Doskonale zobrazowaną definicję pychy znajdziemy w Księdze Rodzaju, czytając opis rozmowy szatana z Ewą. Żaden z argumentów złego nie przemawia do niewiasty jak ten, że „staniecie się jak Bóg”. Dramat wyboru polega na tym, że dajemy się zwieść, iż możemy być jak Bóg, pomijając Boga, a nie według Boga i na Jego podobieństwo.
Czytając wiele publikacji na temat siedmiu grzechów głównych, w większości dostrzegamy, jak łatwo jest przekroczyć cienką granicę realizacji własnych pragnień, budowania własnej wartości, nawet przy najlepiej dobranym celu, chociażby u początku naszych pragnień stało dobro. Moim zdaniem w naszym dążeniu do świętości, do której wszyscy powszechnie jesteśmy wezwani, największą przeszkodą jest właśnie pycha. To ona otwiera „katalog grzechów głównych” i nie bez powodu Grzegorz Wielki nazwał ją „matką i królową wszystkich wad”. W Księdze Mądrości Syracha czytamy: Początkiem pychy człowieka jest odstępstwo od Pana, gdy odstąpił sercem od swego Stworzyciela, albowiem początkiem pychy grzech (Syr 10,12-13).
Pycha jest przyczyną, zaczątkiem grzechu pierworodnego. Pierwsze spotkanie człowieka ze złym i prowadzony dialog ukazuje, że początkiem każdego grzechu jest zrodzenie się w człowieku myśli, by być jak Bóg, by stać się Bogiem. Szatan w rozmowie z Ewą składa jej tylko tę jedną obietnicę: otworzą się wam oczy, i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,1-8). Nie trzeba nic więcej, bo w tym jednym zawarte jest wszystko, każde z naszych pragnień i dążeń. Temat pychy jest jeszcze wielokrotnie podejmowany w Biblii, grzech ten staje się przyczyną wielu nieszczęść. Wystarczy przytoczyć tutaj chociażby historię Kaina i Abla, budowania wieży Babel czy króla Heroda.
Gdybym miała podjąć próbę namalowania obrazu – portretu pychy, byłyby to drzwi naszego serca, po przekroczeniu których widzimy własną twarz. Za drzwiami tego pysznego serca nie zobaczysz twarzy Boga, próżno tam szukać twarzy bliźniego. Bo w centrum mojego serca jestem Ja.
Kimże w takim razie jest człowiek pyszny? W języku polskim słowo „pyszny” może być kojarzone bardzo dobrze. Coś pysznego przynosi nam wiele zadowolenia. Kto nie uśmiecha się błogo na wspomnienie o tym, co pyszne, co przywołuje chociażby tak ukochane smaki dzieciństwa: pyszne ciasto pieczone przez naszą babcię, pyszny obiad u mamy… Na przeciwległym końcu tak przyjemnie kojarzącego się słowa jest zawarta jego „ciemna strona”. Człowiek pyszny – wcale nie jest dobry i nie kojarzy nam się przyjemnie. Pozwolę sobie przytoczyć tutaj fragment książki Joanny Petry Mroczkowskiej Siedem grzechów głównych, gdzie jak do tej pory znalazłam najprostszą definicję pychy i człowieka pysznego: „Specyficzną cechą języka polskiego jest synonimiczność pychy i smakowitości. W języku angielskim, co ma swoje konsekwencje kulturowe, istnieje tylko jedno słowo: pride. Żeby wyrazić pojęcie pychy, trzeba użyć określenia »fałszywa duma« albo arogancja. Duma może człowieka rozpierać, rozsadzać. Pycha nadyma. Anglosasi mówią potocznie he is full of himself – »ktoś jest pełen siebie«”.
A zatem pycha to nic innego jak wypełnianie siebie sobą. W obecnych czasach, które są bardzo nastawione na „osobisty rozwój”, gdzie mamy swoich idoli, trenerów, kiedy wmawia się nam, że centrum świata jest człowiek, łatwo wpaść w pułapkę takiego wypełnienia siebie sobą. Dzisiaj każdy „musi być” liderem, a zatem tym, który będzie dawał, a nie przyjmował; tym, który będzie wzorem, a nie naśladowcą; tym, którego się kocha i ubóstwia, nie tym, który będzie kochał innych.
Święty Tomasz z Akwinu stwierdza, że pycha to nieuporządkowana miłość do siebie. Właściwa miłość jest pełna dążenia do doskonałości, do zjednoczenia ze Stwórcą, nigdy stawiania się w Jego miejsce.
Konsekwencją pychy są kolejne grzechy, które w pewnym momencie przestają człowiekowi przeszkadzać lub tak chętnie są przez niego usprawiedliwiane. Człowiek odchodzi od Boga, budując sobie obraz Boga okrutnego, który karze, pozostawia człowieka samemu sobie. Uwikłany coraz bardziej zaczyna nienawidzić TAKIEGO Boga, a tak naprawdę owa nienawiść ma przyczynę gdzie indziej. Stworzenie nienawidzi Stwórcy, gdyż tylko On je przerasta, nienawidzi również drugiego człowieka, gdyż w tamtym też można dostrzec coś dobrego, a może nawet lepszego niż w samym sobie.
Pycha może stać się również źródłem ateizmu – niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche wyznał: „Nie mogę uznać istnienia Boga, bo musiałbym przyjąć, że sam nie jestem Bogiem”. Więc jeśli nie mogę odstąpić Bogu swojego miejsca, nie chcę zejść „niżej” i uznać wyższości Stwórcy nade mną, może lepiej w ogóle nie myśleć, nie wierzyć, że On jest. I będą tacy, którzy pójdą tą drogą, utwierdzani przez innych, że tak właśnie ma być, że Boga nie ma, a człowiek może wszystko własną mocą, musi jedynie uwierzyć w siebie, swoje siły i szczelnie wypełnić siebie sobą.
Wiemy już, jakie konsekwencje przynosi pycha, jak bardzo może się w nas zadomowić, często przedstawiając mylny obraz nas samych, by dalej w naszym życiu zajmować naczelne miejsce. Pan Bóg nie zostawia nas jednak samymi w walce z grzechem. Niezawodnym lekarstwem na pychę jest przyjęcie za swoje słów wypowiedzianych przez św. Michała Archanioła: Quis ut Deus? – Któż jak Bóg?
W życiu codziennym, mając świadomość bycia stworzonym na obraz i podobieństwo Boże, doskonalmy się w cnotach, „bądźmy Jemu podobni”, ale nie zajmujmy Jego miejsca, wypełniajmy się miłością, dobrymi uczynkami, a nie samymi sobą.
Renata Czaja
mak