W kręgu refleksji teologicznej J. Ratzingera, później Benedykta XVI
Rozpatrując status i treść wiary w Boga Stwórcę, można wyrażający ją zwrot, iż Bóg stworzył niebo i ziemię, interpretować jako tylko jeden z wielu tradycyjnych, religijnych modelów samorozumienia człowieka, jako sposób wytwarzania poczucia sensu ludzkiej egzystencji oraz rodzaj fikcji poszerzającej nasze widzenie ludzkiego świata i pojmowanie naszego w nim miejsca. Wiara staje się tu jedynie grą znaczeń, która ma walor estetyczny i moralizujący. Jednak J. Ratzinger/Benedykt XVI zdecydowanie przeciwstawia się takiemu podejściu: „Życie w pięknej fikcji może wystarczać teoretykom religii, jednak nie człowiekowi, który zadaje pytania: dlaczego i po co żyję i dlaczego mam umrzeć? Odejście od wymagania prawdy byłoby tu odejściem od samej istoty wiary chrześcijańskiej”.
Argumentacja J. Ratzingera/Benedykta XVI na rzecz „Stwórczego Logosu”
W przypadku dociekań J. Ratzingera/Benedykta XVI jego „centralna intuicja metafizyczna” dotyczy – jak można wnioskować z jego wypowiedzi – istnienia logosu, jako „Stwórczego Logosu”, będącego Rozumem i zarazem będącego Miłością, postrzeganego jako absolutne i fundamentalne światło, bez którego nic nie jest możliwe: „Chrystus jest Logosem, stwórczą mocą świata, przemawia więc do nas rzeczywiście głos Boskiego rozumu”. Intuicja ta zespolona jest z przeświadczeniem, że natura człowieka jest tak ukształtowana, iż może i powinien on wykazać się posiadaniem „rozumu otwartego” na poznanie istnienia i działania „Stwórczego Logosu”.
O tym, jak dalece istotna jest dla J. Ratzingera/Benedykta XVI ta właśnie „centralna intuicja metafizyczna”, zaświadcza jej przywołanie w przemówieniu (28 V 2006) na terenie byłego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Bliską sobie wizję Boga, który jest „Bogiem rozumu”, prezentuje w „miejscu – jak zaznacza – kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi, niemających sobie równych w historii”, w którym mówić „jest rzeczą prawie niemożliwą”, gdzie wymagana jest więc szczególna odpowiedzialność za słowo. W zetknięciu z rzeczywistością, w której obliczu „brakuje słów”, używane pojęcia i przedkładane argumenty mogą okazać się nietrafne, pozbawione treści („pustosłowie”) bądź niestosowne. Benedykt XVI konfrontuje przekonanie o istnieniu „Stwórczego Logosu” z radykalnym doświadczeniem zła, gdy wśród pytań – jak zauważa – „powraca jedno: Gdzie był Bóg w tamtych dniach? Dlaczego milczał? Jak mógł pozwolić na tak wielkie zniszczenie, na ten tryumf zła?”. Auschwitz-Birkenau jest jednym z takich miejsc, gdzie – jak ujął to Tadeusz Kotarbiński – człowiek „widząc ogrom zbrodni, woła z głębi serca: Bluźnierstwem jest posądzać Boga o istnienie”.
Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii.
Przeciwstawiając się m.in. tej intuicji etycznej, Benedykt XVI opowiada się za respektowaniem „tajemnic Boga”, urzeczywistniających się także w ludzkiej historii, która nie jest wolna od różnych dramatów, cierpień i zbrodni ludobójstwa, dlatego stwierdza: „Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii”. Benedykt XVI uważa, że osądzanie Boga nie jest – m.in. ze względu na właściwe ludziom ograniczenia poznawcze – intelektualnie i praktycznie właściwą strategią obrony zagrożonego w swym istnieniu człowieka; a nawet stwierdza, że takie osądzanie przyczynia się do zniszczenia człowieka.Dookreślając koncepcję Boga, którego tajemnic i poczynań człowiek nie powinien oceniać, Benedykt XVI przywołuje chrześcijańską wizję „Stwórczego Logosu”, o którym orzeka się, że jest Rozumem i zarazem Miłością: „Bóg, w którego wierzymy, jest Bogiem rozumu – takiego jednak rozumu, który na pewno nie jest neutralną matematyką wszechświata, ale który stanowi jedność z miłością i dobrem”.
Do wyznania wiary w istnienie i działanie „Stwórczego Logosu”, wyznania złożonego w miejscu dokonania takich zbrodni, które zdają się ostatecznie podważać wiarę w możliwość istnienia jakiegokolwiek rozumu zespolonego z miłością i dobrem, Benedykt XVI dołączył jeszcze istotne dla niego wezwanie: „Prosimy Boga i wołamy do ludzi, aby ten rozum – rozum miłości i afirmacji mocy pojednania i pokoju – przeważył nad grożącym nam irracjonalizmem czy rozumem fałszywym, oderwanym od Boga”.
Z punktu widzenia historii idei religijnych i pojęć filozoficzno-teologicznych należy odnotować, iż także w bezpośredniej konfrontacji z dziedzictwem obozu zagłady Auschwitz-Birkenau Benedykt XVI uznaje za właściwe powtórzyć podstawowe tezy swego credo o „Stwórczym Logosie” i o rozumie, który ma być zespolony z Bogiem. Mógł on przecież sięgnąć po inny obraz Boga (np. wyobrażenia Boga cierpiącego i współcierpiącego z ludźmi), który w „miejscu kaźni i niezliczonych zbrodni przeciwko Bogu i człowiekowi” byłby z przyczyn emocjonalnych łatwiejszy – przynajmniej dla wielu ludzi wierzących – do akceptacji. A przecież Benedykt XVI wypowiada nie tylko prośbę (apel) o rozumność i miłość, ale podejmuje polemikę z irracjonalizmem i „rozumem fałszywym”, który określa przede wszystkim jako „rozum oderwany od Boga”. Teza o tak pojętym „rozumie fałszywym”, formułowana w szczególnym kontekście obozu zagłady, może brzmieć jak moralne oskarżenie osób przyjmujących opcję rozumu autonomicznego, który funkcjonuje bez sakralnego usankcjonowania. Jednakże doświadczenie historyczne nie potwierdza tezy, iż rozum deklarujący ścisłą więź z Bogiem nie zamieniał się w czynnik sprawczy działań (nawet zbrodni) przeciw człowiekowi. Spór toczony przez Ratzingera/Benedykta XVI o to, czym jest „rozum prawdziwy”, a czym „rozum fałszywy”, wiąże się bezpośrednio ze wskazanym przez niego dążeniem do trafnego odróżnienia „Prawdziwego Boga” jako „Stwórczego Logosu” od „fałszywych bożków”.
Podobnie jak na terenie byłego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau, zdecydowaną wypowiedź o „Stwórczym Logosie” i prawach rozumu zaprezentował Benedykt XVI podczas spotkania z przedstawicielami nauki w auli uniwersytetu w Ratyzbonie 12 IX 2006 r., gdzie eksponował tezę, iż „działanie wbrew rozumowi pozostaje w sprzeczności z naturą Boga”.
Wiara w Boga jako Stwórcę a rozumność i godność człowieka oraz jedność ludzi
W debacie kreacjonizm – ewolucjonizm J. Ratzinger/Benedykt XVI przyjmuje – w punkcie wyjścia – stanowisko, że „nie ma sprzeczności między rozumieniem stworzenia w świetle wiary a dowodami dostarczonymi przez nauki doświadczalne”. Z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej stwierdza, że „świat powstał w następstwie skomplikowanego procesu ewolucyjnego, ale w swych głębiach wywodzi się z Logosu”.
W dyskusji dotyczącej relacji między koncepcją kreacjonistyczną i ewolucjonizmem nie akceptuje on także wykluczającej formuły „albo stworzenie, albo ewolucja”. Za trafne uważa stanowisko, które powiada „stworzenie i ewolucja”, z tej racji, że z pomocą pojęcia stworzenia i z pomocą pojęcia ewolucji udziela się odpowiedzi „na dwa różne pytania”.
J. Ratzinger wielokrotnie zdecydowanie stwierdza: „Wiara w Boga jako Stwórcę jest sednem katolicyzmu. Z tej zaś wiary wywodzi się wiara w jedność wszystkich ludzi i jednaką godność każdego człowieka”. Ta wiara jest konstytutywną częścią chrześcijaństwa jako religii Logosu.
Biblijna opowieść o stworzeniu człowieka z prochu ziemi i obdarowaniu go tchnieniem Boga w interpretacji J. Ratzingera/Benedykta XVI:
(1) jest „decydującym «oświeceniem» historii, wyzwoleniem ze strachu paraliżującego człowieka”;
(2) ukazuje świat jako rzeczywistość, która „pochodzi z Bożego rozumu i opiera się na Bożym słowie”;
(3) ukazuje człowiekowi, kim on jest, będąc stworzeniem; traktuje bowiem ona „o jego wewnętrznym źródle, wyjaśnia projekt, który znajduje się u podstaw jego stworzenia”.
«Ewoluować» oznacza dosłownie «rozwijać zwój»
Natomiast teoria ewolucji dotyczy procesów biologicznych i – według J. Ratzingera/Benedykta XVI – nie może wyjaśnić sensu istnienia człowieka.
Rozpatrując sens tezy, która głosi, że „u podstaw wszechświata i jego rozwoju jest opatrznościowa mądrość Stwórcy”, Benedykt XVI dopowiada, że w chrześcijańskiej interpretacji tej tezy istotne jest, iż „Stwórca zapoczątkowuje ten rozwój, wspiera go, umacnia i nieustannie podtrzymuje”. Podąża tu za poglądem Tomasza z Akwinu, według którego zasadniczy sens pojęcia stworzenia przekracza „horyzontalny początek biegu wydarzeń, które tworzą historię” oraz naturalistyczne opisy ewolucji. Akwinata tłumaczył, iż „stwarzanie nie jest ani ruchem, ani przemianą”, lecz „dającą początek i trwałą relacją, łączącą stworzenia ze Stwórcą, ponieważ to On jest przyczyną każdego bytu i każdego stawania się (por. Summa theologiae, 1, q. 45, a. 3)”. Taką wykładnię „aktu stworzenia” Benedykt XVI przyjmuje za podstawową i w jej kontekście rozpatruje – funkcjonujący w myśli chrześcijańskiej – metaforyczny obraz przyrody jako – zgodnie z jej wewnętrznym porządkiem napisanej – księgi, w której objawia się jej Autor. Odczytywanie księgi pozwala zrozumieć ład kosmosu i dostrzec, że jego źródłem nie jest chaos, że u podstaw zorganizowania Wszechświata są idea i myśl. Papież przypomina etymologię: „«Ewoluować» oznacza dosłownie «rozwijać zwój», czyli czytać księgę”, i w tym kontekście przywołuje poglądy Galileusza, widzącego „przyrodę jako księgę, której autorem jest Bóg – tak jak jest On autorem Pisma Świętego”.
“Bóg pozostaje «Bogiem wolnych ludzi», dopóki nie zacieramy absolutnej różnicy między stwórcą a stworzeniem”.
Aby lepiej zrozumieć wywód J. Ratzingera/Benedykta XVI o stworzeniu, zawierający obronę kategorii Stworzyciela i stwarzania, wywód, który w kontekście współczesnej mentalności nie jest intuicyjnie uchwytny i może uchodzić za archaiczny, warto przytoczyć uwagi, które na temat stworzenia sformułował – zdystansowany wobec wiary religijnej – Jürgen Habermas i uczynił to, mając także na względzie aktualnie toczące się dyskusje antropologiczno-bioetyczne o granicach stosowania biotechnologii i rozwoju inżynierii genetycznej: „Ze względu na swe pochodzenie człowiek nie może być równy Bogu. W stworzeniu na swoje podobieństwo wyraża się pewna intuicja, przemawiająca także do kogoś głuchego na religię. Hegel wyczuwał różnicę między Bożym «stworzeniem», a zwykłym «wyłonieniem się» z Boga”. Ta zasadnicza różnica między mającym swą odrębność stworzeniem a fenomenalną tylko emanacją polega na tym, że „Bóg pozostaje «Bogiem wolnych ludzi», dopóki nie zacieramy absolutnej różnicy między stwórcą a stworzeniem. Tylko wówczas mianowicie uformowanie przez Boga nie oznacza determinacji, która staje na drodze samookreśleniu człowieka”. Habermas idzie jeszcze dalej, zastanawia się bowiem nad antropologicznymi konsekwencjami połączenia ról Stwórcy i Zbawiciela człowieka w chrześcijańskiej wizji Boga: „Ten stwórca ponieważ jest naraz Stwórcą i Zbawicielem, nie musi jak technik działać podłóg praw natury albo jak informatyk – według reguł kodu. Powołujący do życia głos Boga na początku stwarza komunikację w obrębie moralnie wrażliwego uniwersum. Dlatego Bóg może «określić» człowieka w tym sensie, że zarazem czyni go zdolnym do wolności i zobowiązuje do wolności”. Zdaniem Habermasa „nie trzeba wierzyć w teologiczne przesłanki, aby zrozumieć konsekwencję: mielibyśmy do czynienia z całkiem inną przyczynową zależnością, gdyby zawarta w pojęciu stworzenia różnica znikła i miejsce Boga zajął wieki wasal – gdyby zatem człowiek według własnych preferencji ingerował w przypadkową kombinację rodzicielskich chromosomów, nie mogąc nawet kontrfaktycznie zakładać konsensusu z ową inną istotą, której to dotyczy”.
Przytoczona argumentacja J. Habermasa w jakiejś mierze współgra przynajmniej z niektórymi wypowiedziami J. Ratzingera/Benedykta XVI dotyczącymi Boga-Stworzyciela, który jest Miłością i Zbawicielem:
Otwarty dialog o sensie stworzenia, ewolucji i rozumności
Spór o interpretację znaczenia teorii ewolucji (o światopoglądowe konsekwencje ewolucjonizmu) J. Ratzinger/Benedykt XVI postrzega przede wszystkim jako spór o status rozumu i rozumności. Rozpatruje więc konsekwencje, jakie dla rozumu ma sytuacja, iż teoria ewolucji może się stać bądź faktycznie staje się jedyną dopuszczalną teologią naturalną i filozofią pierwszą. Obawiając się destrukcyjnych skutków dominacji światopoglądowo zinterpretowanego ewolucjonizmu w teorii poznania i teorii moralności, J. Ratzinger formułuje pytanie o ontyczny status rozumu i rozumności: „Czy rozum jest produktem ubocznym tego, co nierozumne, pozostając ostatecznie bez znaczenia w oceanie nierozumu, czy też prawdą jest przekonanie, które stoi w centrum chrześcijaństwa i nawiązującej do niego filozofii: in principio erat Verbum – u początku rzeczywistości znajduje się stwórcza siła rozumu?”. Jednak – jak zauważa – „tego podstawowego pytania nie można rozstrzygnąć przez powołanie się na naukowe argumenty: również filozofia natyka się tu na swoje granice. W tym sensie nie istnieje ostateczny dowód opcji chrześcijańskiej”. Po tej konstatacji formułuje wszakże zasadniczą kwestię o charakterze aksjologicznym: „Ale czy rozum może zrezygnować z pierwszeństwa tego, co rozumne, nad tym, co nierozumne, z pierwszeństwa logosu, nie znosząc przez to samego siebie?”. Rozstrzygnięcie tego pytania o pierwszeństwo wymaga decyzji na poziomie egzystencjalnego zaangażowania, a nie jedynie wyboru na próbę jednej z możliwych koncepcji. Spór o interpretację znaczenia teorii ewolucji w tej perspektywie jest przede wszystkim sporem aksjologiczno-metafizycznym, mającym także praktyczne znaczenie.
Dyskusja o treściach zawartych w teorii ewolucji i jej rozmaitych konsekwencjach światopoglądowych wymaga ukształtowania się wspólnoty dialogu, w której można rzetelnie i wnikliwie rozpatrywać przedstawione tezy i argumenty. Stanowisko prezentowane przez J. Ratzingera/Benedykta XVI pozwala lepiej zrozumieć racje wysuwane w tej dyskusji z punktu widzenia zasad chrześcijaństwa jako religii Stwórczego Logosu, a przez to może się przyczynić do lepszego zrozumienia samej teorii ewolucji i jej możliwych interpretacji.
Uwaga końcowa
Okazuje się, że warto rozpatrywać argumentację J. Ratzingera/Benedykta XVI dotyczącą Stwórczego Logosu niezależnie od osobistego podzielania jego przekonań religijnych, gdyż można przy tej okazji próbować lepiej zrozumieć wiele ważnych kwestii teoretycznych i spraw doniosłych egzystencjalnie. Dyskusja o sposób rozumienia stworzenia wnosi ożywczy ferment intelektualny, a bez niej (postrzeganej np. jako archaiczny przeżytek) krajobraz debat byłby o wiele uboższy.
Dr hab. Marek Rembierz
pgw