Media i dziennikarze – głoście prawdę w porę i nie w porę…

2017/01/11
zrzut-ekranu-2016-12-21-22.jpg

Idźcie i głoście to podwójne zawołanie dla mediów bezpośrednio związanych z Kościołem katolickim. To także dobra okazja do remanentów związanych z mediami katolickimi.

Przed wojną w Polsce – według Informatora Kościoła katolickiego 1936/1937 – wydawano 199 czasopism katolickich o łącznym nakładzie 2,4 mln egz. Stanowiło to niemal 27% całego nakładu polskiego czasopiśmiennictwa i oznaczało, że co czwarty kupowany tytuł był w  tamtym czasie tytułem katolickim. W okresie przedwojennym, do roku 1939 nakłady prasy katolickiej osiągały 8% ogółu wydawanych na rynku tytułów. Obecnie prasa katolicka ma czterokrotnie gorszy wynik i stanowi jedynie 2% obecnych na rynku tytułów. Przykładowo: głośny miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”, ukazujący się od stycznia 1922 r. w liczbie 5000 egz., w roku 1933 liczył już 680 000 egz., a  w  latach 1938–1939 800 000. Ukazujący się od maja 1935 r. „Mały Dziennik”, redagowany przez o. Maksymiliana Kolbego, w szczytowym okresie osiągał 175 000  egz. w dni powszednie i 275 000 egz. w niedziele. Sumaryczny nakład wszystkich wydawnictw periodycznych powstających w Niepokalanowie w 1939 r. dochodził niemal do 1,5 mln egz.

Okres wojny i powojennych represji komunistycznych skutecznie zahamował nie tylko rozwój, ale i obecność mediów katolickich w świadomości Polaków. W okresie PRL dostępne były jedynie niskonakładowe pisma katolickie, zaś periodyki parafialne nie istniały w ogóle. O pierwszych nielegalnych pismach parafialnych, wydawanych bez zgody cenzury państwowej, można mówić po zniesieniu stanu wojennego, od drugiej połowy lat 80. Pisma ukazywały się w postaci biuletynów wewnętrznych parafii. W  efekcie po upływie paru dziesięcioleci polscy katolicy zatracili – tak przecież utrwalony w międzywojniu – nawyk sięgania po prasę religijną. Niezwykły wzrost czytelnictwa prasy zaznaczył się po sierpniu 1980 r. Tendencje te zostały jednak skutecznie zablokowane w grudniu 1981 r. stanem wojennym.

W PRL wydawnictwa katolickie były ograniczone przez cenzurę i faktycznie koncentrowały się na pozycjach pobożnościowych. Zaś te, które wydawały prasę, były kontrolowane przez Służbę Bezpieczeństwa i służyły w dużym stopniu rozpracowaniu środowisk opozycyjnych. Informacja religijna docierała do odbiorców z trudem powodowanym ograniczeniami papieru, ingerencjami cenzury, brakiem bazy poligraficznej. Jednak jej nieustającym walorem było zaufanie społeczne czytelników, spragnionych rzetelnej informacji.

Po roku 1989 oczekiwano, że załamanie sytemu komunistycznego spowoduje masowy wzrost czytelnictwa prasy katolickiej. Tak się jednak nie stało. Po okresie komunistycznych ograniczeń i represji nastąpił chaotyczny rozwój rynku prasowego. Cechą charakterystyczną rynku prasy katolickiej było rozdrobnienie. Wkrótce zapanowała era dominacji mediów elektronicznych. Polski rynek telewizyjny został zdominowany przez oligopol dwóch wielkich prywatnych stacji telewizyjnych. Media elektroniczne i media drukowane są to dwa nieporównywalne światy, także gdy chodzi o oddziaływanie na opinię i debatę publiczną. Każde z tych mediów charakteryzuje odrębny modus operandi. Na dodatek media drukowane są w Polsce w znacznym stopniu własnością obcego kapitału.

Nie dziwi więc, że niekorzystnie przedstawia się sytuacja katolickiej prasy codziennej. Wciąż jedynym ogólnopolskim dziennikiem o proweniencji katolickiej jest „Nasz Dziennik”, wydawany w Warszawie od 1998 r. przez Fundację Spes. Również niekorzystnie wypada czytelnictwo prasy katolickiej w Polsce na tle zlaicyzowanego Zachodu. Uruchomiony w marcu 2007 r. Dom Mediowy prasy katolickiej, który współpracuje z ok. 20 tytułami, informował, że prasa katolicka w Polsce dociera do 3 mln ludzi. W tym kontekście media toruńskie ojców redemptorystów – Radio Maryja i Telewizja Trwam – wpływają znacząco na obecność agendy religijnej i nauczania społecznego Kościoła w polskiej debacie medialnej. Można nawet rzec, że włączają się na tyle mocno, że gdyby ich głosu zabrakło, głos katolików w Polsce stałby się wręcz nieobecny i niemal niesłyszalny, ponieważ nawet wysokie nakłady ogólnopolskiej prasy religijnej nie przebijają się do szerokiej debaty publicznej. Można nawet czasem odnieść wrażenie, jakby ich w ogóle nie było. Oznacza to także, że dziennikarze katoliccy nie funkcjonują w szerokiej debacie jako publicyści i komentatorzy wydarzeń, ale pozostają wciąż jako dziennikarze „drugiej kategorii”, niemal „trędowaci”, jakby wciąż w drugim obiegu, jak za czasów PRL – mimo że często są to wykształceni i wysoko wyspecjalizowani publicyści i ludzie pióra.

