Życie się nie kończy, tylko zmienia

2013/01/17
AdobeStock 72471424
Fot. Adobe Stock

Listopad to miesiąc pamięci o zmarłych. Ale ci, których już z nami nie ma, oczekują od nas nie zniczy i kwiatów, lecz przede wszystkim modlitwy.

Cmentarze zawsze były miejscami pamięci narodowej. W końcu wielu z tych, którzy spoczywają na Powązkach, Łyczakowie, Rossie czy na cmentarzu Rakowieckim w Krakowie i innych nekropoliach, to bohaterowie, ludzie zasłużeni dla naszej Ojczyzny. Możemy się od nich uczyć patriotyzmu, heroizmu i wierności przyjętym ideałom. Dlatego nawiedzając groby naszych bliskich trzeba też oddać hołd bohaterom. A przede wszystkim nie zapomnieć o modlitwie za nich. Bo wszyscy zmarli najbardziej potrzebują naszej modlitwy.

Świętych obcowanie

Przez cały listopad o zmarłych myślimy dużo częściej niż przez pozostałe miesiące.

W tym czasie w sposób szczególny odczuwamy więź z umarłymi. Kościół nazywa to świętych obcowaniem. Zachodzi łączność miedzy Kościołem triumfującym, który tworzą zbawieni, Kościołem oczyszczającym się w czyśćcu i Kościołem pielgrzymującym na ziemi, czyli nami wszystkimi żyjącymi – tłumaczy ks. prof. Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Wszystkie te trzy stany mogą wzajemnie na siebie wpływać. Nie tylko my mamy możliwość pomocy zmarłym, ale oni również pomagają nam.

Zmarli modlą się także za nas. Jest wzruszająca pieśń w „Boskiej komedii” Dantego, zatytułowana „Oczyszczenie gór”, w której dusze czyśćcowe wyciągają ręce ku Bogu i odmawiają „Ojcze nasz”. Modlą się za tych, którzy pozostali na ziemi. Same nie mogą sobie pomóc, bo minął już dla nich czas wybierania między dobrem i złem oraz zasługiwania na ostateczną nagrodę lub karę, ale modlą się za żyjących. Także Ojcowie Kościoła mówili, że wszyscy święci, a więc wszyscy zbawieni, z pewnością wypraszają dla nas łaski u Boga. Chrześcijanie zatem nie są jedynie płaczącymi na grobach swoich bliskich, dla których wszystko się kończy na ziemi. Wiara pozwala nam myśleć o śmierci nie z lękiem i trwogą, ale z nadzieją, że „życie zmienia się, ale nie kończy” – mówi ks. Naumowicz.

1 listopada obchodzimy uroczystość Wszystkich Świętych. Ma ona swoje źródło w kulcie chrześcijańskich męczenników. Na ich grobach odprawiano Eucharystię i czytano opisy męczeństwa. Pamięć o nich była pieczołowicie kultywowana. Lokalne wspólnoty posiadały spisy swoich męczenników, którzy przez sam fakt męczeństwa stawali się bardzo bliscy Bogu. Dlatego ich wstawiennictwo nabierało szczególnej mocy.

Śmierć to życia pomnożenie. Znaczy to, że nasze życie jest pewnego rodzaju etapem przed następnym życiem. Gdy chodzę po cmentarzu, silnie to odczuwam. Mam poczucie, że ci, co odeszli, są w innej rzeczywistości. I nadal żyją. Doskonale też wiedzą, co dzieje się z nami. To właśnie dla mnie jest świętych obcowanie. Zawsze głęboko w to wierzyłem – nawet w momentach, gdy byłem agnostykiem, kiedy sprawy religii mniej mnie interesowały, miałem silną wiarę, że pomiędzy nami a nimi jest powiązanie jedności. I wzajemnie możemy sobie pomóc. Dlatego Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny – to dla mnie święta jedności. My żyjemy razem z nimi i oni żyją z nami. I to, co uczynimy na ziemi dobrego, przenosi się w jakiś sposób na nich. Ale również to, co zrobimy złego, w jakiś sposób im przynosi wstyd, rozpacz i ból. - Ernest Bryll, poeta i dramatopisarz.

Msza czy nawiedzenie cmentarza

Obecnie główną treścią uroczystości Wszystkich Świętych jest przywołanie zbawionych i uświadomienie sobie celu ostatecznego naszego życia, a także traktowanie ich jako orędowników w naszej ziemskiej wędrówce.

Bo oni nie tylko nam pokazują cel tej wędrówki, czyli Niebo, ale także wspierają nas na tej drodze. Takich osób jest nieskończenie wiele, a tylko niektórzy są pokazani nam, z imienia i nazwiska, poprzez wyniesienie na ołtarze, święto w kalendarzu. Ci nie wyniesieni nie mają. I właśnie ich wszystkich uroczyście wspominamy 1 listopada – tłumaczy ks. dr Józef Górzyński, liturgista.

Tego dnia podstawową rzeczą powinno być uczestnictwo we Mszy św. Ono jest ważniejsze niż nawiedzenie cmentarza.

Odpust – pod jakim warunkiem?

Z kolei 2 listopada wspominamy Kościół cierpiący w czyśćcu. Chodzi tutaj o tych, którzy już nie żyją na ziemi, ale jednocześnie jeszcze nie są w Niebie. Oczyszczają się. I bardzo potrzebują naszej modlitwy. Jest to tym bardziej ważne, że jesteśmy obdarowani możliwością wypraszania dla nich chwały Nieba. Np. poprzez odpusty. Kościół, czyli każdy z nas, może pod określonymi warunkami korzystać ze skarbca zasług, które można ofiarować za konkretnych zmarłych.

Od 1 do 8 listopada włącznie można codziennie uzyskać odpust zupełny za zmarłych. Warunki: pobożne nawiedzenie cmentarza, odmówienie modlitwy za zmarłych. A także oczywiście zwykłe warunki konieczne do uzyskania odpustu: spowiedź, Komunia św., brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, modlitwa w intencjach Ojca Świętego. Natomiast 2 listopada, we wspomnienie wiernych zmarłych, można uzyskać jeden raz odpust zupełny za dusze w czyśćcu cierpiące. W tym celu należy nawiedzić pobożnie kościół lub kaplicę i odmówić tam modlitwę „Ojcze nasz” oraz wyznanie wiary. Oczywiście tutaj także należy zachować tradycyjne warunki odpustu – wyjaśnia ks. Górzyński.

Po co gregorianka

Inną, bardziej popularną formą modlitwy za zmarłych, jest zamówienie za nich tzw. gregorianki, czyli cyklu trzydziestu Mszy św. z rzędu. Tradycja gregorianki sięga czasów Papieża Grzegorza Wielkiego (540 – 604). Kiedy Grzegorz był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, umierał jeden z jego współbraci zakonnych, przy którym znaleziono pieniądze. Tymczasem, zgodnie z regułą, brat ten nie powinien mieć przy sobie żadnych pieniędzy. Decyzją Grzegorza, gdy brat ów umarł, jego ciało nie zostało pochowane razem z innymi braćmi, lecz koło gnojówki. Po kilku dniach zatroskany Grzegorz wezwał przeora klasztoru i rzekł: – Już długo ów zmarły brat jest męczony w ogniu, musimy mu okazać miłość i pomóc mu. Idź i postaraj się, aby od dzisiaj przez trzydzieści dni składano za niego Ofiarę, żeby ani jednego dnia nie opuścić, w którym by zbawcza Hostia za niego nie była złożona.

Tak też się stało. Pewnej nocy ów zmarły brat ukazał się w widzeniu swemu rodzonemu bratu Kopiosusowi. Gdy ten go ujrzał, zaraz zapytał: – Co z tobą, bracie? – Dotąd było źle, lecz teraz mi jest dobrze, bo dzisiaj zostałem przyjęty do wspólnoty – usłyszał.

Kopiosus zaraz zawiadomił braci w klasztorze o swym widzeniu. Oni bardzo starannie policzyli dni i wyszło, że był to dzień, w którym po raz trzydziesty odprawiono Mszę św. za zmarłego. Odtąd panuje przekonanie, że Bóg w swoim miłosierdziu po odprawieniu 30. Mszy św. wybawi z czyśćca duszę za którą się modlono i wprowadzi ją do Nieba.

Nie liczy się ilość, liczy się miłość

Wspomniana historia pokazuje też, że ważna jest wytrwałość w modlitwie. Bóg, w pewnym sensie nagradza tego, który jest wytrwały. Chociaż, z drugiej strony trzeba wystrzegać się traktowania modlitwy w sposób matematyczny. Tak naprawdę nie liczy się ilość, ale… miłość.

Modlitwa to nie matematyka. Do modlitwy w ogóle nie należy podchodzić na zasadzie buchalterii. Modlitwa jest wyrazem miłości do naszych zmarłych, powierzeniem ich Bogu – tłumaczy ks. Górzyński.

Przy okazji listopadowych świąt, odwiedzin na cmentarzach, warto pamiętać nie tylko o zmarłych, ale również o nas samych. O. Jacek Salij OP wspominał kiedyś w dominikańskim piśmie „Teofil”, że dawniej ludność wiejska na Mazowszu pielęgnowała bardzo piękny zwyczaj. Otóż kondukt pogrzebowy w drodze na cmentarz zatrzymywał się przy krzyżu przydrożnym. Wtedy ktoś z bliskich zmarłego zwracał się do uczestników pogrzebu z prośbą, żeby wybaczyli mu wszelkie zło, jakie może im zmarły wyrządził. Co ciekawe, obyczaj nakazywał przekrzykiwać się wtedy wzajemnie słowami w rodzaju: „Niech on nam wybaczy nasze zło”, „Nie mamy nic przeciwko niemu”, „Niech Pan Jezus okaże mu miłosierdzie”, „Niech odpoczywa w pokoju” itp.

Przypomniałem o tym zwyczaju podczas pogrzebu pewnej artystki – pisze o. Salij. – Ten passus kazania pogrzebowego zakończyłem zachętą, ażeby podczas przekazywania sobie znaku pokoju wszyscy duchowo pojednali się ze zmarłą, ale również żebyśmy my wszyscy, uczestnicy tego pogrzebu, pojednali się wzajemnie ze sobą i wybaczyli sobie wszelkie urazy, jakie się w nas być może nagromadziły. (…) Nie wiedziałem, że w pogrzebie uczestniczy wielu ludzi głęboko z sobą wzajemnie skłóconych. Gdybym wiedział, to może nie odważyłbym się aż tak bezceremonialnie do pojednania wzywać. Fakt faktem, że wiele się potem nasłuchałem o tym, że na uczestników pogrzebu spłonął wtedy dosłownie deszcz łaski Bożej. Ludzie składali świadectwa o wielu, naprawdę wielu pojednaniach, jakie się podczas tego pogrzebu dokonały.

Pojednanie zamiast zniczy

Warto więc stawiając na grobach kwiaty, zapalając znicze, pamiętać, żeby, jeżeli nie uczyniliśmy tego za życia, to możemy duchowo pojednać się ze zmarłym. A także pojednać się z bliskimi żyjącymi i wybaczyć sobie wszystkie urazy, które być może w sobie chowamy. Nic bowiem nie będą znaczyć nasze pobożne gesty nad grobami, jeżeli po wyjściu z cmentarza wrócimy do naszych kłótni, sporów i wzajemnych nienawiści. Pojednanie – to byłby może najpiękniejszy w oczach Bożych dar, jaki możemy ofiarować zmarłym i sobie wzajemnie. Być może o wiele więcej wart niż nawet najdłuższe modlitwy.

Od 1 do 8 listopada włącznie można codziennie uzyskać odpust zupełny za zmarłych. Warunki: pobożne nawiedzenie cmentarza, odmówienie modlitwy za zmarłych. A także oczywiście zwykłe warunki konieczne do uzyskania odpustu: spowiedź, Komunia św., brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, modlitwa w intencjach Ojca Świętego.

Piotr Chmieliński

Artykuł ukazał się w numerze 11/2007

 

 

 

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Wszystkich Świętych #Dzień Zaduszny #listopad #zmarli #świętych obcowanie #odpust #cmentarze #Piotr Chmieliński
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej