Z ks. dr. Dariuszem Paterem z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego rozmawia Wiesława Lewandowska |
O Bożym Narodzeniu coraz częściej mówimy, że to „magiczne święta”, banalizując ich duchowy i religijny wymiar?
Określenie „magia Bożego Narodzenia” jest zarezerwowane dla tych, którzy powierzchownie traktują związane z tymi świętami przeżycia religijne i niemal całą swoją uwagę i działania ostatnich dni przed świętami poświęcają sprawom religijnie mało istotnym – kupowaniu prezentów, przygotowywaniu wystawnych posiłków. Taka konsumencka nadaaktywność stała się niejako obyczajowym nakazem, powinnością. Wydaje się, że Polacy bardzo chętnie przyjęli ten nowy, przedświąteczny rytuał i odnajdują w nim ogromną radość oraz tę właśnie „magiczną” atmosferę świąt.
Magiczną, a nie religijną?
Jako chrześcijanie nie powinniśmy się godzić na to, aby religijna symbolika świąt była wypierana przez świecką symbolikę. Cała ta „magia” towarzysząca dziś świętu Narodzenia Pańskiego nie może i nie powinna w żaden sposób zastępować głębokich przeżyć religijnych stanowiących istotę Wydarzeń Zbawczych tego okresu. Bo przecież naprawdę magiczne, a raczej cudowne jest to, że Chrystus przychodzi do nas tego konkretnego dnia i chce z nami pozostać, a nie cała ta kolorowa otoczka związana ze świętami.
Ale to szaleństwo zakupów, aniołki z opłatkami w supermarketach, dzwoneczki zdaje się dziś dominować niemalże od początku listopada…
To smutne, że ludzie kupują opłatki w supermarketach, traktując je jak inne towary, czasami przy kasie, za parę groszy i w dodatku nie widzą w tym żadnej niestosowności… Przeciwnie, uważają to za udogodnienie. Na szczęście, zwłaszcza w pozamiejskich parafiach, zachowała się jeszcze stara dobra tradycja roznoszenia opłatków przez organistów już od pierwszej niedzieli adwentu.
Czy szaleństwu skomercjalizowania Bożego Narodzenia uległy w Polsce przede wszystkim wielkie miasta, natomiast prowincja, wieś jeszcze się temu opierają?
Zapewne tak. Ale zarówno w mieście, jak i na wsi jest to uwarunkowane odpowiednim wychowaniem religijnym oraz stopniem integracji ze wspólnotą parafialną. Tam, gdzie ludzie są na co dzień zaangażowani w życie parafii i żyją wiarą, i świętowanie wygląda inaczej.
Fot. Dominik Różański
„Kto dziś tak naprawdę wie, co to jest tradycja? (…) Tradycja to dodatkowy obowiązek” – narzeka jedna z postaci w napisanych przez Księdza Profesora bożonarodzeniowych jasełkach.
Rozumienie symboliki religijnych świąt i związanych z tym tradycji i obyczajów zależy w dużej mierze od zrozumienia przede wszystkim tego, czym jest święta tradycja Kościoła. Nasza chrześcijańska tradycja bierze się z faktu, że stanowimy wspólnotę Kościoła, poprzez którą stale i na nowo odkrywamy Chrystusa. To niezmienna podstawa. Tak rozumiana tradycja może rozwijać się, rozpoznawać znaki czasu, ale nigdy nie powinna zmieniać nauki Chrystusa. To, jak do niej podchodzimy, zależy zarówno od nas księży, jak i od wychowania w rodzinie. Święta Bożego Narodzenia są znakomitą okazją do kultywowania najgłębszych religijnych i dobrych obyczajowych tradycji. Spróbujmy tylko znaleźć czas na zastanowienie się, co one oznaczają.
A tego czasu właśnie przed świętami brakuje, bo tradycją stają się wzmożone przedświąteczne zakupy i na prawdziwie duchowe przeżycia pozostaje mało czasu.
Rzeczywiście, przygotowanie duchowe do Bożego Narodzenia wymaga czasu i skupienia. Kościół stara się robić wszystko, by ułatwić wiernym odpowiednie duchowe przygotowanie. Są rekolekcje parafialne, roraty, adwentowe dni skupienia. Z uwagi na to właśnie, że ludzie są tak zabiegani, w wielkich miastach, ze względów duszpasterskich, zostały nawet zmienione godziny celebrowania Mszy św. roratnej – z rannych na wieczorne… Przez taką zamianę zatraca się, niestety, istotę i piękno duchowe tego religijnego wydarzenia. I chyba cierpi na tym właśnie zrozumienie najgłębszej istoty tych świąt. Na szczęście w parafiach na polskiej prowincji jest jeszcze tak jak powinno. Roraty, zgodnie z tradycją, są odprawiane rano. Tam ludzie mają więcej czasu i wciąż sporo szacunku dla tradycji, mimo że też coraz trudniej im nie ulegać „duchowym” propozycjom serwowanej przez media popkultury, coraz trudniej też oprzeć się materialnej ofercie pobliskich supermarketów. Nie powinno to przesłaniać celu zasadniczego, czyli spotkania z Bogiem i duchowej refleksji nad sensem własnego życia.
Artykuł ukazał się w numerze 12/2009.