Z wielu możliwości dojścia do człowieka Bóg wybrał tę najbardziej zaskakującą – własnego upodlenia. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, gdy Istota Najwyższa, Stwórca zrównuje się (czyli poniża) do poziomu swojego wyrobu? Temu wydarzeniu najbardziej dodaje pikanterii fakt, że Bóg nie robi tego za karę lub z przymusu, ale kieruje się miłością, nieskrępowaną i wolną decyzją.
Wcielenie Chrystusa chrześcijanie świętują już 25 marca w Uroczystość Zwiastowania Pańskiego, kiedy to Kościół głosi fakt poczęcia, czyli wstąpienie w ciało (in carne) Jezusa Chrystusa. Ta jedna z największych tajemnic chrześcijaństwa jeszcze bardziej i widoczniej wybrzmiewa 25 grudnia, kiedy donioślej głosi się istnienie dwóch natur w osobie Zbawiciela. Rozpoczyna On misję, której punktem centralnym będzie śmierć i zmartwychwstanie. W Kościele katolickim te dwa wydarzenia – narodzenie i śmierć – nie wybrzmiewają tak silnie, natomiast Tradycja wschodnia bardzo mocno wiąże je ze sobą. W ikonografii narodzony Chrystus przedstawiany jest jako zawinięty w chuście-całunie, dodatkowo zawsze to wydarzenie inscenizowane jest w grocie. Następuje tu wyraźne odniesienie do misji, dla której Chrystus przyszedł na ziemię. W tym momencie cały świat cieszy się z narodzin Zbawiciela, ale już przygotowuje się na zrealizowanie powierzonego Mu zadania, by jak najszybciej owa grota była już pusta, co jest wyraźnym znakiem zmartwychwstania.
W tym wydarzeniu zostaje spełniona tęsknota Adwentu. Całe stworzenie woła, domaga się przyjścia Zbawiciela i w końcu takowe nadchodzi. Biblijne Betlejem staje się wyraźnym miejscem urzeczywistnienia się Boga, który również potwierdza swoją tęsknotę za upadłą ludzkością, a wyraża się poprzez bliskość, ponieważ jest na wyciągnięcie ręki. Przyjście Zbawiciela na świat jednocześnie staje się niewyobrażalne i mentalnie nie do przyjęcia, ponieważ – po ludzku – wybiera On bardzo dziwną drogę. Cierpienie, którego doświadcza świat, jest już tak silne i nieznośne, że domaga się on jak najszybszego uzdrowienia. W momencie narodzin Chrystusa obietnica zaczyna się stopniowo spełniać. Głód odkupienia jest jednak tak duży, że świat wręcz domaga się, oczekuje jak najszybszego kroku ze strony Boga, by dokonało się to choćby natychmiast. Bóg nie pozostaje nieczuły na głosy ludzi. Wychodzi im naprzeciw, tak jak to zrobił, powołując Mojżesza, gdy lud cierpiał w Egipcie. Tym razem jednak wróg jest o wiele potężniejszy.
Liturgia tego czasu wyraźnie podkreśla zmianę, jaka zaistniała z chwilą wcielenia Chrystusa. Druga prefacja o Narodzeniu Pańskim mówi: „On [Chrystus] będąc niewidzialnym Bogiem ukazał się naszym oczom w ludzkim ciele, zrodzony przed wiekami zaczął istnieć w czasie, aby podźwignąć wszystko, co grzech poniżył, odnowić całe stworzenie i zbłąkaną ludzkość doprowadzić do Królestwa niebieskiego”. Widać tutaj bardzo skondensowane wyznanie wiary: Chrystus jest Bogiem, Logosem istniejącym od zawsze, który objawia się nie tak, jak dotychczas, poprzez różne fenomeny, ale wciela się, wpisuje się w historię w osobie pospolitego człowieka dla zbawienia całego wszechświata. W innych miejscach podkreślany jest moment nastania światłości z przyjściem Chrystusa, która powinna się odbijać w ludzkich dziełach i czynach.
Okres Narodzenia Pańskiego skupia się wokół trzech wydarzeń. Pierwsze i zarazem rozpoczynające to uroczystość Narodzenia Chrystusa, wyraźnie kontynuowane w trakcie Oktawy. Drugim jest uroczystość Objawienia Pańskiego (potocznie Trzech Króli). Sensem tego dnia jest ukazanie powszechnej misji Chrystusa – przyszedł On nie tyle do wyznawców prawa Mojżeszowego, co do wszystkich ludzi, a nawet więcej, do całego kosmosu (co można było zauważyć w przytoczonym wyżej fragmencie prefacji). Ostatnim wydarzeniem jest Niedziela Chrztu Pańskiego, która wypada w niedzielę po 6 stycznia. Ten dzień jednocześnie kończy okres Narodzenia Pańskiego, rozpoczynając okres zwykły, który trwa do Środy Popielcowej, choć w wielu miejscach czas Narodzenia jest przeciągany do 2 lutego. Powstaje wtedy silny dysonans – teksty liturgiczne mają już charakter ewangelizacyjny, jak cały okres zwykły, a jeszcze rozbrzmiewają kolędy, zalega szopka i choinki. Słowo stoi w sprzeczności z odczuciami wzrokowymi i słuchowymi.
W polskiej tradycji święta Bożego Narodzenia mają wyraźnie sentymentalny charakter. Widać to zarówno w liturgii kościelnej (śpiew kolęd, wystrój kościołów, w których dominują szopki i choinki), jak i w mocno rozbudowanej liturgii domowej (chociażby wieczerza wigilijna). Zaciera się w jakimś stopniu celowość przyjścia Chrystusa, a na pierwszy plan wysuwa się Jego przyjęcie, wypełnienie tęsknoty nabudowanej w czasie Adwentu. Można odnieść wrażenie, że ten czas cieszy się większą popularnością niż święta paschalne. Jednak owa tendencja pokazuje, że wiara jest procesem – bez przyjęcia Chrystusa (uroczystość Narodzenia) nie będzie zbawienia człowieka (zmartwychwstanie).
Mk