Rozmawiamy z Ziemowitem Gawskim, przewodniczącym Zarządu Głównego Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” w 10. lecie wydania Oświadczenia Gnieźnieńskiego.
Wydane w 1997 roku Oświadczenie Gnieźnieńskie dotyczyło sprawy rozliczenia z przeszłością komunistyczną środowiska postpaxowskiego. Wtedy wyprzedzało swój czas, zewsząd bowiem wołano o wybieraniu przyszłości. Dziś przy okazji lustracji warto wrócić do spraw poruszonych w tym dokumencie. Zacznijmy od określenia kontekstu historycznego jego wydania.
Proces rozpoznawania rzeczywistych celów i intencji związanych z funkcjonowaniem Stowarzyszenia PAX w rzeczywistości powojennej Polski postępował powoli i był bardzo trudny. Przeciętni członkowie PAX-u, umacniani wystąpieniami przedstawicieli władz Stowarzyszenia mieli przez wiele dziesięcioleci głębokie przekonanie, że uczestniczą w wielkiej i dobrej sprawie.
Na przełomie 1989 i 90 roku. kiedy rodziło się nowe w rzeczywistości naszej ojczyzny ten proces przejścia od organizacji o charakterze ideologicznym do stowarzyszenia katolickiego nie był tak jasny i wyrazisty. PAX funkcjonował w totalitarnym systemie, który oczywiście w Polsce miał wymiar o wiele łagodniejszy niż w otaczających nas krajach tzw. demokracji ludowej czy w Związku Sowieckim. Było to jednak państwo totalitarne, a nade wszystko państwo zbudowane na kłamstwie i stworzyło system kłamstwa, w którym nauczyliśmy się żyć, posługiwać się półprawdami, mówić między wierszami, ratować to, co nam się wydawało, cenne.
W ten system kłamstwa wpisał się PAX.
Wpisał się także kłamstwem wewnętrznym w stosunku do własnej organizacji. Mamy tutaj do czynienia z taką sytuacją, że większość ludzi, którzy uczestniczyli w wielorakich działaniach społecznikowskich, inicjatywach kulturalnych, tysiącach prelekcji na tematy naprawdę ważne, w inicjatywach, które były podejmowane dla dobra społeczności i katolickiej i szerzej, narodowej, uznawało z jakimś poczuciem realiów tamtego czasu, że uczestniczy w służbie Kościołowi i Narodowi. Równocześnie ci ludzie zderzali się z tym, co było zamysłem ścisłego kierownictwa i było związane z budowaniem struktur potrzebnych do realizacji programu ideowego, który zakładał wykreowanie z PAX-u partii politycznej, mającej współrządzić w Polsce z marksistami. I to jest ta druga rzeczywistość, która była odkrywana stopniowo i w czasie. Sam bowiem fakt powołania takiej partii był odczytywany przez nas, przynajmniej przeze mnie, pozytywnie, jako próba budowania demokracji wewnątrz systemu szerszej niż ta, która ograniczała się wyłącznie do zdeklarowanych wyznawców światopoglądu marksistowskiego, dającej także możliwość pełnoprawnego uczestniczenia w życiu publicznym katolikom.
W miarę docierania do różnych dokumentów i informacji, które nie były przecież upubliczniane, a ukazujących różne zjawiska, które miały miejsce na styku PAX-u z Kościołem, dochodziliśmy do wniosku, że Kościół i wiara były częstokroć przywoływane instrumentalne i wykorzystywane do doraźnych celów politycznych.
Można było mieć poczucie, że uczestniczy się w dobrej i słusznej sprawie.
PAX był w swojej historii, zjawiskiem niejednorodnym. Trzeba podkreślić, że uczył także myśleć i budować myślenie ludzi w oparciu o świat wartości. Trudny do przecenienia jest w tym zakresie dorobek Instytutu Wydawniczego PAX, nie do zaprzeczenia jest cała działalność społecznikowska, to przedzieranie się w tysiącach klubów, oddziałów terenowych z problematyką patriotyczną, AK-owską, problematyką Soboru Watykańskiego II, z myśleniem o Kościele jako wspólnocie. Dodajmy inicjatywy w zakresie ochrony życia, promocji rodziny, ochrony środowiska, a także inicjatywy gospodarcze. To była wielka działalność społecznikowska ludzi związanych z nurtem myślenia narodowego, przyjmująca jako obowiązek włączanie się w kreowanie rzeczywistości, niedopuszczenie do całkowitego zepchnięcia na margines. Ale był również projekt polityczny, o którym mówiłem.
Zawieranie paktu politycznego z komunistami było wielkim ryzykiem.
Kiedyś jeden z działaczy wysokiego szczebla Stowarzyszenia PAX mówił, że Bolesław Piasecki dla dobra narodu zawarł pakt z diabłem. Przyjmowaliśmy wtedy, że to był taki człowiek, który dla dobra narodu jest gotów paktować nawet z diabłem. Świadomość tego, że jest to pakt z diabłem była. Jest oczywiście pytanie, czy jakikolwiek pakt z diabłem może być dobry a czy z niego można wyprowadzić dobro i czy się opłaca go zawierać. Otóż myślę, że każdy pakt z diabłem jest skazany na klęskę człowieka. Dlatego to wszystko było tak trudne do odczytania, budziło wiele namiętności i sporów. Ludzie nie dowierzali, że w ogóle coś takiego w naszym Stowarzyszeniu mogło mieć miejsce.
Pamiętam, w pierwszej połowie lat 90., już po pierwszej akcji lustracyjnej Antoniego Macierewicza, zadano mi pytanie: w naszym środowisku to przecież tajnych współpracowników nie było? Odpowiedziałem: przykro mi, ale niestety tak nie jest. I to był szok. A stan wiedzy w tamtym czasie był znikomy. Te sprawy są odsłaniane z biegiem czasu.
Zrozumienie pewnych procesów, które się dokonywały nie było wcale takie proste. Dla mnie np. szokiem była odpowiedź jednego z hierarchów, gdy w 1992 roku zapytałem go, co robić z tym wszystkim w nowej rzeczywistości? Odpowiedział: należy się rozwiązać, rozdać majątek na cele dobroczynne i zniknąć z powierzchni ziemi, ponieważ dla nas nie ma miejsca.
Ale inny człowiek Kościoła, arcybiskup Bronisław Dąbrowski, powiedział bardzo wyraźnie: zerwijcie z błędną ideologią, przywrzyjcie do Kościoła i bądźmy razem, bo idą trudne czasy i trzeba być razem. Gdy dzisiaj na to patrzę, mam w pamięci te słowa, które wtedy, w 1992 r., wypowiedział abp Dąbrowski.
Wypływało jednak ze zbiorowej woli?
Tak, była wielka wola zdecydowanej większości członków Stowarzyszenia nie tylko do rozliczenia się z przeszłością, ale także do jasnego i wyraźnego powiedzenia, kim chcemy być i czemu naprawdę służymy. Niemożliwe by było dokonanie przemian, jakie się dokonały, gdyby tej woli wewnętrznej nie było i nie było wewnętrznego przekonania w sumieniach ludzi, że chcieli służyć dobru wspólnemu. Trzeba jasno i dobitnie powiedzieć: nie zostało to z zewnątrz narzucone, tylko wyrastało to z wewnętrznej potrzeby znacznej części organizacji.
Chciałbym też podkreślić, że nazwa, którą ten proces określiliśmy – „przejście”, jest rozumiane w sensie najgłębiej chrześcijańskim. Nie jest to decyzja wymuszona, przyjęta w okolicznościach nadzwyczajnych, jest wynikiem naturalnego dochodzenia do prawdy i przejścia od zła,kłamstwa do prawdy, od grzechu do wyzwolenia się z niego. Głęboki sens tego procesu tkwi w przebaczeniu.
Zerwanie paktu z diabłem i wejście we wspólnotę Kościoła…
Myślę, że przede wszystkim pragnienie bycia we wspólnocie Kościoła, jako tej, która prowadzi człowieka drogami ziemskimi do ojczyzny wiecznej, do Boga. Obecność w tej wspólnocie nadaje sens wszelkim naszym działaniom i poczynaniom.
Przejdźmy do wewnątrzorganizacyjnego znaczenie gnieźnieńskiego dokumentu.
W 1993 roku dokonaliśmy zmiany nazwy ze Stowarzyszenia PAX na Stowarzyszenie „Civitas Christiana”. Dokonaliśmy tego w Częstochowie. I to nie była prosta zmiana. Ja to porównywałem do przemiany, jaką opisał Mickiewicz w „Dziadach”: oto umiera Gustaw rodzi się Konrad, tzn. rodzi się nowy człowiek. Tu się rodzi nowa wspólnota, nowa wartość, nowa jakość. Ona się rodzi, to nie znaczy, że już jest doskonała. Rodzi się, tak jak rodzi się nowy człowiek. Dokonuje się głębokie przeobrażenie, wewnętrzne. Mickiewiczowska postać literacka symbolizowała odejście od spraw osobistych i przejście do spraw publicznych. Takie przeobrażenia są znane także w historii Kościoła, oznaczały naturalne odejście od stanu grzechu i przejście do stanu łaski. Naszemu przejściu towarzyszyła wielka homilia abpa Stanisława Nowaka, wygłoszona na Jasnej Górze, który podkreślił, że dokonaliśmy radykalnego zerwania z przeszłością w zawierzeniu Bogurodzicy. Ale pamiętajmy, że to się dokonało w wielkim sporze, który był obecny na sali obrad. Tam bardzo silnie zaznaczył się nurt tzw. katolewicy, ludzie już na sali obrad zmieniali zdanie.
To był początek nowej drogi.
W 1993 roku staliśmy się Stowarzyszeniem „Civitas Christiana”. Ale na tymże Walnym Zebraniu była od razu postawiona teza, że będziemy dążyli do uzyskania statutu stowarzyszenia katolickiego, czyli do rozdzielenia tego wszystkiego, co było w tradycji środowiska funkcją polityczną, partyjną, a czym miało się zająć stronnictwo polityczne, od nurtu, który jest związany ze Stowarzyszeniem jako podmiotem życia w Kościele i w Narodzie, które będzie zmierzało do wyrazistej obecności we wspólnocie Kościoła jako zorganizowanej części laikatu katolickiego. Cztery lata później wydane zostało Oświadczenie Gnieźnieńskie. Oświadczenie zostało wydane jeszcze przed uzyskaniem przez nas statusu stowarzyszenia katolickiego. Proces dochodzenia do stowarzyszenia katolickiego nie był ani łatwy ani prosty. Po 1993 r. objawił się opór przeciwko takiej koncepcji stowarzyszenia. Znaleźliśmy się jako wspólnota i ja osobiście w dramatycznej sytuacji. Chciano bowiem powrócić do partyjnego ruchu ideologicznego.
Pojawił się wewnątrz Stowarzyszenia wielki spór, który rzutował na oceny nas na zewnątrz. Pojawiały się pytania, na ile te przemiany i deklarowane intencje są prawdziwe, czy to nie jest tylko gra, czy to nie jest próba kolejnego instrumentalnego wykorzystania Kościoła i społeczności katolickiej do gier nie mających nic wspólnego z katolicyzmem. Walne Zebranie w 1996 roku definitywnie przesądziło, w jakim kierunku mamy iść i od tego momentu rozpoczął się proces dochodzenia do osiągnięcia statusu stowarzyszenia katolickiego. On miał wymiar zarówno formalno–prawny, zgodnie z wymogami prawa kanonicznego, ale nade wszystko ideowy, moralny, obejmujący to, co w naszych dokumentach nazwane jest przemianą serc i sumień.
Gdzie należy upatrywać źródeł powodzenia tego procesu?
Niewątpliwie, zbliżające się drugie millenium chrześcijaństwa i wielki list Ojca Świętego „Tertio millennio adveniente”, w którym Jan Paweł II nawoływał, aby wspólnota Kościoła przekroczyła próg nowego tysiąclecia oczyszczona przez pokutę z błędów niewierności, niekonsekwencji, zaniedbań, z tego wszystkiego, co niegodne chrześcijanina, katolika. Uznanie zaś słabości dnia wczorajszego, jak mówił Papież, było aktem odwagi, wyjściem naprzeciw tym wszystkim trudnościom i pokusom, które niesie nowa rzeczywistość.
