Z Antonim Szymańskim, członkiem Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski rozmawia Alicja Dołowska |
– Środowiska katolickie źle przyjęły projekt zmiany ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Skrytykowano nawet nazwę ustawy, twierdząc że sugeruje ona, iż przemoc występuje tylko w rodzinie i sytuuje rodzinę jako środowisko patologiczne.
– Dobrze, że dyskutuje się wokół tej ustawy, dlatego że bardzo głęboko wnika ona w problematykę rodzinną i wkracza w relacje rodzinne, choć dyskusja pojawiła się dopiero przy końcu prac nad tą ustawą. Dobrze, że to przebudzenie nastąpiło również po stronie parlamentarnej, która odgrywa w kwestii ustawodawstwa wiodącą rolę i powinna być opiniami społecznymi zainteresowana. Tytuł jest nieadekwatny do treści ustawy. Ustawa przecież mówi o osobach wspólnie zamieszkujących. Osobami wspólnie zamieszkującymi może być grupa studentów w pokoju studenckim, niekoniecznie rodzina. Tytuł ustawy rzeczywiście stwarza pewną sugestię i stawia rodzinę w podejrzanym świetle. Korzystniej byłoby na pewno, gdyby tytuł ustawy brzmiał „o przeciwdziałaniu przemocy domowej”
– Co jeszcze pozostaje podmiotem sporu?
– Tytuł ustawy stanowi oczywiście szczegół, najważniejsze są merytoryczne rozwiązania. Ustawa jest szeroka i warto analizować, co ona w swoich zapisach proponuje. Czy usiłując przeciwdziałać przemocy, która ma również miejsce w relacjach rodzinnych – i nikt tego przecież nie kwestionuje – proponuje środki adekwatne do wagi podnoszonych problemów, czy też nie. Otóż wiele organizacji prorodzinnych stwierdza, że ta ustawa proponuje nadmierne środki, że przeregulowuje tę sferę. Organizacje zwracają na przykład uwagę na to, że nie należy podważać autorytetu rodziców i władzy rodzicielskiej, ponieważ władza rodzicielska z istoty swojej jest bardzo ważna dla dzieci. Jest służbą, oznacza opiekę i troskę. I wobec tego przedstawianie jej jako czegoś opresyjnego czy negatywnego jest szkodliwe. A główny spór dotyczy tego, czy państwo w każdej, najdrobniejszej sytuacji, którą ktoś nazwie przemocą, może ingerować. Zwłaszcza, że definicję tej przemocy niektórzy rozumieją bardzo szeroko, rozszerzając ją właściwie na wszystkie działania związane z wychowaniem, które mogą dotyczyć sytuacji nakazania czy zakazania dziecku czegoś przez rodzica. To jest bardzo groźne z punktu widzenia wychowawczego, bo stawianie wymagań jest nieodłącznym elementem wychowania. Zatem spór dotyczy problemu czy należy tak daleko ingerować, czy też powinno się pozostawić rodzinie pewną autonomię, przeciwdziałając tym przejawom przemocy, co do których istnieje jednoznaczna zgoda społeczna, że jest to przemoc. Podsumowując: jest to kwestia tego, jak zdefiniujemy przemoc, jak dalece można ingerować w rodzinę i jakie są granice autonomii rodziny. Projekt podąża w tym kierunku, aby tę autonomię nadmiernie ograniczyć i wkraczać również w sytuacjach ,w których wydaje się, że ingerencja różnych służb społecznych państwa czy samorządu terytorialnego takiej konieczności nie stwarza.
Antoni Szymański: Szereg rozwiązań proponowanych w ustawie o zapobieganiu przemocy w rodzinie przyniesie więcej złego niż dobrego
Fot. Dominik Różański
– Z obowiązkiem zdecydowanej walki z przemocą domową środowiska katolickie się zgadzają. Często bowiem tragedie dzieją się w czterech ścianach, a ofiary przemocy wstydzą się lub boją przyznać, że dzieje się im krzywda. Problem więc istnieje.
– Nie tylko zgadzają się, ale takie przeciwdziałanie niejednokrotnie podejmują. Nie znam żadnego oświadczenia ani wypowiedzi – z licznie ostatnio przez media cytowanych – gdzie organizacje krytyczne wobec projektowanych rozwiązań nie podkreślałyby, że rozumieją problem przemocy, że ma on miejsce również w rodzinie, i trzeba temu przeciwdziałać. Wskazują jednak słusznie, że rodzina nie jest jedynym środowiskiem, które ma z tym problem. Przemoc występuje również w szkole, w sąsiedztwie, w pracy, ale także w niektórych mediach, które brutalną przemoc wręcz promują. Zatem jeśli mówimy o przemocy, to dlaczego bronić się przed stwierdzeniem, że ona występuje w różnych środowiskach. A w ten sposób promotorzy projektu tego problemu nie postrzegają. Zatem jest to kwestia proporcji i dostrzeżenia, że zjawisko jest znacznie szersze, i jeśli np. nie przykładamy wagi do tego jak wiele treści związanych z przemocą zamieszczanych jest w internecie, to będziemy mieli również tego negatywne efekty w rodzinie. Wzory wynosi się z domu, ale również czerpie z mediów. Zwłaszcza w internecie jest bardzo dużo przemocy. Były propozycje, żeby ten fakt również uwzględnić i okazało się, że większość posłów w komisji sejmowej była temu absolutnie przeciwna. Podczas gdy powinna być zainteresowana z punktu widzenia przeciwdziałania przemocy w środowisku domowym, właśnie ze względu na pewną profilaktykę.
