“A więc już wiedzieli. Tok tej rozmowy świadczył o jednym: zaczęło się polowanie na Obraz! Wszelkimi metodami!” – przeczytaj fragment sensacyjnej opowieści.
Akcja paulinów była tajna. Odbyła się w garażu na Jasnej Górze.
– Obraz Nawiedzenia miał pojechać na zaplanowane uroczystości millenijne do diecezji warmińskiej – tłumaczy ojciec Władysław Przekop. – Ale milicjanci stali przed bramą i sprawdzali samochody jasnogórskie. Oszklony pick-up też stał odstawiony, bo nie oddano nam dowodu rejestracyjnego. Biskup przysłał z Olsztyna wołgę ze swoim kierowcą. Miała duży bagażnik. Położenie tylnych siedzeń jeszcze go powiększało.
– Późnym wieczorem w garażu myśmy Obraz spakowali – wspomina ojciec profesor Zachariasz Jabłoński.
– Odkręciliśmy podstawę i wsadziliśmy osobno do wołgi, starannie okrywając – dodaje ojciec Władysław.
Noc. Milicjanci przed bramą przepuścili samochód z zamiejscową rejestracją. Nie zauważyli Pasażerki.
– Następnego dnia około godziny 6 rano dzwoni kobieta i się przedstawia jako siostra z jakiegoś zgromadzenia – wspomina ojciec Zachariasz. – Mówi, że matka prowincjalna bardzo by chciała mieć radość towarzyszenia Obrazowi Nawiedzenia jak będzie wjeżdżał na Warmię. Brat, który przyjął telefon, odpowiada, że Obraz prawdopodobnie już dojechał na Warmię. Konsternacja. A więc już wiedzieli. Tok tej rozmowy świadczył o jednym: zaczęło się polowanie na Obraz! Wszelkimi metodami!
Dopadli Obraz za Nidzicą. Milicja zatrzymała wołgę. Krótko ostrzyżony brunet w cywilu wysiadł z samochodu o rejestracji WW1617. Towarzyszyła mu rudowłosa funkcjonariuszka UB. Nakazał wieźć Obraz prosto do Fromborka, chociaż oczekiwano nań w Olsztynie. Katedra we Fromborku miała być ostatnim miastem na milenijnej trasie nawiedzenia diecezji warmińskiej.
„Na terenie województwa olsztyńskiego jest tak silna obstawa MO, że wygląda na pospolite ruszenie” – zanotował Prymas obserwacje z drogi do Olsztyna 18 czerwca. – „Wozy radiowe z wyciągniętymi antenami, na każdym skrzyżowaniu dróg, na każdym niemal zakręcie posterunek MO, nie licząc tajniaków. Wszystko w ostrym pogotowiu. Istna zabawa. Jak ci ludzie mają fałszywe o nas pojęcie”.
Zapisał też:
„Na naszych piętach jedzie wóz 1617 z «pułkownikiem i żółtą panią»”.
Jak zwykle na uroczystości milenijne w katedrach w obecności Obrazu Nawiedzenia, z Prymasem jechał pauliński generał i jasnogórski przeor. Kończono je wieczorem hymnem Te Deum i Apelem Jasnogórskim.
Władze Olsztyna nakazały zatrzymać ludzi w zakładach pracy, urzędach do wieczora. Młodzieży zakazano przyjścia do prokatedry.
Resort bezpieczeństwa znowu zapolował. Z obławą.
Poniedziałek 20 czerwca 1966 roku. Obraz Nawiedzenia wyruszał z katedry we Fromborku do Warszawy. Jechał samochodem dostawczym, żukiem przysłanym przez proboszcza warszawskiej katedry.
– Nie byłem już kierowcą Obrazu. Do Fromborka przywiozłem ojca generała Jerzego i przeora Teofila – wspomina ojciec Władysław Przekop.
– Rano po mszy świętej rozmawiamy przy śniadaniu. Wiemy, że władze coś szykują po drodze. Mieliśmy swój wywiad – uśmiecha się ojciec Jerzy Tomziński. – Postanowiliśmy więc być jak najbliżej Matki Bożej. Pilnować. Usiedliśmy z biskupem sufraganem częstochowskim Franciszkiem Musielem na krzesełkach, na skrzyni ładunkowej żuka obok Obrazu.
Kawalkada siedmiu samochodów ruszyła o godzinie 10.30. W autach Prymas, trzech biskupów, prałaci, paulini, Maria Okońska z paniami z Instytutu Prymasowskiego…
– Jedziemy jakiś czas. Nagle: stop! Obława. Otoczyli nas uzbrojeni ludzie na motocyklach. Horda. – ojciec Jerzy gestami pokazuje osaczenie.
Pojawiły się radiowozy. Z samochodu o rejestracji WW1617 wysiadł mężczyzna.
