Francuski historyk Henri Daniel-Rops określił średniowieczne katedry mianem wyjątkowych w dziejach człowieka przypadków, gdy „ludzkie społeczeństwo w całości wyraziło się w kilku doskonałych i uprzywilejowanych monumentach”, gdy „w dziełach pozostawionych przyszłym pokoleniom potrafiło zawrzeć całą swoją twórczą energię, głęboką duchowość oraz możliwości techniczne i talenty”. Te arcydzieła romańskiej, nade wszystko zaś gotyckiej architektury, były – jak pisał francuski autor – „doskonałymi kwiatami”, „uprzywilejowanymi świadkami swoich czasów”.
Katedry wyznaczały również ,,limes” cywilizacji christianitas. Tam, gdzie one występowały, tam sięgała cywilizacja „szczęśliwych syntez” (Benedykt XVI), która potrafiła łączyć wiarę z rozumem, wolność z prawdą, dobro z pięknem. Średniowieczna katedra, „czystsza od krucjaty, bardziej poruszająca niż jakiekolwiek dzieło pisane” była „całkowitym wyznaniem wiary” (Daniel-Rops).
To był najsolidniejszy fundament wszystkich katedr. Jak pisał arcybiskup Fulton J. Sheen, katedra była wspaniałym wcieleniem średniowiecznej myśli. To, co niewidzialne, zawiera się w tym, co widzialne; to, co mistyczne, w tym, co historyczne; to, co duchowe, w tym, co cielesne; to, co wieczne, w tym, co czasowe. Katedra jest jak nowa Ewa wyjęta z boku wszechświata. W tej dziewiczej katedrze zamieszkał wcielony Bóg. Ona jest prostym zrozumieniem osoby Chrystusa: ecce homo”.
Nie było przypadkiem, że apogeum budowy wspaniałych gotyckich katedr, które przypadło na przełom XII i XIII wieku, zbiegło się z ożywieniem kultu realnej obecności Chrystusa pod eucharystycznymi postaciami chleba i wina. Kult Bożego Ciała zbiega się z epoką, gdy łacińska Europa pokryła się „białym płaszczem kościołów” (Rudolf Glaber). Wspaniałe, królewskie portale katedr w Chartres, Reims czy Paryżu tak się nazywały przede wszystkim dlatego, że były bramą przejścia ze świata profanum do świata sacrum, do świętej przestrzeni, gdzie królował Chrystus ukryty na ołtarzu.
Przejście z jednego do drugiego świata zapowiadała ,,historia sacra” utrwalona w rzeźbie na portalach i tympanonach. W połączeniu z historią stworzenia i odkupienia przedstawioną w środku, na witrażach, stanowiły katedry prawdziwą „Biblia pauperum” (Biblię dla ubogich). Wbrew utartym poglądom, ludzie średniowiecza chociaż nie dysponowali tłumaczeniami na języki narodowe Pisma Świętego i nie było ono drukowane w milionowych nakładach, znali dzieje biblijne dość dobrze. Wielkie katedry były otwartymi księgami dostępnymi dla wszystkich.
Podziwiając piękno XII-wiecznej katedry w Chartres Napoleon miał powiedzieć, że „ateista czułby się tutaj nieswojo”. Odrzucenie – najpierw przez protestancką reformację, a następnie przez wyrosłą z ideologii oświeceniowej rewolucję francuską – cywilizacji „szczęśliwych syntez”, siłą rzeczy oznaczało odrzucenie również jej materialnych przejawów w postaci katedr. „Nieswojo” czuli się z nimi zarówno protestanci (zwłaszcza uczniowie Kalwina) jak i francuscy rewolucjoniści. Cywilizacja „szczęśliwych syntez” budowała katedry. Cywilizacja „fałszywych dychotomii” (przeciwstawiająca – jak podkreślał Benedykt XVI – wiarę rozumowi, prawdę wolności, dobro pięknu) je niszczyła.
Fala wandalizmu wymierzona w katolicką sztukę sakralną, która dotknęła obszary zajęte przez reformację w jej kalwinistycznej odmianie, nie ominęła również katedr. Na przykład w czasie wojen religijnych targających XVI-wieczną Francją na porządku dziennym były napaści hugenotów (francuskich kalwinistów) na katolickie katedry. Skoro odrzucono wiarę w realną obecność Chrystusa w sakramencie ołtarza, jaki był sens szanowania budowli, które były wizualizacją tej prawdy wiary.
Wtedy właśnie po raz pierwszy została sprofanowana wspaniała romańska bazylika w Cluny (m. in. obrabowano jej skarbiec), która aż do czasu wybudowania nowej Bazyliki św. Piotra w Rzymie, była przez cztery stulecia największą świątynią łacińskiego Zachodu. W całym chrześcijaństwie ustępowała jedynie bazylice Haghia Sophia w Konstantynopolu (do 1453 roku, tj. do chwili, gdy po zdobyciu miasta przez Turków została ona przemianowana na meczet).
Regularną wojnę katedrom wypowiedziała również rewolucja francuska. Jej twórcy deklarowali z trybuny parlamentarnej, że „w naszej mocy jest rozpocząć świat na nowo”; „na nowo”, czyli wymazując całe chrześcijańskie dziedzictwo duchowe i kulturowe, z którego wyrosła Francja – „pierworodna córa Kościoła”. Polityka dechrystianizacyjna w pierwszym rzędzie polegała na fizycznej eksterminacji katolickiego duchowieństwa. Na tym jednak się nie wyczerpała. Zdechrystianizowany miał zostać czas (poprzez wprowadzenie nowego republikańskiego kalendarza liczącego lata nie od narodzin Chrystusa, ale od ustanowienia republiki oraz likwidującego niedzielę jako dzień święty), a nawet strefa dźwięku (zakaz używania dzwonów kościelnych).
„Na nowo” miała zostać zorganizowana przestrzeń publiczna. Zniknąć z niej miały wspaniałe katedry jako przejaw „fanatyzmu i ciemnoty”. Poza tym, jak tłumaczył jeden z jakobińskich deputowanych tłumaczący sens swojego wniosku o zburzenie wszystkich iglic i dzwonnic kościelnych we Francji, nie mogło być tak, że w republice ludzi wolnych i równych jedne budynki (i to te głoszące „fanatyzm i ciemnotę”) wybijały się w górę ponad inne. Republikańska równość tego nie mogła tolerować.
Ostatecznie projekt nie został zrealizowany, co nie oznaczało, że zostały uratowane wszystkie wspaniałe katedry. Rewolucyjna furia uderzyła m. in. w paryską Notre Dame. Jak zawsze w przypadku zwolenników rewolucyjnego „rozdzielania” państwa od Kościoła zaczęto od zwykłego rabunku. W 1792 roku, krótko po ogłoszeniu republiki, rewolucyjne władze sekcji (dzielnicy) Paryża, w obrębie której znajdowała się katedra przystąpiły do rabunku jej skarbca. Wyniesiono drogocenne sprzęty liturgiczne (kielichy mszalne, monstrancje, krucyfiksy) i ozdobne relikwiarze (m.in. św. Marcelego i św. Wincentego a Paolo). Krótko potem jakobińskie władze stolicy Francji (Komuna Paryża) zwaliły iglicę katedry, „która grzeszyła przeciw równości” (F. Souchal).
Poważnie została uszkodzona również fasada katedry, na której (od strony zachodniej) umieszczone były figury starotestamentalnych królów Judy i Izraela. W 1793 roku zostały one całkowicie zniszczone, bo – jak napisano w komunikacie Komuny Paryża: „podtrzymywały przesądy religijne” i przywracały obmierzłą pamięć o królach”. Niszczono także inne rzeźby na zewnątrz i wewnątrz katedry. Nie sposób określić ich inaczej jako przejaw czystej chrystofobii. Umieszczona na filarze portalu północnego ramienia transeptu figura Maryi ocalała, ale za to zniszczona została figura Dzieciątka Jezus umieszczona w Jej ramionach.
Dopełnieniem miary profanacji paryskiego kościoła katedralnego było przemianowanie go w 1793 roku na „świątynię Rozumu”. To w jej murach w 1794 roku Maksymilian Robespierre zainaugurował kult Najwyższej Istoty, który miał zastąpić chrześcijański kult Trójjedynego Boga.
Jednak najbardziej spektakularnym przejawem wojny wypowiedzianej przez rewolucję katedrom było zniszczenie wspaniałej bazyliki w Cluny. Najwspanialszy przez wieki kościół Zachodu, kościół – matka wielkiej kongregacji kluniackiej, która w XI i XII wieku w decydujący sposób przyczyniła się do odnowy Kościoła (reformy gregoriańskie), a tym samym całej zachodniej cywilizacji, najpierw została zbezczeszczona, a następnie sprzedana (jako „dobro narodowe”) okolicznym „uczciwym obywatelom”. Ci zaś potraktowali bazylikę jako kamieniołom. Budynek został rozebrany do fundamentów. Dzisiaj nie pozostał ślad po bazylice konsekrowanej przez papieży (w 1095 roku jej ołtarz główny został konsekrowany przez bł. Urbana II, całą zaś bazylikę poświęcił w 1130 roku papież Innocenty II).
Warto dodać, że podobny los groził wspaniałej katedrze w Chartres, która dzisiaj widnieje na liście UNESCO światowego dziedzictwa kulturowego ludzkości. W 1793 roku została ona sprofanowana (towarzyszył temu rabunek zgromadzonych w jej wnętrzu precjozów), a następnie sprzedana lokalnemu przedsiębiorcy po cenie gruzu. Tylko dlatego, że nabywca nie dysponował dostatecznie wielkim placem, na którym mógł by przechować pozyskany „materiał budowlany”, katedra ocalała. Do dzisiaj jednak patrząc na zniszczone oblicze Chrystusa Króla z tzw. Portalu Królewskiego, widzimy ślady rewolucyjnej walki z doskonałymi, ale jakże kruchymi kwiatami cywilizacji christianitas.
/mwż