
Wiele osób, a jestem przekonany, że także wielu katolików, traktuje osoby świętych jako postaci legendarne (a więc nie do końca realnie istniejące) albo ewentualnie jako bardzo odległe od codziennego życia wyjątki od reguły, które mają niewiele wspólnego ze zwyczajną egzystencją przeciętnego zjadacza chleba. A przecież nie święci garnki lepią.
Tymczasem Kościół przekonuje nas, że święci mają stanowić dla ludzi wierzących konkretne wzory do naśladowania, z których wierni powinni brać przykład, dokonując życiowych wyborów i prowadząc zwyczajne życie. Stąd m.in. w naszym Kościele kult świętych i popularność wśród katolików literatury hagiograficznej. Od wielu już lat zajmuję się osobą beatyfikowanego prymasa Polski – kard. Stefana Wyszyńskiego – badając jego życie i pisma. To doświadczenie przekonuje mnie raczej, że właśnie w sferze codzienności, bieżącej egzystencji, można się od niego naprawdę wiele nauczyć.
Warto zauważyć, że kard. Wyszyński nie tylko był człowiekiem głęboko religijnym i heroicznym w sposobie przeżywania swego życia, ale okazał się także człowiekiem „sukcesu” w potocznym tego słowa znaczeniu. Osiągnął bowiem swoje cele, jeśli chodzi o ochronę i umocnienie Kościoła katolickiego w Polsce w dobie komunizmu, osobiście był wielkim autorytetem dla ogromnej większości swoich rodaków, a długofalowo jego refleksja na różne tematy stała się ważnym elementem dorobku intelektualnego Polski. Choć ten ostatni fakt nie wydaje się dziś powszechnie dostrzegany. Tym bardziej więc warto przyglądać się jego podejściu do życia. Jednym z niezwykle ciekawych aspektów postawy życiowej Prymasa Tysiąclecia było bez wątpienia rozumienie przezeń czasu, a także sposoby zarządzania nim.
Czas – zasób do wykorzystania
15 sierpnia 1979 roku kard. Stefan Wyszyński, przemawiając do zgromadzonych pielgrzymów, wypowiedział na Jasnej Górze słynne zdanie dotyczące czasu: „Ludzie mówią: Czas to pieniądz!, a ja Wam powiadam: Czas to miłość!”. Prymas chciał przez to wyrazić przekonanie, że to nie wartości materialne są podstawowe w życiu człowieka, lecz miłość – caritas – rozumiana jako służba sprawowana przez człowieka wobec bliźnich. Życie ludzkie i jego wartość były więc przezeń oceniane w kategoriach moralnych, a nie materialnych, co jednak u osoby beatyfikowanej raczej nie może dziwić. Należy jednak zwrócić uwagę, że wypowiadając tę maksymę, kardynał pokazywał przede wszystkim, że traktuje czas jako zasób powierzony człowiekowi przez Boga, z którego wykorzystania będzie on przez Stwórcę rozliczany po zakończeniu swej ziemskiej egzystencji.
Sam prymas Wyszyński był człowiekiem niezwykle pracowitym i dobrze zorganizowanym. Podczas uwięzienia w Stoczku koło Lidzbarka Warmińskiego, między październikiem 1953 a październikiem 1954, wstawał o 5:00, o 6:30 odprawiał pierwszą mszę, o 7:15 – uczestniczył w drugiej. O 8:15 jadł śniadanie. Następnie pracował od 9:15 do 13:00, ponownie zaś zabierał się do pracy po obiedzie i modlitwie, od 15:30 do 18:15. Około 22:00 udawał się na spoczynek. Plan ten pozwalał mu wykorzystać czas pozbawienia wolności przez władze komunistyczne w sposób pożyteczny i zgodny z Bożym planem dla niego.
W przechowywanych w Instytucie Prymasowskim w Choszczówce kieszonkowych kalendarzykach, zawierających terminarz codziennej aktywności, kard. Wyszyński notował godziny spotkań i codziennych zajęć. Kartki tych kalendarzy zapisane są niezwykle gęsto. To, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że jednostką czasu, którą się posługiwał w wyznaczaniu długości obowiązków wykonywanych w czasie dnia swojej pracy, był kwadrans. Z dokładnością do 15 minut kard. Wyszyński wyznaczał swoje zobowiązania (głównie spotkania) i widać było, że starał się założonego rozkładu trzymać.
Były to lata 50. i 60. XX wieku, gdy pomocą w kontrolowaniu czasu były tylko zegary, notatniki, kartka i długopis. Nawet dziś menadżerowie, dysponujący bardzo już wyszukanymi narzędziami – nierzadko cyfrowymi – które mają pomagać im w kontrolowaniu czasu, nafaszerowani nowoczesnymi pomysłami dotyczącymi organizacji pracy, uważają taki sposób zarządzania za wymagający. Gdy opowiadałem o zwyczajach kard. Wyszyńskiego jednemu ze swoich przyjaciół pracujących w biznesie, zauważył, że praktyka prymasa wyprzedzała jego czasy. Można być jednak pewnym, że taki zwyczaj nie wynikał z obsesji na punkcie produktywności, lecz z cechującego błogosławionego poczucia odpowiedzialności i ze świadomości, że każda minuta powinna zostać spożytkowana w służbie Kościołowi i Ojczyźnie.