Na tle wezwania Ojca Świętego, a także odpowiedniego listu Konferencji Episkopatu Polski na temat przygotowania się do przekroczenia progu III tysiąclecia zrodziła się myśl, żeby proces uznania naszego Stowarzyszenia za katolickie nie był tylko i wyłącznie stwierdzeniem formalno- prawnym, ale żeby był także głębokim procesem ideowo-moralnym związanym z przeobrażeniami i ideałami, które niosły wyzwania . III tysiąclecia.
Nadto rok 1997 był rokiem millenijnym 1000. lecia męczeńskiej śmierci św. Wojciecha. To sprawiło, że naszą tradycyjną pielgrzymkę do Grobu św. Wojciecha i sympozjum „Stąd nasz ród” powiązaliśmy z potrzebą publicznego wyrażenia tego, kim byliśmy, kim jesteśmy i kim chcemy być.
Wyraziliśmy to także w Oświadczeniu Gnieźnieńskim, które ma trzy części. Część I odnosi się do naszego przesłania ideowego, które chcemy wypowiedzieć u Grobu św. Wojciecha, patrona Polski, tam gdzie zawiązała się wspólnota Kościoła, Narodu i państwa polskiego. Część II odnosi się do przeszłości. Nazywamy po imieniu rzeczy, które dotyczyły przeszłości Stowarzyszenia PAX, z którego wyrosło „Civitas Christiana”.
Powiedzieliśmy, że przeszłość naszego środowiska traktujemy jako ostatecznie zamkniętą, ale także jako źródło doświadczeń dla nas samych, dla całego społeczeństwa boleśnie zranionego systemem totalitarnym. Jest to przede wszystkim doświadczenie granic kompromisów, których katolikom przekraczać nie wolno i wskazaliśmy granice, które uznaliśmy za przekroczone. Po pierwsze, było to przekroczenie granic ideologii postępu rozumianej jako konieczność dziejowa i na tym tle dzielenia katolików. Dziś trzeba powiedzieć szerzej: ideologii, która miała uzasadnić i usankcjonować stworzenie takiego systemu ustrojowo-politycznego, w którym katolik byłby wpisany razem z marksistami w budowanie totalitarnej rzeczywistości państwowej.
Towarzyszyło temu oficjalnie głoszone przekonanie, że nauka społeczna Kościoła nie jest dla katolików obowiązująca, że Kościołowi podlegamy tylko w wierze, moralności i jurysdykcji. Ale jak można podlegać w wierze, moralności i jurysdykcji nie respektując równocześnie istotnej części nauczania Kościoła, jakim jest nauczanie społeczne, dotyczące wielu sfer życia, w tym sfery społecznoekonomicznej, stosunku do własności, problemów polityki społecznej.
Po drugie wreszcie, powiedzieliśmy, że jest to doświadczenie nieuprawnionego stawiania się środowiska w roli przywódczej awangardy katolików, co było pokłosiem ideologii, w myśl której uznano, że jesteśmy ruchem awangardowym, prometejskim, który ma przesłanie nie tylko w stosunku do własnego kraju, ale także do Europy i świata. Ideologia ta była oparta na tzw. potrójnym zaangażowaniu światopoglądowo- katolickim, patriotycznym i socjalistycznym. Prowadziło to do takich stwierdzeń, które pamiętamy jeszcze z lat 80., że patriotyzm jest na lewicy, że socjalizm jest najbardziej postępowym nurtem w dziejach ludzkości, że w związku z tym katolik ma obowiązek uczestniczenia w tym, co jest najbardziej postępowe i nowoczesne, powinien więc budować i współkreować socjalizm, bo zobowiązuje go do tego światopogląd katolicki. A równocześnie przez dziesięciolecia w różnych trudnych sytuacjach PAX atakował hierarchię Kościoła, szczególnie boleśnie Prymasa Stefana Wyszyńskiego, Episkopat Polski, dzielił Kościół i zawsze opowiadał się po stronie racji władzy komunistycznej, a nie racji, które wykładał Kościół. Taka to była awangarda.
W punkcie 3 Oświadczenia Gnieźnieńskiego mówimy, że doraźne cele polityczne brały górę nad deklarowanym systemem wartości. Tak kończy się zawsze pakt z diabłem. Jeśli chce się być we władzy za wszelką cenę, to prowadzi to do takich kompromisów, w których przekracza się granice, których katolikowi przekraczać nie wolno, to łamie ludzkie sumienia, deformuje je.
