Urodziła dwoje dzieci, które zmarły chwilę po porodzie. Trzecia ciąża przyniosła tylko połowiczne szczęście. Urodziła zdrowego syna, ale sama zaczęła się zmagać z poważnym nowotworem. Poznajcie historię Chiary Corbelli Petrillo, przyszłej kandydatki na świętą, której proces beatyfikacyjny rozpoczął się w lipcu 2018 roku.
Chiara Corbella Petrillo przyszła na świat w 1984 roku w Rzymie. Jej rodzice byli związani z Odnową w Duchu Świętym, przez co również Chiara od dzieciństwa angażowała się w różne formy pobożności. W 2002 roku, podczas pielgrzymki do Miedjugoje, poznała swojego przyszłego męża Enrico Petrillo. Jednak, mimo pewności, że oboje są sobie przeznaczeni, ich początki nie były łatwe. Kłótnie i nieporozumienia spowodowały, że w pewnym momencie para się rozstała. W zażegnaniu kryzysów przyszłych małżonków pomógł ojciec Vito D’Amato, który z czasem stał się kierownikiem duchowym obojga oraz towarzyszem późniejszych trudnych doświadczeń. Enrico „kiedy poznał Chiarę, wiedział już, że to kobieta jego życia” – wspominał franciszkanin.
Wyjątkowe macierzyństwo
Młodzi pobrali się po kilku latach znajomości. Po ślubie Chiara szybko zaszła w ciążę. Jednak wczesne USG wykazało nieuleczalną, spowodowaną brakiem części mózgu, chorobę dziewczynki. Enrico, który przebywał na drobnym zabiegu w innym szpitalu, dowiedział się o diagnozie dopiero dwa dni później. Chiara, bojąc się reakcji męża, świadomie zwlekała z przekazaniem mu wiadomości o chorobie dziecka. Spowodowało to, że pierwsze chwile po usłyszeniu diagnozy spędziła w samotności. Przyszła matka znalazła ukojenie dopiero w historii Maryi. Ona również musiała powiedzieć Józefowi o dziecku, które „nie będzie należało do nich”, ale – jak wspominali małżonkowie – narodzi się dla Nieba. Enrico, wbrew wcześniejszym obawom Chiary, przyjął wiadomość ze spokojem. Małżonkowie, mimo usilnych nalegań lekarzy nie zdecydowali się na aborcję. „Nie świętowałabym dnia aborcji jako dnia wyzwolenia, to byłby moment, o którym chciałabym jak najszybciej zapomnieć, moment bólu i cierpienia. A dzień narodzin Marii był jednym z najpiękniejszych w moim życiu” – wspominała Chiara. „Wiedziałam, że jest ze mną związana na całe życie, bo to moja córka”.
Maria Grazia Letizia (grazia to po włosku „łaska”, a letizia – radość) zmarła w objęciach rodziców kilkanaście minut po porodzie, ale „przez pół godziny życia uczyniła tyle, ile wy nie zdołacie uczynić przez sto lat!”- powiedział Enrico. Pogrzeb malutkiej córeczki Chiary i Enrico odbył się w gronie zaledwie kilku osób, ale jak wspomina przyjaciel pary, znacznie odbiegał od charakterystycznej atmosfery podobnych uroczystości. „Widziałem mszę żałobną Marii. Rodzice śpiewali i chwalili Boga przez całą mszę. To było jedno z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu” – mówił Gianluigi De Palo, przyjaciel Chiary i Enrico.
Późniejsze badania wykazały, że choroba Marii nie miała żadnego związku z problemami genetycznymi. To, zdaniem lekarzy, oznaczało, że następna ciąża Chiary nie powinna być zagrożona. Niestety kilka miesięcy później małżonkowie po raz kolejny usłyszeli druzgoczącą diagnozę – ich synek miał urodzić się bez nóg oraz ze śmiertelnymi wadami wielonarządowymi. Davide, podobnie jak malutka Maria, odchodził w ramionach matki. „W małżeństwie – napisała Chiara – Pan dał nam specjalne dzieci: Marię Grazię Letizię i Davide’a Giovanniego, ale poprosił, żebyśmy towarzyszyli im tylko do czasu, gdy narodziny pozwolą nam je przyjąć, ochrzcić, a później dostarczyć w ręce Ojca”. Pożegnanie Davide’a odbyło się w podobnej atmosferze, jak pogrzeb córeczki małżeństwa.
Miłość silniejsza niż śmierć
Jakiś czas później Chiara i Enrico oczekiwali na narodziny trzeciego dziecka. Małżonkowie przywitali na świecie zdrowego chłopczyka, który otrzymał imię Francesco. Niestety szczęście młodych rodziców nie trwało długo. Już w czasie ciąży Chiara zauważyła na swoim języku aftę, która okazała się odporna na wszelkiego rodzaju leki i maści. Dokładne badania wykazały, że to zaawansowany rak języka wymagający natychmiastowego usunięcia. Młodą matkę czekały dwie operacje. Przeszła jedną, a decyzję o drugiej – ze względu na donoszenie ciąży – odwlekała. Młoda matka nie chciała narażać życia dziecka, aby zwiększyć statystyczne szanse na swoje przeżycie. Po narodzinach Francesco w trzydziestym siódmym tygodniu ciąży, Chiara natychmiast trafiła na stół operacyjny. Niestety leczenie nie przyniosło pozytywnych rezultatów. Wystarczyło zaledwie kilka miesięcy a młoda matka znajdowała się już w stanie terminalnym.
Tuż przed śmiercią Chiary małżonkowie odnowili przysięgę małżeńską. Później – mając świadomość spędzania ostatnich wspólnych chwil – spacerowali brzegiem Tybru. Chiara umierała otoczona miłością rodziny, przyjaciół, znajomych, trzymana za rękę przez męża, który do ostatnich chwil wypowiadał słowa jednego z psalmów: „Spokojnie zasypiam, kiedy się położę, bo tylko Ty jeden, Panie, pozwalasz mi spać bezpiecznie”. Ojciec Vito, który towarzyszył parze, mówił w jednym z kazań: „Umęczone ciało Chiray, podobnie jak umęczony Chrystus, pokazuje, że człowiek wcale nie żyje dlatego, że oddycha, ale dlatego, że kocha”.
Chiara Petrillo zmarła 3 czerwca 2012 roku. Młodą, zaledwie dwudziestoośmioletnią, żonę i matkę żegnały tłumy, a mszę pogrzebową koncelebrowało kilkudziesięciu księży. Po zakończeniu uroczystości każdy z uczestników mógł zabrać do domu jedną z malutkich roślinek – zakupionych przez Enrico na wcześniejszą prośbę żony – aby pielęgnować życie. Chiara została pochowana na rzymskim cmentarzu Verano, na którym wierni – od dnia pogrzebu – modlą się o łaski za jej wstawiennictwem.
Piękno odnalezione w cierpieniu
Życie Chiary stało się synonimem bohaterstwa, ale wbrew pozorom – jak powiedział Enrico w jednym z wywiadów – ta młoda kobieta wcale nie była odważna. To wiara dodawała sił Chiarze, bo „w wierze siłę daje ci Ktoś Inny. Ona była silna siłą Kogoś Innego”- kontynuował. Przyjaciele pary stwierdzili, że Chiara całkowicie zrewolucjonizowała ich spojrzenie na życie. Młoda matka, która stawała twarzą w twarz ze zwykłym ludzkim cierpieniem i bólem, potrafiła do końca cieszyć się życiem. Dlatego nieprzypadkowo – co podkreślił ojciec Vito – rozpowszechniło się zdjęcie Chiary z opatrunkiem na oku zrobione dwa miesiące przed śmiercią. Franciszkanin podkreśla, że fotografia jest piękna, ponieważ uśmiech Chiary jest na niej prawdziwy. „Jej cierpienie stało się świętym miejscem, ponieważ było to miejsce, w którym spotkała Boga” – wspominali Simone Troisi i Cristiana Paccini, przyjaciele małżeństwa oraz autorzy biografii Chiary.
Jednak prócz pięknego świadectwa życie Chiary to przede wszystkim historia młodej, zwyczajnej żony i matki, która żyła ze świadomością nachodzącej śmierci i musiała przygotować na swoje odejście najbliższych. W liście do małego Francesco pisała: „Celem naszego życia jest kochać i być zawsze gotowym uczyć się kochać innych w taki sposób, jakiego może nas nauczyć jedynie Bóg. Cokolwiek zrobisz będzie miało sens tylko wtedy, gdy zobaczysz to w perspektywie życia wiecznego. Kochając naprawdę uświadomisz sobie, że nic ci się nie należy, bo wszystko jest darem. Jesteś kimś szczególnym i masz wielką misję. Pan chciał Cię od zawsze i ukaże ci drogę, jeśli otworzysz mu swoje serce. Zaufaj, warto!”.
Spełnienie dziecięcego marzenia
„Maryjo i Jezusie, proszę Was, żebym została świętą” – napisała zaledwie siedmioletnia Chiara na pocztówce znad morza. Życzenie malutkiej dziewczynki spełnia się na naszych oczach. Proces beatyfikacyjny Chiary Corbelli Petrillo, „świeckiej kobiety i matki, żony i matki o wielkiej wierze”, rozpoczął się 18 lipca 2018 roku w Rzymie. Oznacza to, że malutki Francesco prawdopodobnie doczeka ogłoszenia oficjalnej świętości swojej mamy, dzięki której miłości żyje. „To, czego Bóg chce dla nas jest o wiele piękniejsze niż to, o co moglibyśmy prosić, używając własnej wyobraźni” – napisała na tej samej widokówce Chiara przed śmiercią.
Karolina Hołownia
/md