjnym w Auschwitz dzielił się głodowymi porcjami chleba, resztą sił spowiadał godzinami współwięźniów i wreszcie gdy oddał swoje życie dla ocalenia życia drugiego człowieka. To jest chyba najwyższy wymiar ubóstwa duchowego – umieć dać najwyższy dar z siebie. Być wewnętrznie tak wolnym, by oddać siebie w ofierze drugiemu człowiekowi. Takiego wymiaru ubóstwa potrzeba dziś nam w kapłaństwie, w życiu zakonnym, w życiu małżeńskim i rodzinnym, bowiem bez ofiary nie ma miłości, a do tej pierwszej zdolni sią tylko ubodzy w duchu.
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 4 / październik-grudzień 2023
/mdk