Rachunek sumienia był więc konieczny.
W jakimś sensie w tym wszystkim uczestniczyliśmy, ja mówię także . o sobie, bo ileś lat w PAX-ie byłem i też jakoś w tym uczestniczyłem.
Trzeba więc dokonać rozrachunku sumienia z samym sobą. I część trzecia tego Oświadczenia, to jest powiedzenie, kim chcemy być. Powiedzieliśmy, że chcemy być Stowarzyszeniem, które jest głęboko zakotwiczone we wspólnocie Kościoła. I w tej wspólnocie chcemy wypełniać tę część zadań, które przyjęliśmy dobrowolnie na siebie i które są naszą specyfiką, wypływają wprost z nazwy Stowarzyszenia i są zawarte w słynnym zdaniu Ojca Świętego z Placu św. Piotra: „Budujcie Civitas Christiana!”. Właściwie jest w tym zdaniu zapisany cały nasz program. Powiedzieliśmy, że chcemy naprawić krzywdy wyrządzone i wspólnocie Kościoła i społeczeństwu w stopniu możliwym do zrealizowania.
Chcemy w związku z tym zapisywać nową, nieideologiczną i niepartyjną kartę naszej obecności w życiu publicznym i ma się to dokonywać przez upowszechnianie nauki społecznej Kościoła i działalność na polu formacji katolicko-społecznej. Ma się to wyrażać w służbie na rzecz rodziny, kultury, pracy i samorządności. Oświadczenie Gnieźnieńskie ma więc wymiar ideowo-moralny, jest formą deklaracji, przeproszenia i zadośćuczynienia. Z rozmysłem nie używam słowa lustracja, które jest dzisiaj modne. Myślę, że to jest coś więcej niż lustracja. To jest głębsze wejrzenie w samego siebie i całą wspólnotę i powiedzenie o tym, co było złe i błędne, odrzucenie tego i budowanie nowego.
Tą nową drogą postępujemy już 10 lat.
W 1997 roku, kiedy nasze Stowarzyszenie zostało uznane przez Konferencję Episkopatu za stowarzyszenie katolickie, zgodnie z wymogami prawa kanonicznego, kiedy dokonano odpowiednich zmian zapisów statutowych, jest innym podmiotem życia publicznego, niż było Stowarzyszenie PAX. Trzeba to bardzo jasno i wyraźnie powiedzieć także na tle różnych chorych pomysłów, które po niektórych głowach jeszcze dzisiaj chodzą. Mamy do czynienia z zupełnie inną rzeczywistością, z inną strukturą organizacyjną, i innym Stowarzyszeniem od strony formalnej, ideowej i co najważniejsze moralnej. Proces przemiany trwał do 1997 roku.. W roku jubileuszowym, podczas naszej pielgrzymki na Jasną Górę, w obecności pasterza diecezji, powtórzyłem to wszystko, co jest istotą Oświadczenia Gnieźnieńskiego, pogłębiając o nowe fakty, nową wiedzę, ale przede wszystkim prosząc o wybaczenie, tak jak uczył Prymas Wyszyński i wybaczając wszystkim to, co było w stosunku także do nas niewłaściwe.
Myślę, że to są te dwie rzeczy, które warto przypomnieć na progu nowego tysiąclecia, po 10. latach od wydania Oświadczenia Gnieźnieńskiego. Dokonaliśmy tego rozrachunku, gdy jeszcze nie było ani Instytutu Pamięci Narodowej, ani pootwieranych teczek.
Dekomunizację przeprowadziliśmy zatem już 10 lat temu.
Jeden z kapłanów, po przeczytaniu tego Oświadczenia, powiedział: to jest prawdziwy proces dekomunizacji. Tak sobie go wyobrażam. Trzeba powiedzieć, że jesteśmy jedynym środowiskiem z tamtych czasów, które chciało i podjęło problem rozliczenia z przeszłością w sposób godny i szanujący godność człowieka, nie potępiający nikogo, ale nazywający zło złem, zrywający ze złem, zmierzający ku dobru. Nie oznacza to, że wszystko w naszym Stowarzyszeniu jest dobrem, bo tak nigdy nie jest i nie będzie.
W nowej rzeczywistości realizacja celów formacyjnych staje się misją naszego środowiska.
Zadanie formacyjne w najlepszym tego słowa rozumieniu i w takim, jakim chcemy je praktykować oznacza, że jest to przygotowanie katolików świeckich do aktywnego i odpowiedzialnego uczestnictwa na różnych poziomach życia publicznego. To nie oznacza tylko i wyłącznie przygotowania do życia w strukturach partyjnych. Owszem, ci, którzy mają ku temu powołanie są w różnych partiach politycznych i tam realizują tę trudną i odpowiedzialną służbę.
Dokonaliśmy wyboru obszarów. naszego szczególnego zainteresowania: kulturę, samorząd i rodzinę są to sprawy zupełnie podstawowe i zasadnicze dla życia publicznego. Chcemy, żeby katolik, który powinien być obecny w życiu publicznym cały czas miał punkt odniesienia do tego, co jest nowym, ubogacającym się nauczaniem Kościoła, ale i rozeznawaniem rzeczywistości, która jest przecież zmienna i także ubogacaniem każdego jako człowieka, jako Polaka, jako katolika, który jest we wspólnocie narodu, ma szacunek do przeszłości, ale patrzy także, jak lepiej budować przyszłość. Chodzi o to, aby rzeczywistość polska zmieniała się coraz bardziej w Civitas Christiana, czyli społeczność, państwo, naród coraz bardziej chrześcijański, który tak jest kształtowany od z górą tysiąca lat.
Zmierzamy ku wewnętrznej przemianie.
Nic do końca nie jest doskonałe i dobre, ale powinno zmierzać ku dobru, ku przemianie. Praca formacyjna w Stowarzyszeniu temu ma służyć. Ona nie jest tylko i wyłącznie oparta na poznawaniu ważnych dokumentów, poznaniu historii ogólnej czy regionalnej, czy sięganiu do jak najlepszych rozwiązań pragmatycznych w zakresie ustawodawstwa, samorządności, ale jest to myślenie o stałym wzrastaniu człowieka jako człowieka.
Z tej oceny rzeczywistości rodzą się konkretne inicjatywy i podejmowane są konkretne działania. Jeżeli one służą szerszej społeczności poprzez nasze Stowarzyszenie, a tak się dzieje w bardzo wielu punktach naszej ojczyzny, na styku parafii, wspólnoty lokalnej, samorządu i Stowarzyszenia jako organizacji pozarządowej, dzieją się rzeczy budujące. Dzieją się one w zgodzie z podstawowymi zasadami nauczania społecznego Kościoła, a więc w zgodzie z hierarchią wartości: Bóg, człowiek, rodzina, naród oraz w zgodzie z zasadami pomocniczości, solidarności i dobra wspólnego.
Można powiedzieć, że jest to nawracanie człowieka ku jego właściwemu powołaniu, ku działaniu na rzecz dobra wspólnego?
Tak, to jest ciągły proces nawracania ku służbie bliźniemu. Ale czy tu chodzi o ciągłe rozdrapywanie ran przeszłości?
Rany przeszłości muszą się zabliźniać. Nie możemy ciągle grzebać się tylko w tym, co było w ludziach złe. To by było niechrześcijańskie. Nam też nie chodzi o to, żeby wyciągać różne brudne sprawy, które miały miejsce. My wiemy dzisiaj coraz więcej, wiemy, że to był szatański system, który powodował, że te brudy były spisywane, notowane, zachowywane. Ileż brudu zostaje za kratkami konfesjonałów i nie jest on upubliczniany, bo to nie o to chodzi, od tego dobra nie przybywa.
To rodzaj pieczęci położonej na bolesnej przeszłości?
Myślę, że pieczęć to jest dobre określenie. Bo pieczęć się kładzie na dokumentach szczególnej wagi. Jest jakby potwierdzeniem zamknięciem, zapieczętowaniem czegoś. Z jednej strony zamknięcie tego, co było przeszłością, a z drugiej strony uroczyste potwierdzenie tego i kim i czym chcemy być w przyszłości. Myślę, że Oświadczenie Gnieźnieńskie ma rangę takiej pieczęci, która została położona na przeszłości naszego środowiska, która równocześnie otworzyła przyszłość.
Artykuł ukazał się w numerze 04/2007.