O przyjmowaniu Maryi

2014/05/12

Dziś katolicy często swą relację do Maryi, Matki Pana, nazywają zawierzeniem. Niekiedy mówią o oddaniu się Jej lub poświęceniu. Trzeba jednak pamiętać, że jeszcze nie tak dawno tę relację nazywano niewolą Maryjną.

Tak w swym sławnym traktacie o czci Maryi ujmował to św. Ludwik Grignion de Montfort i w praktyce duszpasterskiej św. Maksymilian Kolbe oraz kard. Stefan Wyszyński. Choć wszyscy oni mówili o niewoli Maryjnej, to jednak różnili się w tym, co znaczy być niewolnikiem Maryi. Święty z Francji podkreślał aspekt indywidualistyczny: ja i Ona. Maryjni promotorzy z Polski wskazywali na potrzebę łączenia niewoli Maryjnej z zaangażowaniem w Kościół, życie społeczne, a nade wszystko myślenie i działanie wspólnotowe. Jednak dla niektórych wciąż kłopotliwe było pojęcie niewoli, zwłaszcza że Polska nie cieszyła się wolnością religijną, a nawet polityczno-społeczną. Pomocne okazały się wówczas komentarze kard. Karola Wojtyły z końca lat 60., który przekonywał wiernych i duchownych, że w przypadku niewoli Maryjnej trzeba mieć na uwadze jej znaczenie metaforyczne. Gdy już został papieżem, nie stawiał na usprawiedliwianie terminu „niewola” w pobożności Maryjnej, a zaproponował inne określenie: „zawierzenie”. Był przekonany, że relacja chrześcijanina do Matki Jezusa musi cechować się wolnością i miłością. Ponadto uznawał, że zawierzenie Maryi wpisuje się w jedno wielkie zawierzenie Bogu Ojcu, który jest miłosierny.
Biblia nie posługuje się terminem „niewola” w odniesieniu do Maryi. „Zwierzenie” również wprost nie występuje. Mowa jednak o „przyjmowaniu” Maryi.

ELŻBIETA PRZYJĘŁA JĄ DO SIEBIE
[…] Maryja [….]. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twego łona […]. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana» (Łk 1, 39-45).
Zwrócić należy tutaj uwagę na słowa Elżbiety, bowiem Ewangelista podał znaczący szczegół, że także Elżbieta została napełniona Duchem Świętym. Zatem to dzięki Niemu tak, a nie inaczej przyjęła ona Maryję i dostrzegła w Niej wielkie rzeczy. Duch pozwolił jej dostrzec, że Maryja jest szczęśliwą Kobietą i wyjątkowe jest Dziecko Jej łona, ale kwintesencja owego błogosławieństwa tkwi w tym, że uwierzyła w to, iż Boża obietnica już się spełnia. W centrum tej relacji jest Duch Święty, co pozwala wnioskować, że w przyjęciu Maryi nie tyle chodzi o takie spotkanie, jakie ma miejsce w rodzinie, i to w sytuacji spełnienia się marzeń (jak w życiu Zachariasza i Elżbiety), wzajemnej pomocy, a tym bardziej o spotkanie między kobietami przy pewnej dość dużej różnicy wieku – ile o spotkanie w wierze, w Duchu.
Zatem na pierwszym planie ukazuje się tu szczególna rola Ducha Świętego, który jest Budowniczym wspólnoty (communio) w wierze i Tym, który daje wzrost wiary w człowieku. Św. Paweł w Liście do Rzymian nazwie to charyzmatem spotkania.

MĄŻ JÓZEF PRZYJĄŁ JĄ DO SIEBIE
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego, jest to, co się w Niej poczęło […]». Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął Małżonkę do siebie […] (Mt 1, 18-24).
Józef, choć nazwany został przez Łukasza człowiekiem sprawiedliwym [gr. dikaios] (przed Bogiem), nie był w stanie przyjąć (proponowany w tłumaczeniu termin „wziąć” nie oddaje bogactwa oryginalnego tekstu) Maryi, bo po ludzku zamierzał poddać pod osąd zaistniałą sytuację (prawo byłoby po jego stronie). Jednak wyczuwając respekt wobec okoliczności (zwiastowanie Maryi, poczęcie Dziecka za sprawą Bożą), chciał się zachować tak, jak zachowuje się ktoś wobec tajemnicy, okazując respekt i wycofując się. Józef od anioła Pańskiego dowiedział się, że Maryja jest brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Wobec jego „sprawiedliwych zamiarów” posłaniec Boży dodaje mu odwagi: „nie bój się przyjąć do siebie Maryi”. W tym wypadku wezwanie wiązało się z wypełnieniem misji męża (bycia mężem) i misji ojca wobec Jezusa (przez legalny związek nadaje Jezusowi prawną przynależność do rodu Dawida; ma też nadać Dziecku imię).
Przyjęcie Matki Jezusa nie stanowi tylko problemu dobrej woli człowieka, nawet religijnego, sprawiedliwego przed Bogiem. Dokonuje się dzięki Bożej interwencji, której autorem jest Duch Święty. Doświadczenie Józefa poucza, że wprowadzenie Maryi do swego domu nie może być dokonane siłą czy nakazem, ale mocą samego Dokonawcy, to jest Ducha.

