Kiedyś stawiano na strach. Ale autorytarne metody wychowawcze zawiodły. I dzieci, i rodziców. Na antypodach pojawiła się wizja partnerstwa i swobody. Ale te rzekome bezstresowe rozwiązania, ograniczające autorytet rodzica, zaowocowały po prostu brakiem wychowania. Wydawnictwo Wardakowie proponuje zajrzeć do serii „Klasyka wychowania” – aby zebrać z doświadczeń to, co najlepsze.
Tolerancja? Przemoc? – te słowa od razu kojarzą nam się z kontrowersją. Niepotrzebnie. Wystarczy na spokojnie prześledzić publikację autorstwa Stanisława Sławińskiego pt. „A jednak posłuszeństwo!”, aby nie bać się refleksji nad sprawami trudnymi dla rodziców.
Autor, pedagog i wykładowca, proponuje nowe, wolne od utartych stereotypów, spojrzenie na wychowanie.
Warto dodać, że seria „Klasyka wychowania” odwołuje się do antropologii chrześcijańskiej i wynikającej z niej wizji człowieka. I chociaż jest to fundament klasyczny, autorzy doskonale wkomponowują go w dyskurs o problemach współczesnej rodziny. Nie ignorując problematyki mediów elektronicznych czy presji kariery zawodowej.
Dr Sławiński przyznaje, że sama tradycja, choć pełna wzorców, już nie wystarcza. Pisze bez ogródek – kryzys wychowawczy dotknął zarówno życia rodzinnego, jak i środowiska szkolnego. Za przyczynę podaje szkodliwe pseudopartnerstwo, które wprowadza wyłącznie zamieszanie.
Partnerstwo wprowadzono do praktyk pedagogicznych, gdy większość badań wykazała, że wychowanie autorytarne bazowało głównie na strachu przed karą. Dlatego odkryto uroki dialogu i braku presji. Pominięto niestety wówczas aspekt władzy wychowawczej. Obydwa modele okazały się skrajne i owocujące licznymi frustracjami. Antyautorytarne metody wychowawcze autor określa jako pełne pustych słów, zaśmiecone nadmiarem czczej gadaniny, często płytkiej i pozbawionej mądrości rodzicielskiej.
Jaki jest zatem złoty środek? Według autora poradnika wychowanie należy postrzegać jako „tor”. Do sukcesu zaprowadzą rodziców wyłącznie dwie równolegle prowadzone „szyny”: dialog z dzieckiem oraz sprawowanie władzy wychowawczej – zawsze jako elementy o równie ważnym znaczeniu, nie eliminujące się wzajemnie. Co najważniejsze, dr Sławiński władzę rodzicielską wiąże ściśle z pojęciem posłuszeństwa.
W kolejnej książce wspomnianej powyżej serii wydawnictwa Wardakowie, zatytułowanej „Ojciec – strażnik rodziny”, James Stenson przypomina, jak piękna i potężna jest rola głowy rodziny. Autor, pracując jako pedagog ponad dwadzieścia lat z rodzinami w szkołach, poznał życie setek rodzin, śledząc ich codzienne porażki oraz sukcesy.
Z lektury dowiemy się, że głównym zadaniem mężczyzny jest chronienie swojej rodziny. Autor przekonuje, że bycie ideałem ojcostwa nie jest nieosiągalne. A co jest gwarantem mądrego postępowania? Nie ma wątpliwości: „na dłuższą metę liczy się tylko miłość”.
Bardzo inspirująca jest refleksja Stensona dotycząca pracy. Ma być ona tylko środkiem do celu, którym jest szczęście najbliższych. Praktycznie nie wolno nam, rodzicom, nigdy tracić z horyzontu wizji przyszłości młodych ludzi, za których bierzemy odpowiedzialność. „Tylko rodzina przetrwa w czasie – i to jest właśnie miejsce, w którym praca mężczyzny zyskuje ostateczne znaczenie”. Autor przestrzega przed zbytnim pietyzmem w stosunku do wykonywanego zawodu, akcentując przemijalność kariery i stanowisk. Aktywność zawodowa przeminie, a relacje pozostaną i będą jedynym prawdziwym dziełem życia.
Publikacji nie brakuje zalety aktualności podejmowanych problemów. Ciekawe jest podejście do mediów elektronicznych. Pedagog wprost nazywa je intruzami i rywalami. Stanowią jakby konkurencyjny autorytet. Walka o czas, który dzieci spędzają z nowymi technologiami, to walka o ich serca.
Polski wydawca, Janusz Wardak, przyznaje, że pozycja Stensona w gronie międzynarodowym uchodzi za jedną z najlepszych książek o tematyce rodzinnej. Łączy klasyczną wizję człowieka z wyzwaniami XXI wieku. Mnie osobiście najbardziej poruszyła zaduma nad rodziną „piknikową”, czyli konsumpcjonistyczną. Czym charakteryzują się rodzice-konsumpcjoniści? Otóż, w pracy wyróżniają się kreatywnością, pomysłowością, a w domach przemieniają się w zwykłych konsumentów. Wygoda i relaks stanowią wówczas parametry środowiska domowego. Prowadzi to do oderwania od realnego życia, moralnej egzystencji wśród innych. Stenson trafnie nazywa to „mikrokosmosem komfortu”. Takie doświadczenie życiowe prowadzi do wychowania dzieci w kokonie, gdzie nadrzędnym celem jest przyjemność.
W takich warunkach dochodzi do utraty szerokiego horyzontu czasowego, o którym była mowa wcześniej. Sprawy domowe oscylują wokół wydarzeń najbliższych miesięcy i gubią gdzieś świadomość, że przecież zawsze wychowujemy ludzi, którzy będą dorosłymi. Sęk w tym, że trzeba myśleć nie o tym, co dzieci będą robić, ale kim będą.
Tym, co pozostaje po lekturze „Klasyki wychowania”, to przeświadczenie, że prawdziwym liderem, także w rodzinie, jest ten, kto patrzy daleko w przyszłość, potrafiąc przewidzieć potencjalne zagrożenia. Warto zatem sięgnąć po poradniki i sprawdzić, czy sami umiemy już dalekowzrocznie ogarniać kształtowanie postaw naszych najbliższych.
/mg