Refleksję o znikającym z publicznych miejsc krzyżu poprzedzę krótkim wyliczeniem niezbyt wyszukanych, lecz istotnych, oczywistych stwierdzeń, w kontekście których będzie można lepiej zrozumieć na czym polega istota tego zjawiska: Po pierwsze istotą chrześcijaństwa jest miłość. Po drugie, niestety istnieje ktoś komu zależy na zniszczeniu Kościoła. Po trzecie, wszyscy bierzemy udział w duchowej walce. Wreszcie, co napawa nadzieją, możemy tę walkę wygrać.
Jak słusznie mówi tytuł książki wybitnego teologa Hansa Ursa von Balthasara „Wiarygodna jest tylko miłość”. Objawiła się ona najpełniej właśnie na krzyżu. To całkowite oddanie się Chrystusa i przynaglająca moc Jego miłości sprawiają, że życie chrześcijanina nabiera osobliwej treści, a co za tym idzie sam krzyż staje się wymownym symbolem. To wokół niego gromadzi się Kościół co w liturgii znajduje swój wyraz najpełniej podczas wielkopiątkowego obrzędu adoracji. Benedykt XVI w rozważaniu przed modlitwą „Anioł Pański” 10 lutego 2008 powiedział: „ŤKrzyżť, choć może być bardzo ciężki, nie jest synonimem tragedii czy nieszczęścia, których należy unikać za wszelką cenę, lecz sposobnością, by wejść na drogę Jezusa i nabrać sił do walki z grzechem i złem. (…) Droga krzyża jest bowiem jedyną drogą wiodącą do zwycięstwa miłości nad nienawiścią, dzielenia się nad egoizmem, pokoju nad przemocą.”Kościół jednak ma swego realnego (co często jest bagatelizowane) przeciwnika, który korzystając z rozmaitych technik maskujących walczy o duszę każdego.
Zły duch nie próżnuje
Diabeł, nie ustąpił i nie ustąpi, będzie natarczywie nastawał, próbując zniszczyćto co dzięki łasce Bożej jest w nas dobre. Święty proboszcz z Ars mówił: „Spotkamy demona wszędzie i wszędzie będzie starał się wyrwać nam niebo, ale wszędzie i zawsze możemy być zwycięzcami.” Widać zatem, że dusza ludzka to płaszczyzna walki duchowej, poligon, na którym ścierają się ze sobą siły dobra i zła. Z jednej strony Bóg, dawca życia wylewa nadobficie łaskę, z drugiej szatan bezlitośnie, niczym ujadający na łańcuchu pies dręczy zmysły i wyobraźnię człowieka. Ten dramat rozgrywa się niezależnie od poziomu świadomości jego uczestników, rozpięcie między zbawieniem i potępieniem, między wiecznym szczęściem a bezdenną rozpaczą na wieki stanowią realną alternatywę. Już wkrótce się okaże, po której stronie przyjdzie nam stanąć.
Chrystus w tłoczni mistycznej, anonim z XVI w.
Mając to na uwadze możemy spojrzeć na spór o krzyże w Europie, który nie jest zjawiskiem prostym, lecz wielowymiarowym. Nie jest przecież tak, że po jednej stronie stoimy „my” – pragnący bronić Krzyża, a po drugiej stronie stoją słudzy ciemności, rzecznicy cywilizacji śmierci. Taki obraz jest tylko po części prawdziwy. J. A. Heschel tak pisze o starotestamentalnych prorokach: „Odmowa przyjęcia surowych postanowień Boga w imię jego miłości była autentyczną formą modlitwy. Przecież dawni prorocy Izraela nie mieli zwyczaju zgadzać się z surowymi wyrokami Boga i nie przytakiwali im mówiąc: „Niech się stanie wola Twoja”. Poza tym wszyscy Apostołowie z wyjątkiem Jana w momencie największej próby uciekli. Zresztą sam Zbawiciel świadom nadchodzącej męki zwracał się do Ojca w ogrodzie Getsemanii „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). Rozpoznając wolę Ojca i biorąc krzyż na barki Jezus Chrystus złożył samego siebie w ofierze wytyczył szlak, na który zaprasza tych, którzy idą za Nim. A ponieważ droga ta prowadzi przez zaparcie się własnej woli staje się niewygodna dla wielu.
Znak zwycięstwa, znak zbawienia
Innymi słowy: odrzucenie krzyża to krok w stronę odrzucenia zbawienia. Warto tutaj wspomnieć o znaczącym rozróżnieniu: z jednej strony mamy krzyże-symbole, czyli ściślej mówiąc wykonane z jakiegoś materiału przedmioty pomagające w wytwarzaniu atmosfery religijnego skupienia, z drugiej strony mówimy o krzyżu rozumiejąc przez to szereg trudnych niekiedy skrajnych sytuacji będących okazją do „dopełnienia we własnym ciele niedostatków udręk Chrystusa”.
Można zatem postawić następującą tezę: Choćby nawet przestrzeń publiczna obfitowała w krzyże-przedmioty, to wcale nie oznacza to, że „indywidualne krzyże” poszczególnych chrześcijan będą niesione w odwadze ku świętości, ku zbawieniu. Oczywiście trudno byłoby zgodzić się z tezą, że Kościół powinien z własnej woli przenieść się do katakumb, lecz jak pokazuje doświadczenie pierwszych chrześcijan brak krzyża-symbolu nie zahamował miłości i wiary w Zbawiciela.
Sytuacja taka znajduje swoje uzasadnienie w wielowarstwowym charakterze religii w ogóle a chrześcijaństwa w szczególności. To co do tej pory zostało tu powiedziane o problemie krzyża, pozwala na odkrycie kilku poziomów religii. Tak więc, w najgłębszym wymiarze do czynienia z tym , co można nazwać poziomem mistycznym. To tutaj rozgrywa się dramat, to na tej płaszczyźnie, gdzieś w głębinie ludzkiej duszy dochodzi do spotkania człowieka z Bogiem. Mistrz Eckhart nazywał to miejsce warownym miasteczkiem, pokazując, że jest ono o tyle tajemnicze i niedostępne, że nie tylko nikt poza człowiekiem i Bogiem nie ma tam wstępu, lecz sam człowiek nie zawsze ma świadomość istnienia tak intymnego poziomu w swej własnej duszy.
Drugi wymiar to poziom społecznomoralny. Owo obcowanie z Bogiem we własnym wnętrzu owocuje wychodzeniem ku innym, owocuje tworzeniem się zagłębionego w miłości Kościoła. A ponieważ duchowo-cielesna natura ludzka domaga się bycia w przestrzeni, przestrzeń ta wypełniana jest nie tylko przez przedmioty codziennego użytku umożliwiające życie w wymiarze biologicznym, lecz także cały szereg rozmaitych obiektów odnoszących do sfery ducha w tym symbole religijne, na przykład krzyż, które ułatwiają odniesienie się do sfery sacrum. Daje się więc odkryć trzeci, najbardziej zewnętrzny wymiar: przestrzeń publiczną.
Można powiedzieć że, przeżywanie wiary religijnej czerpie swoje źródło z pierwszego z nich, rozprzestrzenia się na płaszczyźnie międzyludzkiej i wreszcie owocuje zapełniania przestrzeni dostępnej dla wszystkich przedmiotami rozbudzającymi pragnienie spotkania z Bogiem. Proces ten przebiega również w drugą stronę, pobudzony sakralnym obiektem człowiek może poprzez doświadczenie spotkania z symbolem zwrócić się w stronę Boga.
Przywrócić sens Krzyża
Skąd zatem bierze się i o czym świadczy zjawisko zanikania krzyży w przestrzeni publicznej? Niewątpliwie o obumieraniu relacji z Bogiem żywym, najskrytsze miejsce w duszy stało się dla wielu odległe, niedostępne zapomniane, nieznane. Zagłębieni w przerażającą otchłań hałasu błąkają się teraz penetrując resztki postchrześcijańskiego pejzażu, który nie oferując niczego dającego życie napełnia dusze smutkiem i zgrozą… L. Boros zwraca na to uwagę i komentując ten stan rzeczy pisze: „Wszystko co naturalne i bezinteresownie darowane zostaje odrzucone. Wszystko wywalczone sercem ulega zastąpieniu przez to, co przydatne, co można zdobyć i posiadać. Tajemnica miłości traci swoją moc kształtowania życia. Wytwarza się, jakże dobrze nam znany, żałosny stan świata: wszystko jest wiadome, zwyczajne, pojmowalne, przeliczalne na pieniądze. (…) Tak powstaje powszechna powierzchowność.”
Czy zatem znikający krzyż spowodować musi z konieczność agonię chrześcijaństwa? Wydaje się, że nie. Owszem, można przypuszczać, że opustoszałe kościoły jeszcze bardziej się wyludnią, że Kościół ogołocony zostanie z wielu ludzi niepewnych, nieugruntowanych w wierze. Lecz, skoro Żydzi bez własnego państwa żyli zachowując swoją tożsamość przez prawie dwa tysiące lat, czy podobnie nie może być z uczniami Chrystusa pozbawionymi krzyża?
Refleksja nad rzeczywistością wiary i sprzężoną z nią problematyką zjawisk społeczno-kulturowych, takich jak znikanie krzyża z miejsc publicznych prowadzi do pytania, które jest echem poszukiwania wyrażonego w słowach „Cóż mamy czynić?”. Odpowiedź na nie udzielana w łonie Chrystusowego Kościoła jest w gruncie rzeczy niezmienna – trwać na modlitwie i żyć sakramentami, czyli otwierać się na łaskę i „nie dawać miejsca diabłu”. XVI – wieczny, bawarski wizerunek Chrystusa w tłoczni mistycznej znakomicie ujawnią tę prawdę. „Słowo, które stało się ciałem i zamieszkało między nami” oddaje się człowiekowi bez granic, dostarczając pokarmu na życie wieczne. Krzyż ukazany na obrazie staje się elementem machiny wyciskającej z Chrystusa krew niczym prasa wytłaczająca sok z winogron. Obraz Eucharystyczny tutaj przedstawiony funkcjonuje dzięki spotkaniu dwóch symboli, krzyża – niesionego przez Zbawiciela i soku winogron, będącej w zamyśle Bożym materią sakramentu prowadzącego do zbawienia.
Choćby nawet „skandal krzyża” zgorszył zsekularyzowaną Europę do tego stopnia, że nie tylko nie będzie już więcej miejsca na krzyż, ale znów nadeszłyby czasy brutalnych rozrywek organizowanych z udziałem chrześcijan występujących w charakterze przeciwników dla rozwścieczonych, wygłodniałych lwów, to i tak znajdą się tacy, którzy trwać będą do końca. Pewność w tej sprawie jest niepodważalna, sam Zbawiciel powiedział przecież, do Apostoła: „Ty jesteś Piotr Opoka i na tej opoce zbuduje mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą.” Mamy więc prawo dumnie nosić głowę podniesioną do góry, wyczekując zbawiennej łaski z nieba.
Adam Wątróbski
Artykuł ukazał się w numerze 04/2010.