Na tym tle np. „Nasz Dziennik”, którego nakład wcale nie jest w czołówce rankingów czytelniczych, jest cytowany, a jego teksty przebijają się także w  dyskusji i szerokiej debacie publicznej. Dzieje się tak, ponieważ stanowi on składową większej części medialnego koncernu, który tworzy jeszcze radio i telewizja; ponieważ dziś na polskim rynku mediów w dotarciu do odbiorcy każdy pojedynczy tytuł prasowy – nie tylko katolicki – nawet wysokonakładowy, nie ma szans w zderzeniu z konkurencją, którą tworzą koncerny telewizyjno-radiowo-prasowe, dodatkowo często o  proweniencji niepolskiej i na bazie kapitału obcego.

Media katolickie w Polsce potencjalnie mają bardzo szeroki krąg odbiorców, są jednak rozdrobnione i za mało pracują nad wzmacnianiem słyszalności własnego głosu w szerokiej debacie publicznej. Dzieje się to ze szkodą nie tylko dla życia religijnego Polaków, ale przede wszystkim dla życia społecznego, kulturalnego, ale też ekonomicznego i biznesowego. Ze szkodą dla tworzenia i wzmacniania narodowo-kulturowej tożsamości społeczeństwa i budowy jego rozwojowych perspektyw.

W związku z tym powstaje pytanie o zasięg informacji religijnej i jej wpływ na kształtowanie opinii w  Polsce. Czy świat wartości katolickich wytrzyma konfrontację z mediami w  dobie ich cyfryzacji i permanentnego rozwoju? Jak atrakcyjny jest przekaz medialny Kościoła, unaocznił pontyfikat Jana Pawła II, a  ostatnio Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i pielgrzymka papieża Franciszka. Żadne inne wydarzenie nie zgromadziło tak wielkiej liczby środków medialnych i informacyjnych, jak misterium odchodzenia Jana Pawła  II. Wielu medioznawców oceniło je jako najbardziej medialne wydarzenie w  dziejach świata. Zauważono, że obecność mediów przy śmierci Jana Pawła II była owocem jego autentyczności, dostępności dla mediów, zrozumienia ich i posługiwania się w przekazie wiary również obrazem.

Inny, nowy problem pojawiający się z rozwojem technologii medialnych to dominacja obrazu nad słowem. Spłycenie i fragmentaryzacja obrazu świata, które wpływają nie tylko na odbiorców, ale i tych, którzy go tworzą. Młodzi ograniczający się do recepcji obrazów płacą cenę za deficyty obcowania ze słowem drukowanym, podczas gdy psychologowie podkreślają zgodnie, że czytanie książek pobudza partie mózgu partycypujące w  procesach myślenia skutkowo-przyczynowego. Efektem nieczytania słowa drukowanego jest także niezdolność łączenia przyczyny ze skutkiem oraz wynik tworzenia pokawałkowanego odbioru świata, ale także niesie nieumiejętność zastosowania zasad fundamentalnej logiki. Przy obecnej edukacji, stawiającej na egzaminy za pomocą testów, proces ten jeszcze dodatkowo się pogłębia. Jednak to nie tylko młodzi, ale także dorośli są bezbronni wobec współczesnych środków komunikowania, które dyktują odbiorcom świat nieistotnych zdarzeń. Fakty o mniejszym lub wręcz znikomym znaczeniu dominują w świadomości niemal wszystkich odbiorców i pochłaniają ich całkowitą uwagę. Można mówić o poddawaniu opinii publicznej naciskowi, nasycaniu jej sensacją i stronniczością. Ostrzeżenia Jana Pawła II, również te dotyczące recepcji mediów, które czasem mogły brzmieć jak głos mitycznej Kasandry, dziś powtarzają zaniepokojeni badacze mediów.

Zaistniała sytuacja wymaga w Kościele poważnej refleksji i nowych działań. Propozycja mediów katolickich jest wciąż dla odbiorców bardzo atrakcyjna, gdyż odbiega od panującej na medialnym rynku komercji. Jednak – jak trafnie podkreśla ks.  prof.  Andrzej Zwoliński – pozycja uprzywilejowana, dawniej związana ze specyficzną sytuacją polityczno-społeczną, dla mediów katolickich w Polsce z  pewnością już dawno się skończyła.

Dr Hanna Karp

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#dziennikarstwo #dzinnikarze #informacja #media #media katolickie #prawda
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej