Niektórzy lubią lać wodę, inni tłuc się nie na żarty, jeszcze inni posypują głowy popiołem. Wszystko jest przecież dla ludzi. Aby móc świętować śmigus-dyngus i bawić się kraszankami w wybijanki, trzeba jednak najpierw dobrze przeżyć pierwszy dzień postu. A najlepiej cały Wielki Post.
Dzięki Bogu popiół w Środę Popielcową sypie się w polskich kościołach tonami. To znak, że potrafimy ukorzyć się przed własną słabością i przyznać do grzechu. „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” – dźwięczy nam w uszach biblijna przepowiednia niczym wielkopiątkowe kołatki. Posypanie głowy popiołem jest gestem poruszającym, który dotyka tak samo dziecko, osobę starszą, lekarza, chorego, sędziego, urzędnika, księdza, emeryta. To najlepszy dowód na to, że wciąż prawdziwe są słowa angielskiego pisarza Gilberta Keitha Chestertona, że „wcale nie potrzebujemy religii, która ma rację tam, gdzie i my ją mamy. Potrzebujemy religii, która ma rację tam, gdzie my się mylimy”. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Mamy Jego rysy w oczach i Jego akcent na końcu języka. Płynie w nas królewska, niebieska krew, czasem wzburzona jak jezioro Genezaret.
Musimy więc spojrzeć na siebie tak, jak widzi nas Bóg – bez udawania, przyklejanego uśmiechu i półprawd. Nie jesteśmy przecież Duchem Świętym – nie nabierzemy Go na nasze złożone dłonie. Słowa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, wzywają nas do zmiany postępowania, odrzucenia złego myślenia i przyjęcia prawdy większej niż pomysły człowieka, czyli Prawdy Bożej. To myślenie i życie «pobożne», czyli «po Bożemu», a nie według marzeń ściętej głowy. Tak, jakby Bóg mówił: Kocham Cię takim, jaki jesteś i pragnę, byś się zmienił. Czasem prawda o nas samych jest trudna do przyjęcia, bo jeśli przyznamy rację Bogu, to musimy zmienić swoje życie, i to dość radykalnie, a to jest bolesne. Nawracanie się jest procesem, nieustanną pracą nad sobą. Posty i wyrzeczenia są trudne, ale hartują ducha. Święty Grzegorz z Nazjanzu spał na gołej ziemi i jadł stęchły chleb, Szymon z Lipnicy nocował w dole z odpadami i robakami, Szymon Słupnik 12 lat mieszkał na słupie ubrany jedynie w płaszcz z kapturem.
Współcześnie wielu ludzi rezygnuje w czasie Wielkiego Postu ze spożywania alkoholu. Niektórzy starają się także później nie wracać do nałogu. Udaje im się to dlatego, że potrafią uznać swoją słabość. I paradoksalnie pokazują tym swoją wielkość. Anorektyczki, które głodzą się całymi latami, nie chcą nawet słyszeć o poście, choć w rzeczywistości praktykują jego wykoślawioną wersję. Na zachodzie Europy gabinety psychologów pękają w szwach, wielu ludzi ma swojego trenera mentalnego lub psychoterapeutę. W Polsce nazywanie grzechów po imieniu bardzo często dokonuje się w konfesjonale. Spowiedź, zwłaszcza wielkopostna, pozwala na naprawienie błędów i zadośćuczynienie tym, których skrzywdziliśmy. To właśnie w konfesjonale dostrzegamy, że nasze sumienie jest w kratkę, i odczuwamy, ile tak naprawdę waży grzech ciężki. Ojciec Józef Augustyn lubi mówić, że rachunek sumienia „jest rozmową grzesznika z przebaczającym Ojcem o zranionej miłości”. Najpiękniejsze w naszym ludzkim życiorysie jest to, że nie za wszystkie rachunki musimy zapłacić osobiście. Zrobił już to za nas Jezus na krzyżu. Zrobił to dlatego, byśmy zachwycili się Bożym miłosierdziem. Bóg jest przecież sędzią sprawiedliwym. Za dobre wynagradza, a za złe skazuje Syna na człowieka: Syn został skazany na bycie człowiekiem, a człowiek skazał Syna na śmierć. To trudna historia miłości, która nie kończy się śmiercią bohaterów, ale prawdziwym happy endem: zmartwychwstaniem Chrystusa w niedzielny poranek.
Jedną z piękniejszych modlitw wielkopostnych są Gorzkie żale, śpiewane przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, mające wyłącznie polską tradycję. Ich autorem są księża ze Zgromadzenia Misjonarzy św. Wincentego a Paulo. Już samo wymówienie pełnej nazwy tego nabożeństwa pasyjnego może przyprawić o boleść językową: Snopek miry z Ogroda Getsemańskiego albo Żałosne gorzkiej Męki Syna Bożego, co piątek, a mianowicie podczas Pasyjej w Niedziele Postu Wielkiego po południu, około godzin nieszpornych rozpamiętywanie. Z Przydatkiem Krociuchnego nabożeństwa do Największego Sakramentu. Gorzkie żale, choć cechują się archaicznym, ponadtrzywiekowym słownictwem i rzewną melodią, są bardzo chętnie odprawiane w polskich kościołach. Trudno dziwić się frekwencji wiernych, ponieważ nie sposób przejść obojętnie obok Drogi Krzyżowej Jezusa. Czasem można odnieść wrażenie, że to my ją pokonujemy, ale tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: to Via Dolorosa krzyżuje się z naszymi ścieżkami. Zdarza się, że niektórzy chrzestni nie chcą dawać chrześniakowi na prezent z okazji chrztu świętego krzyżyka, aby dzieciątko nie miało przez całe życie „krzyża Pańskiego”. A wydaje się, że wygodniej powiesić Chrystusa na szyi niż na krzyżu, to przecież wyższa półka wiary. Kiedyś, gdy żegnano rozmówcę słowami: „Krzyżyk na drogę”, oznaczało, że udzielano mu błogosławieństwa, a dziś wygląda to tak, jakbyśmy go lekceważyli, mając w domyśle słowa: „Idź sobie i rób co chcesz”.
Życie nie kończy się jednak na krzyżu. Przeciwnie, okazał się on dla człowieka ostatnią deską ratunku. Mówi się czasem, że jeden człowiek na krzyżu nie zbawi świata, ale Jezus zachował nas przy życiu właśnie wtedy, gdy nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. To wtedy najbardziej miał człowieka w garści, niczym główkę gwoździa. Nie posłuchał krzyków tłumu i nie zszedł z krzyża. Nie zniewolił człowieka cudem. Pokornie słuchał bluźnierstw w stylu: Innych uzdrawiał, to niech teraz wybawi sam siebie. Trzy dni później udowodnił, że potrafi wyciągnąć człowieka nawet z grobu – i to za ucho.
/mwż, pgw