Z ks. prof. Stanisławem Skoblem, redaktorem naczelnym kwartalnika „Społeczeństwo”, wykładowcą teologii moralnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, asystentem kościelnym Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w Łodzi, rozmawia Anna Staniaszek.
Księże Profesorze, program duszpasterski Kościoła w Polsce na 2017 r. sprowadza się do hasła Idźcie i głoście. Na czym obecnie polega życie w stylu chrześcijańskim? Czy każdy z nas powinien ewangelizować? Chrystus powiedział do Apostołów: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody…
Jezus Chrystus, dając Apostołom nakaz misyjny, by szli aż po krańce świata, nauczali i udzielali chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, skierował go do wszystkich uczniów. Jezus najczęściej to, co mówił samym Apostołom, potem powtarzał wszystkim uczniom. Niewątpliwie dla chrześcijaństwa głoszenie jest pierwsze. Dlatego głosimy Jezusa Chrystusa, czyli to, co nam powiedział, zostawił jako swoje dziedzictwo. Głoszenie Chrystusa, choć zaczyna się od słowa, na słowie się nie wypełnia. Jeśli mówimy: „Idźcie i głoście”, nie znaczy to tylko: wypowiadajcie słowa. To znaczy: nieście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, aż po krańce ziemi. Dla pierwotnego Kościoła bycie chrześcijaninem oznaczało życie, które da się zauważyć, które się wyróżnia. Pierwsi chrześcijanie nie mogli otwarcie głosić nauki Chrystusa, bo skazywano ich na więzienie, posyłano na śmierć na arenach. Doszli więc do wniosku, że głoszenie słowa będzie polegało na czynie. Stąd wyznawanie doktryny chrześcijańskiej jest wyznawaniem pewnych prawd nie tylko słowami. Już starożytni zauważyli: verba docent, exempla trahunt, czyli: słowa uczą, przykłady pociągają.
Wyznawanie wiary jest także dawaniem świadectwa.
Czynienie chrześcijaństwa na początku nazywało się świadectwem życia chrześcijańskiego. Polecenie głoszenia zawiera więc w sobie: żyjcie tym, co głosicie, czyli dawajcie świadectwo. Świadectwo słowem jest oczywiście ważne, bo trzeba wiedzieć, w kogo się wierzy, ale świadectwo daje się przede wszystkim przez określony sposób życia. Wyznawanie wiary pociąga za sobą decyzje moralne, określone wybory. Np. ze względu na wyznawaną wiarę będę się od czegoś powstrzymywał. Chrześcijaństwo od początku tak traktowało polecenie Chrystusa o głoszeniu.
Pierwsi chrześcijanie potrafili dawać świadectwo wiary życiem. Mówiono: patrzcie, jak oni się miłują. Czy my teraz też tacy mamy być?
Warto wrócić do tych zdań z Dziejów Apostolskich, które opisują dzieje pierwotnego Kościoła. Chrześcijanie niewiele mogli zrobić, spotykali się w nocy, w domach, po kryjomu przed nieprzyjaciółmi i władzą. Nie mieli żadnych emblematów, tylko znak ryby, a słowo „ryba” po grecku – ICHTIS – zawiera anagram tytułu Chrystusowego. Dzięki temu sami między sobą byli w stanie się rozpoznać. Mimo prześladowań Kościół w czasach pierwszych chrześcijan bardzo pomnażał liczbę swoich członków.
Zastanawiano się nad tym fenomenem. Już współcześni pytali: dlaczego?
Byli prześladowani, nic z tego nie mieli, że wyznawali Chrystusa, żadnych przywilejów ani korzyści. Starożytny pisarz Tertulian bardzo prosto odpowiada na to pytanie: dlatego, że o nich wszystkich można było mówić „patrzcie, jak oni się miłują”. Nie pisze: słuchajcie, co oni głoszą, lecz: patrzcie, co oni robią. To przyciągało do chrześcijan od pierwszych lat istnienia Kościoła. Świadectwo było podstawową formą życia każdego chrześcijanina i głoszenia Chrystusa.
Czy nie możemy się poczuć teraz jak pierwsi chrześcijanie? Bycie chrześcijaninem wcale nie jest łatwe. W krajach Afryki i Ameryki Łacińskiej chrześcijanie są mordowani. Możemy w internecie oglądać filmy z egzekucji dokonywanych na chrześcijanach, dziewczęta są porywane przez islamistów. W naszym świecie, ponad dwa tysiące lat od narodzenia Chrystusa też się dzieją rzeczy straszne.
Trzeba podkreślić, że Ewangelia nigdy nie była łatwa. Chrystus nie obiecywał łatwego życia tym, którzy za Nim pójdą. Jego wezwanie: Pójdź za Mną! oznaczało: kto chce iść za Mną, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Ten krzyż różnie wyglądał w różnych czasach. Dla pierwszych chrześcijan bardzo często była to śmierć. Święci Piotr i Paweł zostali ukrzyżowani, inni byli na arenach rozszarpywani przez dzikie zwierzęta. To były formy ich świadectwa – tego krwawego, męczeńskiego. Ale to nie znaczy, że kto z chrześcijan nie ma okazji do męczeństwa, ten nie jest powołany do składania świadectwa życiem. Dla jednych była to śmierć męczeńska, stąd czcimy ich dziś jako męczenników, są oni kanonizowani, a dla innych może to być – i dziś chyba dla większości jest – trud codziennego życia chrześcijańskiego.
Na czym on polega?
Nie ukradnę, choćbym mógł, bo nikt tego nie zauważy. Nie zrobię tego dlatego, że przykazanie mówi: Nie kradnij. Nie obmówię nikogo – choćby to się nawet opłacało, bo eliminowałoby moich konkurentów – dlatego, że przykazanie wyraźnie mówi: Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. A więc życie chrześcijańskie jest życiem według zasad ze względu na Chrystusa. Tu warto wrócić do słów Jana XXIII w czasie Soboru Watykańskiego II, a szczególnie Pawła VI po Soborze, które często powtarzał też Jan Paweł II: „Dzisiejszy świat ma jeszcze wielu nauczycieli, dzisiejszemu światu potrzeba świadków”. A więc w naszych czasach Jan Paweł II mówił wyraźnie o konieczności dawania świadectwa chrześcijańskiego życia, które niestety ciągle dla wielu chrześcijan oznacza męczeństwo. Zupełnie to samo mówi i czyni obecny papież Franciszek. To, co się dzieje na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach, jest niejednokrotnie oddawaniem życia za wiarę.
Także w Syrii, w jednym z najstarszych krajów chrześcijańskich.
Zdecydowanie tak. Również w krajach chrześcijańskich są nasi męczennicy. Dwóch misjonarzy salezjańskich oddało życie za Chrystusa w Ameryce Łacińskiej, a więc tam, gdzie liczba katolików jest dzisiaj największa. Dla jednych będzie to nawet tak, jak dla pierwszych chrześcijan, przelewanie krwi w ofierze męczeństwa. Ale dla innych – i myślę, że to wcale nie musi być łatwiejsze świadectwo, bo składane na co dzień – właśnie to, że ktoś chce żyć Ewangelią, że będzie wybierał dobro, a odrzucał zło. Czasem stanie po stronie mało popularnej – po stronie tych, którzy o Chrystusie nie chcą słyszeć. Wielu jest dzisiaj takich, którzy chrześcijaństwo, religię uważają, a w każdym razie chcą przedstawiać propagandowo jako wroga społecznego, wroga człowieka, bo niesie za sobą jakiś zakaz moralny, wezwanie do wyższej formy życia. Dlatego świadectwo życia chrześcijańskiego dzisiaj trzeba pojmować bardzo szeroko. Często mówi o tym obecny papież Franciszek. Nawet dużo większą wagę przywiązuje do praktycznego świadectwa życia, niż do głoszenia – zresztą sam daje tego przykład. Proszę zauważyć, że jego przemówienia, homilie – jego nauczanie słowem jest zazwyczaj krótkie (chociaż zawiera mnóstwo treści, które potem trzeba analizować), ale on właściwie zachwycił świat, i to nie tylko chrześcijański, swoim świadectwem życia prostego, pokornego, jednoznacznie oddanego człowiekowi, zainteresowanego ludźmi ubogimi, marginalizowanymi. To jest niesłychane. Niedawno papież przyjął jednego z członków rady ajatollahów Iranu, przybyłego z oficjalną wizytą. W tym czasie napięcie między światem chrześcijańskim a islamem było bardzo duże, aż do przelewu krwi. Tuż po 20-minutowej rozmowie z papieżem muzułmańskiego duchownego otoczyli dziennikarze. Pytali o wrażenia. Ten stosunkowo młody ajatollah był tak przejęty, że zdołał powiedzieć tylko jedno zdanie: „Jest to największy dzień w moim życiu, spotkałem człowieka świętego”. To powiedział muzułmanin o chrześcijaninie, o papieżu katoliku. Musiał więc być pod niesamowitym wrażeniem. Bo nie przyniosło mu to splendoru w świecie islamu, że z tak wielkim podziwem i uznaniem wypowiedział się o katolickim papieżu. To jest świadectwo wiary w Chrystusa papieża Franciszka. Myślę więc, że nie tylko dzięki słowu, ale przede wszystkim dzięki przykładowi życia Franciszek jest ogromnym błogosławieństwem dla Kościoła. Dlatego pociąga ludzi wierzących, niewierzących, katolików i innych chrześcijan, muzułmanów, Żydów, którzy prawdziwie składają mu hołd właśnie za jego świadectwo. On ciągle pokazuje światu, co znaczy miłować na co dzień. To jest wielki świadek XXI wieku.
A czy to zawołanie: Idźcie i nauczajcie, oznacza także: Idźcie i nawracajcie? Bo muzułmanie chcą nas w mocno specyficzny sposób nawracać na swoją wiarę. W europejskiej przecież Szwecji są dzielnice miast, gdzie obowiązuje prawo szariatu.
Nawrócić to może tylko Jezus Chrystus. My mamy Go głosić i ukazywać, co znaczy być chrześcijaninem. Człowiek tylko z własnej woli może się nawrócić. Źle jest tam, gdzie istnieje jakakolwiek próba nawracania siłą, jak się to czasem dzieje w świecie islamskim.
Nie czasem, Księże Profesorze.
Jest wielu muzułmanów, którzy świadczą o Bogu swoją ofiarnością, wspieraniem ubogich. My znamy i taki islam. Niestety ze świata mediów znamy inny. Islam to nie jest jednorodna grupa. To są bardzo różni ludzie, różnie pojmujący swoją religię i świadczący o niej, że wspomnę choćby podział na sunnitów i szyitów. Dlatego nie chciałbym twierdzić, że islam oznacza jedynie przemoc. To byłoby niedopuszczalne uproszczenie. Mamy z islamem wspólnych proroków, ich doktryna też jest oparta na księgach Starego Testamentu. Korzenie mamy wspólne. Wszyscy odnajdujemy się w jednym ojcu Abrahamie, który jest ojcem dla chrześcijan, Żydów i muzułmanów. My mamy zaświadczyć wobec świata muzułmańskiego, że Jezus Chrystus nie był tylko jednym z proroków, pięknym, szlachetnym człowiekiem i przywódcą religijnym, ale że jest Zbawicielem świata jako Syn Boży. Jezus zmartwychwstał. To jest podstawa naszej wiary. Chrześcijańskie świadectwo musi być na tyle intensywne, żeby dać wyraz Jego Boskiej mocy. To jest nasze zadanie. O tym da się świadczyć przez przylgnięcie do Jezusa i to takie, że nasze codzienne życie nie będzie się niczym różnić od życia Jezusa. Patrząc na nas, będą mogli znowu powiedzieć jak o pierwszych chrześcijanach: patrzcie, jak oni się miłują. To jest podstawowe powołanie chrześcijan.
pgw