– Patrzę, a to ten sam herszt ostrzyżony na jeża, co mnie za Lublinem zatrzymał i zabrał dowód rejestracyjny – mówi ojciec Władysław Przekop. – Czy pamiętam jego nazwisko?
Waha się chwilę, jakby chciał zostawić tego człowieka tylko pod Boży osąd i sumienia.
– Zresztą… on sam powiedział jak się nazywa. Przedstawił się wyraziście.
– Nazywam się Strrraszewski!
– Kiedy wyjeżdżałem na trzy lata do Szwecji – dodaje ojciec Władysław –
to po paszport musiałem iść na komendę MO. Tam trzech ubowców mnie przepytywało. Zapytałem ich:
– A wy znacie takiego Straszewskiego?
– A co, ojciec rozmawiał z nim?
– Tak, rozmawiał.
– To nasz główny szef! Na cały kraj!
Czterdziestoletni wówczas podpułkownik MO Konrad Straszewski[1] kierował operacjami Wydziału I Departamentu IV Służby Bezpieczeństwa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Departament zajmował się walką z „wrogą, antypaństwową” działalnością Kościoła i związków wyznaniowych. Wydział I koncentrował się na inwigilacji i zwalczaniu hierarchów, władz Kościoła katolickiego. Zaciekle walczył z Ikoną Nawiedzenia. „Szefową” wszak nazywał Matkę Bożą ojciec Teofil Krauze – kustosz, dwukrotnie przeor Jasnej Góry, definitor generalny Zakonu Paulinów.
Wciąż stali w lesie koło wioski Liksajny.
„Wytwarza się atmosfera wyczekiwania” – zanotował Prymas. „MO coraz więcej. Przekradają się do nas dzieci szkolne, matki z maleństwami. Jakiś młody mężczyzna przyniósł wiadro świeżego mleka”.
– Wyrzucili kierowcę z żuka – opowiada ojciec Władysław. – Ten Straszewski kazał milicjantowi zdjąć mundur i mówi:
– Ty poprowadzisz!
Milicjant, jako „cywil”, usiadł za kierownicą. Obok w szoferce został ksiądz Leopold Włudyka, notariusz kurii warszawskiej. Przy Obrazie ojciec Jerzy Tomziński i biskup. Nie dali się wysadzić. Furgonetka ruszyła.
– Gdzie nas wiozą? Samochód skacze na dziurach. Rzuciło nas na podłogę. Zacząłem walić ręką o ścianę szoferki… – mówi ojciec Jerzy. – Nie było reakcji.
– Nas z Prymasem przytrzymali jeszcze jakiś czas – mówi ojciec Władysław.
Przyszli ludzie z wioski. Modlili się. Płakali.
„O godzinie 15.30 ruszyliśmy dalej, żegnamy płaczących ludzi, klęczących na drodze” – zanotował w diariuszu Prymas.
– Długa droga była przed nami. Zgłodnieliśmy trochę i trzeba było zebrać myśli – kontynuuje ojciec Przekop. – Zajechaliśmy na ładną polanę w lesie. Mieliśmy jakiś prowiant. Zrobiliśmy biwak. Do lasu wjechały za nami formacje MO. Wyłączyli silniki. Cisza. Za chwilę nadleciał z hukiem helikopter. Pilnowali nas z ziemi i powietrza – śmieje się.
Furgonetka z Obrazem zatrzymała się w lesie.
– Gdybyście wieźli świnie, to byście lepiej je traktowali. Nogi mogliśmy połamać, mówię do ich szefa – opowiada ojciec Jerzy.
– Przepraszam. Będziemy uważać… Ale… Ja znam ojca! Ojciec w pelerynie latał po Rzymie…
– A więc szpiegowali też podczas Soboru – zrozumiał aluzję generał Zakonu Paulinów, uczestnik Soboru Watykańskiego II jako jeden z jego ojców.
Żuk zajechał od tyłu katedry w Warszawie. Była godzina 20.45. Kierowca wysiadł i uciekł.
– Pułkownik odmeldowuje się – szef grupy podpułkownik Straszewski poinformował ojca Jerzego o zakończeniu akcji.
– Generał zwalnia! – odpowiedział ojciec Jerzy.
[1] Działalność Konrada Straszewskiego, późniejszego generała dywizji MO, czeka na pełniejsze odsłonięcie. Utworzył i nadzorował zakonspirowaną, podległą służbom radzieckim, przestępczą Grupę D – Grupę Operacyjną do Zadań Dezintegracyjnych SB MSW. Dezintegrować miała Kościół katolicki. Nie tylko w Polsce. Dyskredytowała kapłanów poprzez dezinformację. Jej pracownicy porwali ks. Jerzego Popiełuszkę. Jeden z nich, kierownik Grupy D – Grzegorz Piotrowski, chwalił się doskonałą znajomością zakamarków klasztoru jasnogórskiego.
Autor: Monika Rogozińska
Źródło: Wydawnictwo Paulinianum
mak