Z Gérardem Bardy, autorem książki „Charles de Gaulle. Biografia katolika i męża stanu” rozmawia Marta Kowalczyk.
Jak silny jest związek pomiędzy religią a polityką u Charles’a de Gaulle’a?
Charles de Gaulle nie był nigdy politykiem partyjnym, jego zaangażowanie w sprawy państwa nie podlegało żadnym układom. Jedyną partią Generała była Francja. Gdyby nie II wojna światowa, pozostałby żołnierzem, aktywnym i ambitnym generałem, dalekim jednak od władzy politycznej. W latach 30-tych XX w., w obliczu zagrożenia ze strony Niemiec, obrał sobie za cel modernizację armii francuskiej. Wezwał do stworzenia nowoczesnej i skutecznej armii pancernej, by stawić czoła dawnemu wrogowi.
De Gaulle od dzieciństwa był głęboko wierzącym katolikiem i patriotą, który na wzór Charle'a Péguy'a postrzegał Francję jako osobę, Madonnę - tę widniejącą na freskach kościelnych - jako Notre-Dame la France, najstarszą córkę Kościoła. Za punkt odniesienia w toku dziejów Francji wyznaczył chrzest króla Chlodwiga. Nawet będąc prezydentem Republiki Francuskiej, szanował jej świecki charakter, utrzymując przy tym bliskie związki z Watykanem. Jego syn, admirał Philippe de Gaulle, powiedział: „Mój ojciec chodzi na dwóch nogach: patriotyzmie i wierze chrześcijańskiej”. Należy przyznać, że de Gaulle potrafił umiejętnie oddzielić religię od spraw państwowych.
„Doskonałość ewangeliczna nie powadzi do królestwa” – konstatował de Gaulle. Potrafił być realistą?
W głęboko wierzącej postawie de Gaulle'a dominuje rzeczowe podejście, bowiem gaullizm nie powinien być postrzegany w kategorii dogmatu, lecz czystego pragmatyzmu. Polega na dostosowaniu się do świata i jego realiów, nie rezygnując przy tym z własnych wartości i przekonań. Cechuje go klarowne spojrzenie na ludzką naturę, która, gdy stawia sobie za cel ewangeliczną doskonałość, musi stawić czoła pokusom i okolicznościom, które odwracają uwagę człowieka od rzeczywistego celu.
De Gaulle był żołnierzem, który potrafił oddzielić doktrynę od rzeczywistości. Dzięki temu, człowiek ten niejako o sztywnym usposobieniu i nieelastycznym charakterze, umiał okazywać zrozumienie i tolerancję. W wielu okolicznościach powtarzał, że „bez względu na wszystko to, człowieka należy ratować”. Wiedział też jak przebaczać, co udowodnił pod koniec wojny, udzielając łaski tym, którzy współpracowali z wrogiem. Przesiąknięty kulturą klasyczną, inspirowany kilkoma nurtami filozoficznymi, przyznał, że całe ludzkie życie to tylko „mały stos nędznych tajemnic”.
Czy de Gaulle postawił sobie „po prostu” za zadnie: ocalić Francję?
Sam przeciwko wszystkim, bez środków, wojsk, układów ani pieniędzy, w czerwcu 1940 r. sprzeciwił się rządowi francuskiemu, który chciał przerwać wojnę i w następstwie kontynuować walkę z Londynu, nie wiedząc gdzie zaprowadzi to naród. Było to szalone i zarazem odważne posunięcie, a jego najważniejszym, inspirowanym wiarą celem było wyzwolenie ojczyzny i ocalenie zachodniej cywilizacji od szponów nazistowskiego reżimu. Dla generała znaczyło to znacznie więcej niż wojna o terytorium. Postrzegał to jako najwyższą walkę, świętą sprawę. Nie chciał, aby Europa wyrastająca z chrześcijaństwa stała się barbarzyńskim kontynentem.
Nie dysponował poparciem ani pieniędzmi. A jednak uzmysłowił rzeszom i je przekonał, że Ojczyzna jest rzeczywistością duchową. Jak tego dokonał?
De Gaulle co wieczór za pośrednictwem londyńskiego radia i pasma BBC potajemnie przemawiał do Francuzów, którzy nie chcieli zaprzestać wojny z niemieckim okupantem. Był wtedy jeszcze nieznanym generałem, ale siła jego słów, stanowczość głosu, stopniowo dodawała odwagi bojownikom ruchu oporu. De Gaulle zwracał się do wszystkich rodaków bez względu na ich stan społeczny i wyznanie. Dobro Francji stanowiło dla niego największe zadanie, a przy tym zawsze odwoływał się do Boga. Jego pragnieniem było zjednoczenie katolików, żydów oraz muzułmanów jako wielkiej wspólnoty patriotycznej. Porównywał idee Wolnej Francji do krucjaty, a Joannę d'Arc przedstawiał w swoich wystąpieniach jako: „dobrą i świętą Francuzkę”.
Ojczyzna krucjat i katedr, kraj św. Wincentego a Paulo i Joanny d’Arc – to tutaj de Gaulle jako prezydent Republiki laickiej musiał znosić wrogość Kościoła Francji jak żaden inny przywódca. Skąd wówczas czerpał siły?
Prawdą jest, że de Gaulle był bardzo rozczarowany, gdy przywódcy Kościoła francuskiego odmówili mu poparcia. Niektórzy z nich wręcz go zwalczali, nazywając awanturnikiem. Biskupi pozostali wierni Pétain'owi, bowiem wielu z nich za jego kadencji służyło jako kapelani wojskowi podczas I wojny światowej. Darzyli oni zaufaniem zwycięzcę spod Verdun.
Po pierwszych łapankach Żydów, tylko trzech lub czterech biskupów wystąpiło przeciwko Niemcom i reżimowi Vichy, a były prowincjał Karmelitów Paryskich, Ojciec Thierry d'Argenlieu dołączył do działań w Londynie. Ten ważny przedstawiciel życia duchowego zanim wybrał drogę zakonną służył w marynarce wojennej.
De Gaulle w swojej skrytości prawdziwie cierpiał z powodu postawy episkopatu. Uważał, że honor Kościoła uratowali księża i zakonnicy, którzy działając wraz z wiernymi w ruchu oporu, ratowali Żydów.
Pod koniec życia Generał przeczuwał i, można powiedzieć – silnie odczuwał – nadejście cywilizacji bez wiary. Bał się, że nowe pogaństwo uderzy w najsłabszych, człowiek będzie panował nad człowiekiem. Czy precyzował trafne przestrogi lub metody walki przeciwko cywilizacji pozbawionej Boga?
De Gaulle w tej dziedzinie, podobnie jak w wielu innych był wizjonerem. Obawiał się nadejścia cywilizacji ateizmu, tj. cywilizacji bez wspólnych wartości, której jedyny drogowskaz stanowi indywidualny dobrobyt. Z tego powodu sprzeciwiał się kapitalizmowi finansowemu i globalizacji. Odrzucił również koncepcję Europy, w której najważniejsze funkcje pełniliby technokraci i bankierzy. Chciał widzieć swój kontynent jako miejsce wspólnoty narodów i ludów, które z dumą wyznają swoją kulturę, korzenie i dziedzictwo. Od początku istnienia Unii Europejskiej uważał, że obrała złą drogę.
Pod koniec życia, będąc już na emeryturze w swoim domu w Colombey, najbardziej niepokoiło go pogaństwo. Często poruszał ten temat, zwłaszcza podczas ostatniego wywiadu z André Malraux, a więc jedenaście miesięcy przed śmiercią, która zastała go w Colombey-les-deux-Eglises. „Życie musi mieć sens” - powiedział z pewną dozą rozpaczy, stając w obliczu świata, który podążał niebezpieczną ścieżką. Jego rozważania opisuję w mojej najnowszej książce „Ostatnie godziny w Colombey – Śmierć generała”.
Ten francuski polityk z zadowoleniem przyjął reformy Soboru Watykańskiego II, mające zbliżyć Kościół do ludu Bożego, jednocześnie żywiąc obawy, że Papież posunął się w nich za daleko. De Gaulle spostrzegł, że w latach 50-tych XX w. Kościół katolicki w Europie zaczął tracić grunt pod nogami, a jego odnowa następowała bardzo powoli.
Nie był mistykiem. Był człowiekiem działania i rozumu. A jednak wiara de Gaulle’a to fenomen.
De Gaulle ze swej natury był przeciwieństwem mistyka, zaś jego przyjaciele mawiali, że miał wiarę Centuriona. Wydawał się nie mieć najmniejszych wątpliwości w kwestii wiary w Boga. Od dzieciństwa to właśnie ona dyktowała jego osobiste postępowanie i uważał, że nauczanie religii powinno rozpoczynać się od najmłodszych lat.
Człowieka definiował jako ogniwo wielkiego łańcucha, zobowiązanego do przekazania dziedzictwa cywilizacji, z której wyrósł. Uważał, że w przeciwnym razie cywilizacja straciłaby swoje fundamenty i prędzej czy później zostałaby zastąpiona inną.
Wiemy, że od lat 50-tych XX w., co uwidaczniało się szczególnie w rozmowach z André Malraux (agnostykiem), de Gaulle obawiał się rozprzestrzeniania islamu we Francji i całej chrześcijańskiej Europie. To dlatego twierdził, że chrześcijaństwo musiało być silne w przeszłości, aby oprzeć się podbijającemu je islamowi i stąd też brał się jego pesymizm co do przyszłości kontynentu.
Jednakowoż ten zacny mąż stanu całkowicie uznawał wolność wyboru co do drogi wiary lub przeciwnie, życia ateistycznego. Uważał, że zadawać sobie pytania o obecność Boga i o potrzebę wiary to tak jakby już wierzyć. Jego zdaniem, każde pytanie o Boga zbliża człowieka do Niego samego.
Generał zaznaczał, że Francja ma swoje „powołanie”. Czym właściwie jest ta kategoria i czy jest metodą uprawiania pobożnej polityki?
Z uwagi na historię Francji, silnie związaną z historią Kościoła Katolickiego oraz jej głębokie, chrześcijańskie korzenie, De Gaulle istotnie uważał swoją ojczyznę za „najstarszą córę Kościoła”.
W czerwcu 1944 r., kiedy nie pełnił jeszcze żadnej oficjalnej funkcji, de Gaulle poprosił o audiencję w Watykanie. Wyjaśnił papieżowi Piusowi XII, że jego celem jest przywrócenie należytego miejsca Kościołowi Katolickiemu w wyzwolonej Francji. Swój punkt widzenia uzasadniał historią swojej ojczyzny, która z powołania była i jest chrześcijańska, a jej laickość gwarantuje każdemu wolność wiary lub niewiary oraz wyboru religii.
Generał szanując świeckość Republiki, praktykował swoją wiarę wyłącznie prywatnie. Z tego powodu nigdy nie przyjmował Komunii Świętej publicznie, poza kilkoma wyjątkami, podyktowanymi względami politycznymi w kraju i za granicą. Ostatni raz miało to miejsce we wrześniu 1967 r. w Gdańsku, w ramach poparcia dla polskiego Kościoła w okresie komunizmu.
Należy podkreślić, że głowa państwa, prezydent Charles de Gaulle nie zrealizował żadnego rozkazu Watykanu ani nie przyjął jego rady. Domagał się od Kościoła całkowitej neutralności. Jego zdaniem, dobre stosunki z Watykanem nie powinny szkodzić niepodległości Francji. Sprawy Republiki załatwiano w Paryżu, a nie u Papieża. De Gaulle chciał być „Panem w swoim domu” i udowodnił to uchwalając ustawę o antykoncepcji wbrew nauczaniu Kościoła. Wywołało to tymczasowy spór z Watykanem, ale polityk nie ugiął się pod presją Stolicy Apostolskiej. „Chrześcijańskie powołanie” Francji było w oczach de Gaulle'a niepodważalną prawdą historyczną, ale jego zdaniem bieżące ustawy nie powinny być podyktowane tą czy inną religią.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Tłumaczenie: Karolina Kawecka
/eb