Za każdym razem „twarz” przychodzi do naszego świata ze sfery absolutnie obcej, właśnie z absolutu. Oblicze drugiego wzywa mnie do odpowiedzialności.
Nie pamiętamy albo w codziennym zabieganiu zupełnie umyka nam źródłosłów i pochodzenie słowa „osoba”. A przecież żyjemy wśród osób i dla osób. Papież Franciszek w czasie audiencji 4 stycznia powiedział: „Aby mówić o nadziei tym, którzy są zrozpaczeni, trzeba podzielać ich rozpacz; aby otrzeć łzę z oblicza osoby cierpiącej, trzeba do jej płaczu dołączyć swój. Dopiero wtedy nasze słowa mogą naprawdę być zdolne dać odrobinę nadziei, a jeśli nie mogę wypowiedzieć takich słów, płacząc z bólu, to lepsze jest milczenie, okazanie czułości, gest bez słów”. W chrześcijaństwie oblicze i twarz zostały w mocy religijnej ekspresji złączone z obecnością Boga pośród nas. Pięknie wyraża to Psalm 17: Ja (…) w sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze. Dzięki twarzy i jej niepowtarzalności widzimy i rozpoznajemy osoby. Zapominamy jednak, że słowa „oblicze”, „twarz”, „osoba”, choć tak popularne i znane, kryją w sobie niezwykłą głębię treści.
Źródło słowa „osoba” sięga głęboko refleksji starożytnych Greków. Odnajdziemy je już w homeryckich eposach jako prosopon. Zasadniczy trzon tego pojęcia pochodzi od czasownika „widzieć” i „być widzianym”. W starożytnych tekstach słowo prosopon oznaczało „twarz”, „oblicze”. W tym greckim terminie obecna jest jednak pewna wieloznaczność. Jest to bowiem jedno z tych słów, które odnoszą się zarówno do ujawniania światła i cienia, jak i do rozróżniania pierwszego planu i tła, tego, co odkryte, i tego, co ukryte. Grecy utożsamiali pojęcie prosopon z władzą widzenia, która jest warunkiem rozumienia i świadomości. Dlatego ten grecki termin łatwo wchodzi w konotację znaczeniową z pojęciami: „wygląd”, „oblicze” lub „twarz”. Słowo to w grece było nawet tłumaczone jako „to, co bliskie oczu” lub „to, co naprzeciw oczu innego”. Dawni Grecy używali więc słowa prosopon opisowo, jako sposobu mówienia w drugiej osobie. Dlatego też powiedzieć „osoba” oznaczało powiedzieć „ty”, a dokładniej „twarzą w twarz”. Dlatego wielki filozof Arystoteles mówi, że część poniżej czaszki nazywa się twarzą (prosopon), ale tylko u człowieka. Nie nazwie się tak tej części u żadnego zwierzęcia (Arystoteles, O częściach zwierząt, III, 662 b). Także w Etrurii słowo persona, które najpierw oznaczało teatralną maskę aktora na scenie, stało się synonimem osobowości. Głos teatralnego bohatera wydobywający się spod maski symbolizował głos prawdy, a teatralna maska reprezentowała osobowość. Stąd był już tylko krok do zidentyfikowania słowa persona z bohaterem dramatu – z osobą, jej postacią i obliczem.
Tak można skrótowo przypomnieć etymologię słowa „osoba”, jednak filozoficzna refleksja ujmuje to pojęcie głębiej i bardziej refleksyjnie. Twarz, jak mówił francuski myśliciel Emmanuel Levinas, szczególnie twarz innego, obcego, ma budzić w nas powinność odpowiedzialności. Owa inność drugiego, będąca nieprzekraczalnym progiem poznania, generuje pragnienie, które ze względu na ową pierwotną obcość nigdy nie zostanie zaspokojone. Bliskość i intymność więzi z drugim jest tu zespoleniem „dwóch złączonych samotności”. Spotkanie z obliczem drugiego człowieka jest dla Levinasa tak ekstremalnym doświadczeniem, że „relacja z innym stawia mnie pod znakiem zapytania, opróżnia mnie z samego siebie i nie przestaje pustoszyć, odkrywając przede mną w ten sposób ciągle nowe zasoby – nie wiedziałem, że jestem aż tak bogaty, ale nie mam już prawa niczego zatrzymywać” (E. Levinas, Odkrywając egzystencję z Husserlem i Heideggerem, Warszawa 2008).
Twarz Drugiego niesie ze sobą komunikat Nie zabijaj…
Siła spotkania jest ważna, ponieważ za każdym razem „twarz” przychodzi do naszego świata ze sfery absolutnie obcej, właśnie z absolutu, który jest imieniem radykalnej obcości. Ale wyraz, jaki ujawnia się w twarzy, jest jedynie śladem absolutu, pozostawionym przezeń znakiem i jako ślad odsyła podmiot patrzący na twarz Innego, wskazując na transcendencję. W perspektywie tych refleksji Levinas wskazuje nam, że kontakt z „obecnością twarzy” innego stanowi wstrząs dla ukonstytuowanego w swym egoizmie podmiotu. Ów moment spotkania z twarzą Drugiego, a konkretnie z jej innością i egzotyzmem sprawia, że mam szansę zakwestionować siebie. Dlaczego? Ponieważ drugi człowiek zawsze pozostanie Innym, tym, którego się pragnie, ale którego nigdy nie można zdobyć. Levinas – jako dziecko uratowane z piekła Holokaustu, w czasach gdy jego żydowska rodzina stała się ofiarą totalitarnej zbrodni, z mocą mówi: „twarz Drugiego niesie ze sobą komunikat Nie zabijaj, który rozumieć można jako atawistyczną uległość, powierzenie się Toż-Samemu. Niedola ta i bezbronność jest wezwaniem do wzięcia odpowiedzialności za drugiego, bezbronnego, obcego”.
Oblicze drugiego wzywa mnie – dziś podkreśla to w swym nauczaniu papież Franciszek – do odpowiedzialności, która staje się momentem intymnej bliskości. Intymność ta, towarzysząca fenomenowi spotkania oblicza Drugiego, sprawia, że staję się solidarny z człowiekiem w nieporównywalny i jedyny sposób. Nagość twarzy wyraża bezbronność, niewinność, łatwość ugodzenia. Swoim odsłonięciem może prowokować do krzywdy, zła, zabójstwa. Drugi bowiem, który pojawia się w mojej percepcji, burzy porządek świata, którego do tej pory ja byłem centrum. Przykazanie nie zabijaj, jakie emanuje z oblicza, wzywa do odpowiedzialności, uświadamia, że śmiertelność Drugiego jest także moją sprawą. „Ktoś, kto wyraża się w nagości – twarz – jest kimś w tym sensie, że mnie wzywa, wchodzi w obszar mojej odpowiedzialności: od tej chwili muszę przed nim odpowiadać”. Śmiertelność Drugiego, troska o niego, przekracza horyzont bycia i tym samym ujawnia prawdziwe człowieczeństwo podmiotu (E. Levinas, Bóg, śmierć i czas, Kraków 2008).
Musimy jednak uświadomić sobie, że współczesne mówienie o odpowiedzialności za oblicze drugiego powinno nam przypomnieć trudne, ale jakże ważne słowa Jana Pawła II: „Do tego cmentarzyska ofiar ludzkiego okrucieństwa w naszym stuleciu dołącza się inny jeszcze wielki cmentarz: cmentarz nienarodzonych, cmentarz bezbronnych, których twarzy nie poznała nawet własna matka, godząc się lub ulegając presji, aby zabrano im życie, zanim jeszcze się narodzą” (Jan Paweł II, Przemówienie, Radom 4 czerwca 1991). Osoba ludzka domaga się odpowiedzialności. Jej oblicze, jej życie wybija nas z egoizmu i samotności, ale niesie ze sobą ogromne i każdego z nas wiążące zobowiązania moralne.
Ks. dr hab. Jacek Grzybowski
pgw/mk