Długomyślność prymasa
Jednocześnie jednak Prymas Tysiąclecia nie popadał w doraźność charakteryzującą wielu współczesnych menadżerów, którzy żyją tylko chwilą obecną, nie dostrzegając ani korzeni otaczających ich zjawisk, ani długofalowych skutków. Kard. Stefan Wyszyński miał niewątpliwie głęboką świadomość historyczną. Nieprzypadkowo więc swój największy program duszpasterski – obchody Milenium Chrztu Polski – zbudował wokół upamiętnienia faktu przyjęcia chrztu przez pierwszego historycznego władcę naszej Ojczyzny przed tysiącem lat. Mimo upływu wielu wieków wydarzenie to stało się dlań kluczowe dla zrozumienia współczesnej polskiej tożsamości, całego rozwoju naszej wspólnoty politycznej i kulturalnej. Przywoływał też chętnie średniowiecznych patronów Polski – św. Wojciecha i św. Stanisława – czy nowożytne śluby lwowskie króla Jana Kazimierza itp.
Z jednej strony prymasowi chodziło oczywiście o podkreślenie korzeni polskości, a także o zachowanie poczucia ciągłości między „dawnymi i nowymi laty”. Jak pisał w wieńczącym obchody milenijne Akcie Oddania Nowego Tysiąclecia w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła dokonanym na Jasnej Górze 3 maja 1966 roku: „Przez dziesięć wieków Polska została zawsze wierna Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego pasterzom, przy pomocy i pod czujną opieką Matki Najświętszej (…), która stała na straży naszej wierności i broniła wiary narodu”. W związku z tym „nigdy my katolicy (…) nie zrezygnujemy z odpowiedzialności za naród i za dzieje Kościoła w naszym narodzie!”.
Jednak z naszej perspektywy znacznie ważniejszy jest fakt, że taka „długomyślność” prymasa wstecz, głęboki namysł nad tym, co zawdzięczamy zarówno bliższym czasowo, jak i dalekim naszym przodkom, pozwalał mu myśleć o tym, że to, czego dokonuje on sam i jego pokolenie, w pewnym stopniu przesądza o losach całej wspólnoty na kolejne pokolenia i stulecia.
Wspomniany już Akt Milenijny z 3 maja 1966 roku został dokonany przez prymasa w intencji wolności Kościoła w Polsce i na świecie na kolejne tysiąc lat. Na jego mocy współczesne prymasowi pokolenia naszych rodaków zobowiązywały się do wierności i poddania Królowej Polski Najświętszej Maryi Pannie na kolejne tysiąclecie. Tak właśnie – na całe kolejne tysiąclecie. Wielu współczesnych nam historyków albo całkowicie ignoruje ten fakt, pomijając go milczeniem, albo traktuje go jako gest wyłącznie symboliczny. Oddanie narodu w macierzyńską niewolę Maryi na kolejne milenium miałoby być jedynie pięknym gestem czy figurą retoryczną. Tymczasem, moim zdaniem, mamy w tym wypadku do czynienia w podejściu prymasa z całkowitą powagą i dosłownym rozumieniem przezeń tysiącletniego wymiaru aktu oddania Polaków Maryi. Uważam, że prymas naprawdę był wewnętrznie przekonany, że przesądza o rzeczywistości duchowej swej Ojczyzny na kolejne 40 pokoleń.
Dla nas ciekawe jest to, że bł. Stefan Wyszyński zarówno widział wartość każdej chwili, jak i doceniał znaczenie tysiącletnich procesów religijnych czy cywilizacyjnych. Dbał o wykorzystanie każdego dnia, a jednocześnie planował w perspektywie całych stuleci. Krótko mówiąc, doskonale panował nad czasem, starając się głęboko i wszechstronnie rozumieć czasowy wymiar ludzkiej egzystencji. Ta niezwykła wszechstronność prymasa, obejmowanie myślą zarazem wartości krótkiej chwili, jak i wielowiekowych perspektyw stojących przed wspólnotą, świadczyły o tym, że w pełni rozumiał, kim jest człowiek i w jak różnych aspektach zależy od czasu.
To że kard. Wyszyński mógł być skuteczny w wykonywaniu swych codziennych obowiązków, w przeżywaniu nużącej nieraz codzienności, a zarazem potrafił wskazywać kierunki rozwoju duchowej rzeczywistości Polaków na całe pokolenia, zawdzięczał doskonałemu rozumieniu specyfiki ludzkiej egzystencji, pojmując ją zarówno w świetle filozofii, jak i Bożego Objawienia. Czas nie był dlań bowiem ograniczeniem czy obciążeniem, ale Bożym darem, z którego należało właściwie korzystać, zarówno w perspektywie krótkoterminowej, jak i długofalowej. Prymas Tysiąclecia – choćby w tym aspekcie – może więc być dla nas prawdziwą inspiracją i niedoścignionym wzorem.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3/2025
/mdk