Z Jasiem Gawrońskim, eurodeputowanym do Parlamentu Europejskiego z Republiki Włoskiej, rozmawia ks. Cezary Chwilczyński
–Dlaczego Europa tak słabo reaguje na takie prowokacje, jak publikowanie karykatur Mahometa? Albo na sytuacje, które były w Damaszku, Bejrucie, Teheranie czy w Turcji, gdzie zamordowano katolickiego księdza przez fanatyka religijnego w imię Allaha.
– Myślę, że Europa wcale nie reaguje słabo. Nie chciałbym, żeby reakcja była zbyt mocna, bo wtedy zbliżylibyśmy się za bardzo do ich sposobu reagowania. Nasze reagowanie musi być inteligentne, umiarkowane, krytyczne, ale nie może być fanatyczne. Jeżeli my wejdziemy w spiralę fanatyzmu, to szybko okaże się, że oni są od nas w tym lepsi. Potrzebne są zatem środki polityczne, zwłaszcza w takich instytucjach, jak Parlament Europejski. Trzeba łączyć razem wszystkie siły, które mają podobne opinie i pokazać tamtemu światu, że jesteśmy złączeni w jednym sposobie działania.
– Kardynał Renato Martino przewodniczący Papieskiej Rady ds. Iustitia et pax, stwierdził, że przebudzenie religijne muzułmanów jest reakcją na arogancję Zachodu. Czy tak jest?
– Zachód jest arogancki, ale o wiele więcej arogancji widać z tamtej strony. Jeżeli można generalizować, my jako Zachód mielibyśmy powody, żeby być arogantami. Ale na pewno nimi nie jesteśmy, jeśli chodzi o stosunek do problemu dwóch cywilizacji. Jeżeli dzisiaj mówi się o arogancji Zachodu, to głównie o Stanach Zjednoczonych. Nie jest to prawda. Spędziłem tam dużo czasu i dobrze to wiem. Jest to kraj, który broni nas przed terroryzmem, przed zagrożeniami zewnętrznymi. A jeżeli czasami Stany używają metod arogancji, to jest cena, którą muszą zapłacić za to co robią w kwestiach przeciwdziałania terroryzmowi. Owszem, niekiedy możemy się nie zgadzać z pewnymi krokami podejmowanymi przez to mocarstwo, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jakby nie było tego działania, to może bylibyśmy ofiarą każdego terrorysty, który chciałby zadziałać na naszym terenie.
– Kard. Martino nawoływał do wypracowania strategii geopolitycznej wobec świata islamu. Czy widzi Pan taką potrzebę?
– Wydaje mi się, że obecnie właściwą taktyką jest pewne odczekanie istniejących napięć w krajach arabskich wobec Europy. Jest niemożliwe, żeby arogancja islamu trwała zbyt długo. W ostatnich tygodniach doszli tam do głosu ludzie, którzy chcą wzbudzić konfrontację. Myślę, że te emocje pomału będą opadać i wielu liderów uświadomi sobie, że taka konfrontacja z Zachodem jest niepotrzebna. Oczywiście ważną rzeczą jest wypracowanie wspólnej strategii działań w Europie wobec islamu, jeśli takie działania by trwały i nasilały się w przyszłości.
– Jest Pan deputowanym z Republiki Włoskiej i właśnie we Włoszech miał ostatnio precedens, kiedy jeden z przedstawicieli muzułmanów zaskarżył fakt wieszania krzyży w szkołach. W pozwie skierowanym do sądu stwierdził, że „trup na krzyżu straszy jego dzieci”. Czy ta poprawność polityczna Europy, najdalej chyba posunięta we Francji nie powoduje utraty tożsamości naszego kontynentu, który zbudowany jest na systemie wartości chrześcijańskich?
– Nie mam wątpliwości, że tak jest. Objawy kryzysu Europy obserwowaliśmy chociażby podczas starań, aby do konstytucji wpisać korzenie chrześcijańskie. Niestety wygrali ci, którzy tego nie chcieli. Nie znaczy to, że zmierzamy w kierunku ateizmu, raczej w kierunku zapomnienia o tradycji, o historii. Także ku przekonaniu, że religia nie jest tak ważna, jak kiedyś; że to już nie chrześcijaństwo zmienia świat.
– To jest wielki kryzys kontynentu, bo jeśli nie budować Europy na wartościach chrześcijańskich, jeśli nie przyznawać się do tych wartości chrześcijańskich, jak chcą niektórzy politycy liberalni, antychrześcijańscy, to na jakim systemie budować?.
– W Parlamencie Europejskim są posłowie którzy uważają, że wartości chrześcijańskie są, tylko wcale nie trzeba ich nazywać chrześcijańskimi. Ale to nie jest prawda. Widzimy dziś, do czego to dalej prowadzi: związki osób tej samej płci, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, eutanazja itd.
– Panie pośle, trwa również w Europie dyskusja o wejściu Turcji do struktur europejskich. Włoska pisarka Oriana Fallaci mówi, że przywódcy UE popierający wejście Turcji do UE to „kalifowie i wezyrowie, nie istnieje umiarkowany islam, ci którzy chcą Turcji w UE to ludzie nieodpowiedzialni”.
– Oriana Fallaci jest znana ze swojej ostrości i krytycznego podejścia do islamu. Uważam, że przesadza. Trzeba raczej gasić emocje i reakcje.
Jeśli chodzi o Turcję – to jest bardzo skomplikowany problem i bardzo skomplikowana decyzja do podjęcia. Nie zgadzam się z tymi ludźmi i z tymi opiniami, które są drastycznie przeciwko albo drastycznie za wejściem Turcji. To jest bardzo skomplikowany problem. Każdy z nas musi decydować za siebie, ale nie ma wątpliwości, że wejście Turcji do Europy spowodowałoby ogromne problemy. Sporo czasu poświęciłem na studiowanie tego problem i jestem raczej przeciwko wejściu Turcji do Europy.
– A wybory w Autonomii Palestyńskiej? Wygrało ugrupowanie Hamas, uchodzące za radykalne, o podłożu nawet terrorystycznym. Prezydent Rosji zaprasza liderów tego ugrupowania na spotkanie do Moskwy, przytakuje temu francuskie MSZ. Jak powinna zachować się UE?
– Jeżeli wygrywa siła polityczna taka, jak Hamas, tzn. bardzo bliska terroryzmowi, to trzeba ten wynik wziąć pod uwagę i nie można go zlekceważyć. Jednak należy mieć nadzieję, że jeśli takie ruchy rewolucyjne, terrorystyczne przechodzą do władzy demokratycznej, to potem, z czasem dłuższym czy krótszym się zmieniają i robią się bardzo instytucjonalne. Trzeba zaakceptować ten rezultat, niestety, i trzeba tak działać, aby dać im powody, żeby mogli się legitymizować, instytucjonalizować. Muszą zrozumieć, że jeśli dochodzi się do władzy, to trzeba się zachowywać w inny sposób, niż gdy się pracuje w podziemiu.
Artykuł ukazał się w numerze 04/2006.