JAN PRZYJĄŁ JĄ DO SIEBIE
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. Potem Jezus świadom […], rzekł: «Pragnę» […]. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Dokonało się!» I skłoniwszy głowę, oddał ducha (J 19, 25-30).
Pierwsza cześć tego testamentu Jezusa jest Maryjnym czcicielom najbardziej znana. Część druga bywa przywoływana już nieco rzadziej i to raczej w kontekście pasyjnym. Tymczasem przyjęcie tego słowa Bożego w całości pokazuje bardzo istotną prawdę. Wypowiedziany testament Jezusa mógł się dokonać pod warunkiem, że poniesie On śmierć. Dlatego stwierdzenie „oddania ducha” potwierdza jednocześnie, że przyszedł już inny Pocieszyciel, o którym mówił w słowie pożegnalnym. A zatem można przetłumaczyć: „I skłoniwszy głowę, tchnął Ducha”.

W konsekwencji można twierdzić, że wspólnota powstała wokół krzyża Jezusa, a szczególnie powierzenie Jana Maryi i Maryi Janowi będzie się dokonywało dzięki Bożemu Duchowi. To więc nie oznacza, że wspólnota wiernych pozostanie we władaniu Maryi czy też Jana. Świadczą o tym słowa owego testamentu, w których Jezus zwraca się do Matki „niewiasto, kobieto” (gr. gynai). Dlaczego do matki zwrócił się jak do obcej kobiety, a do Jana jak do brata? Oznacza to, że nie chodziło tu o ściśle rodzinny testament, ale o więzi i wspólnotę w szerszym sensie, czyli Kościół. To był początek nowej wspólnoty, ponieważ uczeń wziął (przyjął!) ją do siebie. Niewiasta i syn są jej wzorem [typus ecclesiae], a jednocześnie pierwszymi członkami. Ta wspólnota zbudowana pod krzyżem przez słowo Jezusa zostanie potem umocniona darem Ducha Świętego. Warto w tym miejscu zauważyć, że na początku Ewangelii Janowej mowa o przyjmowaniu Słowa. Tym, którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi. W Janowym ujęciu przyjmowanie byłoby zatem synonimem wiary.

Wnioski nasuwają się również bardzo oczywiste. Potrzeba przyjąć Maryję do siebie, taka jest wola Jezusa. Niemniej darem szczególnym, który pozwala przyjąć Maryję w darze, jest Duch Jezusa. Przy okazji również zadać sobie pytanie: jak Jezus rozumiał słowo „matka”? Byłoby błędem przypisywać temu pojęciu nasze rozumienie. Należy zatem zwrócić uwagę przynajmniej na dwa istotne, korespondujące z testamentem z krzyża, teksty biblijne: Tymczasem nadeszła jego Matka i bracia […], posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?» I spoglądając na siedzących dookoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką» (Mk 3, 31-35; por. Łk 11, 27-28). W obu sytuacjach Jezus wskazuje na inną, szerszą treść tego określenia niż więzy krwi, podkreślając, że słuchała Ona słowa Bożego, pełniła wolę Boga. Taki sam sens mają słowa: syn, siostra, brat. Ostateczną interpretacją tych słów był właśnie testament z krzyża. Nie jest to bez znaczenia, gdyż przyjęcie Matki Pana oznacza wchodzenie na drogę słuchania, rozeznawania woli Boga, a tym samym odnajdywania nowych dyktowanych przez Chrystusa nadprzyrodzonych relacji.

KOŚCIÓŁ W JEROZOLIMIE PRZYJĄŁ MATKĘ JEZUSA
Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej. Przybywszy tam, weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub, i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1, 12-14). A zatem Matka Pana pośród Kościoła. Każdy w tej wspólnocie posiada swoją historię wybrania. Maryja stanowi przykład oczekiwania na obietnice Pana. Jeśliby uwzględnić opis Pięćdziesiątnicy i zwiastowania Matce Jezusa, to można znaleźć wiele podobieństw. Najważniejszy jest zamysł Boga i zapewnienie, że słowo wypełni się mocą Bożego Ducha: niech mi się stanie… oby się nam to wydarzyło! Matkę Pana przyjęła mała wspólnota. Nie była ona zapatrzona w Nią, ale z Nią w Niebo.

Śluby Maryjne, takaż niewola, czytelniejsze jest zawierzenie Matce Pana. A może chodzi nade wszystko o przyjmowanie Matki Jezusa do swego serca, do swego domu? To Matka słuchająca, rozeznająca, ufna, rodząca, ofiarująca, wierząca.

Ks. prof. Kazimierz Pek MIC

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej