Spotkać Chrystusa w Chinach

2018/02/6
2.jpg

W Chinach miałem okazję być dwukrotnie – w 2015 i 2017 r. Były to dłuższe wyprawy, podczas których starałem się regularnie odwiedzać wspólnoty katolickie. Zastałem w Państwie Środka katolików pełnych Ducha, którzy ewangelizowali mnie swoją postawą. Kościół zdążył się już bowiem tam zakorzenić i zgrabnie wkomponować w chiński krajobraz kulturowy.

Chrześcijaństwo dotarło do Chin już w VII w., za czasów dynastii Tang (618–907). Na słynnej stelli z Xi’an wyryto w 781 r. inskrypcję w językach chińskim i syryjskim, informującą, że w 635 r. do Państwa Środka przybył syryjski kapłan Alopen, który za zgodą ówczesnego cesarza Taizonga rozpoczął działalność misyjną. Warto zaznaczyć, że wspomniany misjonarz wyznawał nestorianizm, a więc herezję odrzucającą katolicki dogmat o dwóch naturach, Boskiej i ludzkiej, zjednoczonych w jednej Osobie Chrystusa. Kościół nestoriański rozwijał się w Chinach aż do IX w.

Burzliwe dzieje Kościoła w Chinach

Kolejne próby – tym razem już katolickiej – chrystianizacji Chin podjęto dopiero w XIII w. z inicjatywy papiestwa i króla Francji Ludwika IX, jednak najdonioślejszym epizodem w dziejach Kościoła w Chinach były misje prowadzone przez jezuitów i zakony żebracze we wczesnych czasach nowożytnych. Towarzystwo Jezusowe, dzięki głębokiej inkulturacji Ewangelii oraz jej głoszeniu skierowanym do elit, odniosło ogromny sukces. W poł. XVII w. najbliższa rodzina cesarza Yongli z południowej dynastii Ming (1644–1662) oraz wielu członków jego dworu przyjęło chrzest. Z cesarskim poselstwem do Rzymu oraz państw Europy, potwierdzającym wierność klanu Ming wobec papieża, wyruszył polski jezuita Michał Boym. Ostatecznie jednak jego misja nie przebiegła zbyt pomyślnie, a nawrócona na katolicyzm dynastia upadła pod butem nowych włodarzy Chin – Mandżurów.

Rządy najeźdźców z północy przyniosły Kościołowi wzloty i upadki, a w końcu zakaz szerzenia chrześcijaństwa i jego marginalizację w XVIII w. Oficjalnie do Państwa Środka misjonarze wrócili ponad 100 lat później. Kolejne wielkie uderzenie w Kościół nastąpiło, gdy przeżywał on nową wiosnę. W 1949 r. komuniści doszli do władzy i zaczęli rozprawiać się z przedstawicielami „imperialistycznych sił”, do których zaliczono katolików podległych Stolicy Apostolskiej. Elementem tej walki była próba scalenia lokalnego Kościoła z ideologią i celami partii przez powołane do życia w 1957 r. Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich. Watykan nie zaaprobował tej organizacji i ekskomunikował wszystkich biskupów, którzy do niej wstąpili. W ten sposób Kościół podzielił się na ten „oficjalny” państwowy i „podziemny” wierny papieżowi. Stowarzyszenie mimo łączności z Komunistyczną Partią Chin często było i jest prześladowane. Najkrwawszym epizodem dla chrześcijan była tzw. rewolucja kulturalna, rozpoczęta przez Mao Zedonga w 1966 r. Względną poprawę ich sytuacji przyniosła końcówka lat 70., kiedy Deng Xiaoping przejął stery w kraju. Liberalizm gospodarczy poszedł w parze z umiarkowaną liberalizacją stosunku do religii.

Obecnie podział na Kościół państwowy i podziemny nadal istnieje, lecz jest bardzo płynny. Podziemni katolicy korzystają z oficjalnych świątyń, księża wierni rządowi celebrują sakramenty dla tych pierwszych. Wielu hierarchów afirmowanych przez partię zwróciło się z powodzeniem do Rzymu o akceptację. Niektórzy biskupi wybrani przez Watykan uzyskali aprobatę chińskich władz. Nie zmienia to faktu, że położenie tamtejszego Kościoła nadal jest trudne. Paradoksalnie liczba chrześcijan w Chinach gwałtownie rośnie, a jej dokładne oszacowanie jest niemożliwe. Sanguis Martyrum semen christianorum est – mówił Tertulian i przykład Państwa Środka zdaje się to potwierdzać.

Moje doświadczenie Kościoła w Chinach
Moje pierwsze spotkanie z chińskimi katolikami miało miejsce ponad 3 lata temu w Kaifeng, starożytnym mieście w prowincji Henan, którego początkowo nie miałem zamiaru odwiedzać. Nazwa tej miejscowości, napisana na kartce, służyła tylko jako kierunek podczas łapania okazji na autostradzie pod Pekinem. Na szczęście jeden z kierowców zarekomendował mi Kaifeng i wysadził mnie na przedmieściach. Była to sobota, a więc postanowiłem zostać do poniedziałku, by niedzielę spędzić, odpoczywając od trudów podróży i poświęcając ją Panu Bogu – taki już mój styl wędrowania. Jeszcze tego samego dnia wieczorem odnalazłem katedrę Najświętszego Serca Pana Jezusa. W przykościelnej salce miało akurat miejsce spotkanie grupy modlitewnej. Na ścianie wisiał ogromny baner Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich. Nie wiem, czy wszyscy uczęszczający do tej parafii należeli do kościoła oficjalnego.

O pewne rzeczy lepiej nie pytać i dobrze jest nie szukać podziemnych chrześcijan. W razie gdyby policja znalazła przybysza z Europy uczestniczącego w nielegalnym nabożeństwie, prawdopodobnie rząd „tylko” wydaliłby go z kraju i zakazał wjazdu na pewien okres, lokalnych wyznawców Chrystusa mogłyby czekać jednak znacznie bardziej dotkliwe represje. Nieformalne zgromadzenia bywają tolerowane i – w miarę możliwości – kontrolowane, lecz nie akceptuje się partycypacji w nich obcokrajowców. Z troski o miejscowy Kościół nie warto szukać parafii niezarejestrowanych.

W niedzielę moje wejście do pełnego kościoła zrobiło spore wrażenie. Widać rzadko tam pojawiają się biali turyści. Wnętrze świątyni pod względem liczby osób przypominało Dzień Pański w Polsce (trzeba wszelako nadmienić, że bardziej tereny zachodnie niż Podkarpacie). Przyszło wielu katechumenów, co potwierdziło wieści o dynamicznym wzroście liczby dusz pozyskanych dla Chrystusa. Przez jedną z osób zostałem zaproszony na obiad, podczas którego miałem okazję dowiedzieć się wiele o życiu wspólnoty chrześcijańskiej w Kaifeng i o tym, jak dużo zmieniło się w ciągu ostatnich dekad. Niektórzy jeszcze pamiętają prześladowania i aresztowania, ale obecnie Kościół przeżywa odwilż. Przynajmniej w Kaifeng.

Jednak informacje z innych regionów Chin pokazują, że gdzieniegdzie represje znów się wzmagają. W lipcu 2015 r., tuż po moim powrocie do Polski, w prowincji Zhejiang miała miejsce zorganizowana akcja zdejmowania krzyży z kościołów. Wciąż docierają dane o chrześcijanach przebywających w więzieniu lub zaginionych bez śladu. Na szczęście represje nie mają takiego wymiaru, jak za czasów Mao, których powrotu niektórzy chrześcijanie się obawiają.

Odwiedziny kolejnej wspólnoty katolickiej, tym razem w Xi’an, zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Rozkład mszy świętych w niedziele i dni powszednie nie różni się od tych polskich. Liturgia, w której miałem przyjemność uczestniczyć, była bardzo dobrze przygotowana – zaangażowani ministranci i przepiękny śpiew chóru. Świątynia wypełniła się po brzegi już 15 minut przed rozpoczęciem Eucharystii. Chińczycy gorliwie przygotowywali się do przeżycia Najświętszej Ofiary, podczas której jeszcze płomienniej modlili się i śpiewali. Cała katedra rozbrzmiewała donośnymi głosami uwielbienia Boga, które – nie miałem żadnej wątpliwości – wypływały ze szczerej wiary, utwierdzonej przeciwnościami w jej wyznawaniu. Muszę przyznać, że głęboko się tym wzruszyłem, a łzy napłynęły mi do oczu. Było mi też trochę wstyd, ponieważ w moich cieplarnianych polskich warunkach nie rozkochałem się jeszcze tak w Panu Jezusie i nie zaufałem Mu tak bardzo jak ci, wciąż narażeni na trudności ze względu na swoją religię, katolicy chińscy. Ich wiara bowiem nie kończy się w murach kościoła, lecz rozlewa się na całe ich życie. W warunkach silnego materializmu, który opanował sporą część chińskiego społeczeństwa, różnica między chrześcijanami a resztą bywa naprawdę wyraźna. Pomyślałem, że to już nie Europejczycy będą ewangelizować Państwo Środka, lecz odważni Azjaci będą nawracać zsekularyzowaną, wygodną w swym relatywizmie i niekonsekwentnych wyborach, Europę.

W następnej części napiszę o moim spotkaniu z biskupem Xi’an i odpowiem na pytania: czym tak bardzo różni się Kościół w Kantonie od innych wspólnot katolickich w Chinach i dlaczego w Makau chrześcijanie nie są prześladowani i działają swobodnie.

Fragment Drogi Krzyżowej przy bazylice Sheshan w Szanghaju, fot. P. Ewertowski

Piotr Ewertowski

mak

Marta Kowalczyk

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Chiny #Piotr Ewertowski
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej