Wezwani jesteśmy, aby dawać świadectwo

2013/02/14

Z ks. kanonikiem Bogdanem Bartołdem, proboszczem Parafii Archikatedralnej pw. Św. Jana Chrzciciela w Warszawie rozmawia Tomasz Sorowicz

Od kliku miesięcy w Kościele trwa Rok Wiary. W poprzednich latach papież Benedykt XVI najpierw ogłosił Rok św. Pawła, potem Rok Kapłański. Czy pomiędzy tymi trzema wezwaniami dostrzega Ksiądz łączność? 

W liście „Porta fidei” ogłoszonym na Rok Wiary Ojciec Święty przypomina Mszę św. inaugurującą jego pontyfikat. Wówczas w homilii papież powiedział: „Kościół jako całość, a w nim jego pasterze muszą tak, jak Chrystus wyruszyć w drogę, aby wyprowadzić ludzi z pustyni ku przestrzeni życia, ku przyjaźni z Synem Bożym, ku Temu, który daje nam życie – pełnię życia”. W tych słowach zawarty jest program tego pontyfikatu, który najprościej, mówiąc jest wezwaniem do tego, żeby pójść za Chrystusem. I właśnie to wezwanie – moim zdaniem – jest wspólnym mianownikiem łączącym Rok św. Pawła z Rokiem Kapłańskim i z obecnym Rokiem Wiary.

 

W przywołanym przez Księdza liście czytamy, że „aby w pełni przyjąć to, co proponuje Kościół powinniśmy na nowo odkryć treści wiary”. W dalszej części Benedykt XVI wyjaśnia, że chodzi mu m.in. o Credo. Czy to oznacza, że kondycja naszej wiary jest tak słaba, że musimy zaczynać od samych podstaw? Czy też zwracając uwagę na Credo papież chce nam zasygnalizować coś zupełnie innego?

Jako duszpasterz mający kontakt z wieloma wiernymi z przykrością muszę stwierdzić, że wiedza dotycząca podstawowych prawd wiary jest niestety znikoma. Co więcej, dzisiaj można zauważyć bardzo wyraźną różnicę w postawie pomiędzy życiem zawodowym a życiem duchowym człowieka. I tak w sferze kompetencji pracowniczych ludzie starają się cały czas rozwijać poprzez zgłębianie wszystkich nowości z interesującej ich dziedziny. Natomiast jeśli chodzi o prawdy wiary, to rzadko sięgają do prasy katolickiej, a jeszcze rzadziej do pozycji teologicznych. W takiej sytuacji trudno, aby nasza wiara wzrastała. I byśmy lepiej rozumieli to, iż Chrystus jest naszą droga, prawdą i życiem.

 

 Jakie są konsekwencje tego, że nie zgłębiamy nauczania Kościoła?

Kiedy ktoś zatrzymuje się na etapie zupełnie podstawowych katechez, to nie potrafi podjąć merytorycznej dyskusji o prawdach wiary. Z kolei młodzi często szukają dróg na skróty lub poddają się różnym modom, a one nigdy nie prowadzą do dobrego celu. Za to bardzo często prowadzą na manowce. U innych jeszcze osób brak rozwoju w sferze wiary implikuje pewną specyficzną postawę, którą ja nazywam – traktowaniem Kościoła jak supermarketu.

 

Z półek supermarketu bierzemy to, co jest nam potrzebne oraz to na co przyszła nam akurat ochota. Część wierzących podobnie traktuje Kościół?

 Zdaję sobie sprawę, że metafora supermarketu nie jest zbyt elegancka, niemniej coraz częściej spotykam się z osobami, które mówią: ja jestem katolikiem, ale nie ze wszystkim się zgadzam jeśli chodzi o naukę moralną.

Takie osoby nie stosują się do pewnych wskazań z nauczania Kościoła, po to, żeby nie burzyć sobie wewnętrznego spokoju. W efekcie – jak w supermarkecie – wybierają to, co im w danej chwili jest potrzebne.