– Odnosi się wrażenie, że w Polsce istnieje milczące przyzwolenie na przemoc, która leje się z ekranów kin i telewizorów.
– Czyli z jednej strony w kulturze i mediach na przemoc przyzwalamy, a z drugiej za efekty tego stanu rzeczy chcemy karać. I zamiast oddziaływać na środki przekazu, które takie zachowania promują, by w jakiś sposób przemoc w mediach ograniczyć, projektodawcy w ogóle tego problemu nie dostrzegają, żądają tylko od rodzin, by to zjawisko u siebie absolutnie wyeliminowały.
Raz jeszcze wrócę do definicji przemocy w rodzinie, bo to centralna sprawa. Jeżeli na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej przez długi czas był zamieszczony podręcznik dla pracowników socjalnych zatytułowany ”Przemoc to przestępstwo” a podana definicja przemocy ujmowała takie rzeczy, jak np. zawstydzanie, krytykowanie – to sugeruje się, że właściwie rodzic nie mógłby niczego zakazać, nawet skrytykować własnego dziecka. Ale nie chodzi tylko o rodzica, bo przemoc w rodzinie nie dotyczy wyłącznie stosunku: rodzice- dzieci. Ta ustawa obejmuje również relacje między dorosłymi. Dorośli także nie mogliby się krytykować, patrząc z tego punktu widzenia. Potwierdza to projekt Niebieskiej karty dla pracowników socjalnych, który wymienia różne przejawy przemocy i tam właśnie owo krytykowanie jest wymienione jako rodzaj przemocy.
– Może wyjaśnimy czytelnikom co to jest Niebieska karta?
– Niebieska karta to rozporządzenie, na podstawie którego różne służby, w tym pomoc społeczna, mogłyby ingerować w rodzinę i opisywać sytuacje w konkretnych rodzinach pod kątem problemu przemocy. Trzeba dodać, że Niebieska karta ma być zakładana bez zgody dorosłej ofiary przemocy. Posłużmy się przykładem: dochodzi do awantur- niekoniecznie są to sytuacje związane z maltretowaniem – fakt ten wychodzi na jaw, przychodzi pracownik socjalny i pyta czy takie przejawy mają miejsce. I nawet wówczas, gdy ta osoba mówi: nie, nie, ja się już pogodziłam z mężem, albo on się pogodził z żoną, to były sytuacje incydentalne, proszę nas zostawić, bo z tym problemem już sobie poradziliśmy, to pracownik socjalny zgodnie z projektem ustawy ma obowiązek założyć taką kartę również wbrew ich woli.
– Nawet gdyby byli temu przeciwni i protestowali?
– Tak. Po prostu pracownik socjalny to czyni. Następnie taką kartę przesyła do zespołu nadzorczego, który to wszystko będzie kontrolował, diagnozował, przetwarzał. Tego typu procedura rodzi pytanie, czy nie naruszamy praw jednostki. Proszę zauważyć: mamy prawo zgodzić lub nie na leczenie czy operację– to jest nasza decyzja – a tu się okazuje, że jeśli jakieś wydarzenie zostało sklasyfikowane jako pokrzywdzenie- przemoc, zakłada się odpowiednią dokumentację bez pytania o zgodę dorosłych osób, które mają pełnię praw obywatelskich. Mało tego, gromadzi się o tych osobach ogromną bazę informacji, w tym tzw. wrażliwe dane, m.in. o chorobach takiej osoby, czy miała jakieś postępowania w przeszłości, które znalazły odbicie w sądzie, itd. Bada się sytuację tych rodzin i przetwarza informacje w dużym zespole, co najmniej siedmioosobowym. Na tego typu działania jako przejawu naruszana prywatności, łamania prawa obywatelskiego do tego, żeby mieć jednak kontrolę nad tym co nas dotyczy, zwraca uwagę strona społeczna, stawiając zarzuty, że są to rozwiązania za daleko idące. Słuszność takiego stanowiska potwierdza także szereg opinii prawnych zleconych przez posłów. Wskazują one na naruszenie 47 art. Konstytucji RP, który mówi o prawie do ochrony prywatności, ochrony czci każdego obywatela.
Ze zdziwieniem stwierdzam, że komisja sejmowa, która miała możliwość zapoznania się z tymi opiniami – a one w tym aspekcie brzmią jednakowo – ich nie uwzględnia i idzie w zaparte, proponując zapisy, które przekraczają granice konstytucyjne. To w tej kwestii istnieje realny spór, bo sporu nie ma wokół tego, że problem przemocy domowej istnieje. Chociaż strona promująca tę ustawę bardzo często próbuje krytyków ustawy ustawić w roli osób, które tego problemu nie dostrzegają, albo opowiadają się za maltretowaniem. To wybitnie nieuczciwe. Wynika to z niechęci do poważnej dyskusji wokół rozwiązań, które są kontrowersyjne i co do których wybitni prawnicy, jak np. prof. Andrzej Zoll, mają duże zastrzeżenia i publicznie je wyrażają, mówiąc, że szereg rozwiązań tej ustawy przyniesie więcej złego niż dobrego.
Artykuł ukazał się w numerze 04/2010.