Lecz może trzeba Ciebie wołać na pomoc, żeby Cię poznać? – św. Augustyn
...od śmierci, od trwogi śmierci rozpoczyna się wszelkie poznanie wszystkiego – Franz Rosenzweig
Wielu zna tajemnicze dzieło Tractatus logico-philosophicus Ludwiga Wittgensteina, mimo że nie każdy zdolny jest przebrnąć przez jego liczne logiczne zapisy. Jest to książka z gruntu rozdarta, której podział odzwierciedla różnicę między tak zwaną myślą kontynentalną i analityczną. Dla tej drugiej tradycji Traktat stanowił biblię, studiowaną przez lata przez koło wiedeńskie. Jednak logicy kontestują przejście Wittgensteina ku twierdzeniom, które logice się wymykają. Druga część czytelników Traktatu interesowała się właśnie tym, kiedy logiczne prawa języka stawały wobec ściany, kiedy wysiłek wyrażenia czegoś prosto i logicznie zawodził wobec tego, co niewyrażalne. Tych drugich – poetów, metafizyków, badaczy piękna i duchowości – nie zrażało twierdzenie siódme Traktatu: „O czym nie trzeba mówić, o tym trzeba milczeć”.
Lampa, kod i Bóg
Wittgenstein użył kiedyś metafory lampy, która przyciąga owady, a jednocześnie je spala, gdy przylatują zbyt blisko, i dodał: „tak samo ja krążę wokół Nowego Testamentu”. Z ostatnich tez Traktatu wyłaniał się myśliciel głęboko metafizyczny, który nie powstrzymuje się przed używaniem pojęcia „Bóg” i „mistyczność”, a jednak logiczne otoczenie sprawiało, że do dziś wielu filozofów tradycji analitycznej krytykuje zajmowanie się Wittgensteinem w świetle myśli religijnej. Jednym z tekstów, które wstrząsnęły czytelnikami Wittgensteina, są dzienniki pisane w czasie I wojny światowej, w szczególności odkąd odsłonięto strony zapisywane kodem, do tego czasu znane jedynie wąskiemu gronu badaczy Wittgensteina. Albowiem na tych stronach Wittgenstein zwracał się przede wszystkim do Boga. Intensywność tych wezwań jest porażająca, zwłaszcza gdy mając dostęp do skanów, możemy dostrzec również drugą formę kodowania, czyli kreski o różnej długości, często oddzielone kropkami, za którymi według hipotezy austriackiego badacza archiwaliów Wittgensteina, Martina Pilcha, również kryją się modlitwy.
Jest jednak jeszcze jeden ślad religijnego zwrotu Wittgensteina w okresie wojny. Jest to świadectwo człowieka, który tej przemiany nie rozumiał, ale był nią głęboko zaintrygowany – Bertranda Russella. Po śmierci Wittgensteina w krótkim wspomnieniu uwiecznił on wizytę Wittgensteina w Tarnowie, pisząc: „Kiedyś w miasteczku w Galicji podczas wojny znalazł księgarnię, która zawierała tylko jedną książkę, jaką była książka o Ewangeliach Tołstoja. Kupił ją i, jak twierdzi, wywarła na niego głęboki wpływ”.
Zdarzenie to musiało mieć miejsce w sierpniu 1914 roku, najwyżej kilkanaście dni po tym, jak Wittgenstein pojawił się w Galicji. Pochodząc z jednej z najbogatszych rodzin Cesarstwa Austro-Węgierskiego, po studiach inżynierskich w Manchesterze mógł uniknąć służby wojskowej. Jednak zgłosił się na ochotnika i został włączony do załogi świeżo powołanej do istnienia Flotylli Wiślanej przy II RegimencieAartylerii Fortecznej im. Barona Edwarda von Beschi. Na pokładzie parowego bocznokołowca SMS Goplana, nurtem Wisły i Dunajca, Wittgenstein trafił do Tarnowa i tam w księgarni Zygmunta Jelenia kupił Ewangelię w skrócie Lwa Tołstoja.
„Niech się stanie wola Twoja”
Fakt, że owa wizyta obrosła legendą, paradoksalnie mógł zaszkodzić jej głębszemu odczytaniu. Po pierwsze, Ewangelia Tołstoja nie mogła być jedyną książką w całej księgarni, albowiem Jeleń specjalizował się w literaturze dewocyjnej, a miasto nie zostało jeszcze splądrowane przez Rosjan. Być może Wittgensteina skusił format, ponieważ dwa lata później, nadal będąc na froncie wschodnim, poprosił przyjaciela, Paula Engelmanna, żeby wysłał mu jak najmniejszy egzemplarz Pisma Świętego. W istocie Ewangelia w skrócie składa się z wersów czterech Ewangelii wybranych i ułożonych tak, aby położyć nacisk na samym nauczaniu Chrystusa. Komentarz Tołstoja jest ograniczony do wstępu i uwag poprzedzających każdy z dwunastu rozdziałów, odpowiadających wersom Modlitwy Pańskiej. Można zatem przypuszczać, że „jedyna książka w całej księgarni” to raczej metafora zdarzenia podobnego do usłyszanych przez świętego Augustyna słów „tolle lege”.
Towarzysze broni Wittgensteina nazywali go „człowiekiem z Ewangelią”, tak bowiem zrósł się z tą książką, z której fragment modlitwy zapisał w swoim dzienniku: „Niech się stanie wola Twoja”.
Dzienniki Wittgensteina mają kilka podobnych rysów do Wyznań św. Augustyna – dzieła, które austriacki filozof bardzo dobrze znał. Jest to nie tylko to, w jaki sposób opis codziennych wydarzeń przechodzi w modlitwę, lecz również cel, jakim jest poszukiwanie miejsca, z którego można Boga wzywać i chwalić. Bliskość modlitw i pracy nad logiką języka przypomina wezwanie Augustyna: „po to, aby do Ciebie wołać, rozerwałem więzy, które mój język pętały”. Wypełnianie woli Boga i pisanie ad maiorem Dei gloriam pozostało pragnieniem Wittgensteina, do którego wracał również w późnej fazie swojej twórczości.
Lektura dzieła Tołstoja stojąca za tym religijnym wymiarem Dzienników Wittgensteina może sugerować, że w tym przypadku zwrócenie się do Boga nosi znamiona bezosobowej relacji stoickiej, prób uwolnienia ducha od ciała. Jednak Wittgenstein prawdopodobnie poznał pisma religijne Tołstoja przez pryzmat lektury Williama Jamesa o Różnorodności doświadczenia religijnego, czyli jako dzieło jednej spośród „chorych dusz”. James, próbując uchwycić istotę religii, wskazywał przede wszystkim wymiar afektywny – tak zwaną wzruszeniowość. W słynnym zestawieniu doświadczenia Hioba i Marka Aureliusza, opłakujących śmierć swych dzieci, James wyróżniał hiobową miłość do Boga ponad stoicką akceptację losu. Wśród wezwań Wittgensteina również przebija się osobowy wolicjonalny aspekt, który sprawia, że nie sposób odebrać temu okresowi silnego nasycenia prawdziwą miłością do wzywanego na każdej karcie dziennika Boga. Są to głębokie korzenie myśli tak zwanego „późnego Wittgensteina”, jak to zdanie z lat trzydziestych: „To miłość wierzy w Zmartwychwstanie. Można by powiedzieć: zbawcza miłość wierzy nawet w Zmartwychwstanie, trzyma się mocno nawet Zmartwychwstania”.
Dotyk polskości
Mając przekonanie, że myśli, w szczególności myśli religijnej, nie można oddzielać od życia, poświęciłam okresowi spędzonemu przez Wittgensteina na terenach polskiej Galicji całą książkę. Przyświecała temu myśl, że w biografiach Wittgensteina nie ma zwykle śladów tej polskości, która go musiała otaczać, kiedy pisał Traktat logiczno-filozoficzny. Wręcz przeciwnie – wyobrażenie o kulturze polskiej jest często zakłamywane, wypierane z terenów wówczas będących pod zaborem austriackim. Idąc po myśli mojej rewindykacji poloników w biografii Wittgensteina, okazywało się, że otaczająca go rzeczywistość była nad wyraz polonofilska. Na przykład jedyne dwie znajomości intelektualne z tego okresu (wyłączając szkołę oficerską w Ołomuńcu) to dwóch tłumaczy literatury polskiej. Jeden z nich, dowódca statku Flotylli Wiślanej, Rudolf Molè, był tłumaczem przede wszystkim trylogii Sienkiewicza na język słoweński. Wraz z bardziej znanym w Polsce bratem, Wojsławem Molè, założył towarzystwo przyjaźni polsko-słoweńskiej, został odznaczony orderem Polonia Restituta. Drugi to Michał H. S. Dziewicki, polecony Wittgensteinowi przez Russella logik, wydawca pism Johna Wycliffe’a, ale również pisarz oraz tłumacz na angielski m.in. Chłopów W. S. Reymonta. Syn powstańca listopadowego, urodzony na emigracji w Anglii, który wrócił do Polski i wspólnie z żoną Adelą Dziewicką służył Polsce i wartościom chrześcijańskim działalnością organizacyjną filantropijną i intelektualną. Wittgenstein odwiedzał ich mieszkanie w pałacu Szołajyskich na Szczepańskiej kilka razy w drugim roku wojny.
Wittgenstein wyznał, że wojna uratowała mu życie. Wojna sprawiła, że stał się lepszym człowiekiem. Przez lata korespondencji z Paulem Engelmannem, którego poznał, kiedy w przerwie od działań wojennych odbywał szkolenie oficerskie w Ołomuńcu, widać ewolucję tego augustyńskiego wglądu w siebie. Im dalej od wojny, tym bardziej niegodnym wydawał się sam sobie, tym dalej był od realizacji tego zawołania, które przepełniało jego dzienniki – „Niech się stanie wola Twoja”.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4/2024
/mdk