 

 Credo jest nie tylko potrzebne, ale i powszechnie znane. Większość wierzących wypowiada je kilka razy każdego dnia. A mimo to papież mówi, że powinniśmy zwrócić większą uwagę właśnie na Credo. Dlaczego?

Nawet jeśli odmawiamy Credo w codziennym pacierzu, to często nie mamy pogłębionej refleksji nad treścią tych słów. A przecież to jest abecadło każdego chrześcijanina. Tymczasem kiedy w niektórych wspólnotach analizujemy poszczególne elementy Credo, to dla wielu słuchaczy, słowa „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego” w pierwszym skojarzeniu oznaczają kogoś, kto może wszystko uczynić niczym czarodziej.

 

 Jak Ksiądz reaguję, gdy słyszy takie odpowiedzi?

Cóż, najczęściej zadaję wówczas pytania. Na przykład: czy wierzycie w Kogoś, kto zwycięża zło? Czy wierzycie w Kogoś, kto jest tak mocny, że potrafi nam okazać swoje miłosierdzie, gdy od niego odchodzimy? Okazuje się, że niewiele osób tak myślało o Panu Bogu Wszechmogącym.

Dlatego uważam, że bardzo dobrze się stało, iż Ojciec Święty każe nam w Roku Wiary zacząć od Credo. To słuszne zalecenie dla nas wszystkich.

Dla mnie osobiście pochylenie się nad Credo jest także odkrywaniem pewnych treści na nowo. Dzięki nim zaczynam szerzej, głębie, mocniej wierzyć i ufać. Ale też cieszyć się, że wierzę w Boga – o którym św. Jan Apostoł powiedział – że On jest miłością.

 

 Prawdziwa wiara winna rodzić miłość – na to także szczególną uwagę zwraca Benedykt XVI…

Jeśli nasza wiara nie rodzi miłości, to jest to sytuacja, której nie możemy zaakceptować. Przecież wierzymy w Boga, który jest miłością. Normalną sprawą jest więc to, że Bóg domaga się ode mnie tego, żebym miłością – którą od Niego otrzymuję – dzielił się z drugim człowiekiem. Jako osoby wierzące musimy więc pamiętać, że miłość jest darem. On nas ubogaca, pozwala dostrzec drugiego człowieka. I w końcu z darem miłości mamy iść razem ku Bogu.

 

 Ale jeśli – wspomniana przez Księdza – postawa traktowania depozytu wiary jak supermarketu się upowszechni, to czy ostatecznie jej nie stracimy?

Gdyby to tylko zależało od nas ludzi, to prawdopodobnie Kościół by już dawno nie istniał. Ale przecież głową Kościoła jest Chrystus. To On założył Kościół i On nas prowadzi. Z jednej więc strony dostrzegamy zło, grzech czy wspomnianą na początku rozmowy letniość niektórych wiernych w kwestii fundamentów wiary. Jednak z drugiej strony widzimy też, ile dobra dokonuje się wokół nas. I to, że w wielu osobach to Boże dobro zwycięża.

 

 Niestety w przestrzeni publicznej widzimy coraz więcej chrystianofobi i agresywnej laicyzacji. Niedawno w kilku miastach pojawiły się bilbordy promujące ateizm. Są one kolejną odsłoną działań prowadzonych przez środowiska walczące z Kościołem. Wielu wiernych czuje się zagubionych, nie wie, jak się w tej sytuacji odnaleźć.

Niewątpliwie obecne czasy są dla nas wierzących wezwaniem do tego, by mocniej zwracać się w stronę Pana Boga. Podczas spotkań z ludźmi zawsze podkreślam, że nasza siła i moc wynika z dwóch rzeczy, o których nigdy nie możemy zapomnieć. Po pierwsze, mamy obrońcę, którym jest Bóg. I jeśli zgłębiamy prawdy wiary, to dotykamy słów Tego, kto jest naszym Stwórcą. A po drugie, ważna jest wspólnota, bo człowiek nie jest samotną wyspą. I jeżeli zaangażujemy się w taką wspólnotę, w której zgłębiamy tajemnice wiary i  która pomaga nam w nawiązaniu relacji z Panem Bogiem. To później łatwiej jest nam się przeciwstawić tym, którzy zachowują się agresywnie wobec Kościoła.

 

 „Przeciwstawić się” – czyli, co powinniśmy konkretnie robić?

Musimy robić to, co czynili pierwsi chrześcijanie, czyli dawać świadectwo. A powinniśmy to robić, tak jak nawoływał – cytując św. Pawła – bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który mówił, by zło wokół nas dobrem zwyciężać. Ale żeby to robić, to wcześniej musimy pójść za wskazaniem bł. Jana Pawła II, który powiedział: „nie lękajcie się, otworzyć drzwi Chrystusowi”. A więc najpierw musimy otworzyć drzwi we własnym wnętrzu po to, by Chrystus był w nas obecny. To otwarcie się na Chrystusa doda nam odwagi, aby własnym świadectwem zaświadczyć, że dobro zwycięża.

 

 Bł. ks. Popiełuszko nauczał nas w czasach dyktatury komunistycznej. Tamto zło było bezwzględne i tępe. Obecni przeciwnicy Boga są bardziej wysublimowani. Mówi np., że wiara jest sprawą prywatną więc powinna zostać zamknięta w kruchcie, a nie wychodzić na ulice.

Papież Benedykt XVI bardzo mocno podkreśla, że nie można ograniczyć  wiary do sfery prywatnej. To jest zupełne nieporozumienie, bo jako chrześcijanie jesteśmy wezwani do tego, aby dawać świadectwo. A to oznacza także dawanie świadectwa w sferze publicznej czy w kontaktach z niewierzącymi.

 

 W Roku Wiary dojdzie do spotkań osób wierzących z wątpiącymi i niewierzącym. Odbędzie się to m.in. w ramach tzw. „Dziedzińca Pogan”. Pierwsze takie spotkanie miało miejsce w Krakowie, a niedawno kard. Kazimierz Nycz ogłosił, że kolejny „Dziedziniec” odbędzie się w Warszawie. Ale kapłani przecież często spotykają się z ludźmi niewierzącymi. Proszę powiedzieć, jak Ksiądz się do takich spotkań przygotowuje?

 Podczas kolędy pukam do wszystkich drzwi i zazwyczaj wtedy dochodzi do spotkania z osobami niewierzącymi na płaszczyźnie wiary. Ja przed taką wizytą modlę się, prosząc Ducha Świętego o pomoc, abym mógł do tego człowieka w sposób właściwy dotrzeć z dobrym przesłaniem chociaż przez chwilę. Co dalej będzie, nie wiem? Jestem natomiast pewien, że Pan Bóg działa.

 

 Na koniec chciałbym zapytać o Katechizm Kościoła Katolickiego. Ma być on w Roku Wiary naszą lekturą obowiązkową. Jak więc czytać KKK?

– Wszystkich Czytelników „Naszego Głosu” serdecznie namawiam do lektury Katechizmu.  Jest on syntezą nauczania Kościoła, znajdują się w nim m.in. odpowiedzi na pytania dotyczące prawd wiary, zagadnień etycznych, moralnych czy dogmatycznych. Oczywiście do czytania Katechizm nie można podejść, jak do lektury powieści, którą się czyta od pierwszej do ostatniej strony. Treść KKK trzeba studiować, a to najlepiej robić wybierając jakieś ważne dla nas kryterium. Na początku rozmowy wspomniałem o osobach mających wątpliwości w kwestiach etycznych. Ludzie ci np. mogliby zacząć lekturę od odszukania w Katechizmie fragmentów wyjaśniających nurtujące ich kwestię, a potem przejść do kolejnych zagadnień.

 

Ks. kanonik Bogdan Bartołd – od czerwca 2008r. jest proboszczem parafii archikatedralnej pw. Męczeństwa Jana Chrzciciela, wcześniej przez 10 lat był rektorem Centralnego Ośrodka Akademickiego św. Anny w Warszawie.

Tomasz Sorowicz

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej