Bój o Kartę Praw Podstawowych

2013/01/17

Przyjęta w 2000 roku na szczycie Unii Europejskiej w Nicei Karta Praw Podstawowych nie spodobała się wielu grupom i środowiskom społecznym, mimo iż nie miała wiążącej mocy prawnej, a jedynie status deklaracji ideowo-etycznej.

Ludzie wierzący krytykowali ją za brak ugruntowania zawartych w niej praw w rzeczywistości nadprzyrodzonej, co zagraża upolitycznieniem całości ludzkiej egzystencji.

Liberałowie i wszelkiej maści orędownicy wolności gospodarczej niezadowoleni byli z pakietu praw socjalnych chroniących ludzi pracy przed wyzyskiem, a społeczeństwo przed zjawiskiem ubóstwa i wykluczenia.

Osoby o konserwatywnych poglądach raził mocno wyeksponowany zakaz stosowania kary śmierci przy ogólnikowym stwierdzeniu prawa do życia oraz brak definicji małżeństwa, nie mówiąc już o sławnym artykule 21, który zabrania dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i praktycznie otwiera drogę do prawnego uznania małżeństw homoseksualnych.

Jednocześnie w innych środowiskach, zwłaszcza lewicowo-liberalnych, zaczęto wiązać z tym dokumentem wielkie nadzieje, upatrując w nim narzędzie służące walce o prawa człowieka łamane rzekomo przez ustawodawstwo krajowe i działania polskich władz administracyjnych.

Zwłaszcza w ostatnim okresie karta zaczęła być postrzegana jako uniwersalny środek pozwalający zwykłemu obywatelowi poskarżyć się na swój rząd (tzn. rząd Jarosława Kaczyńskiego) wyższym instancjom europejskim.

Charakterystyczna jest tu zwłaszcza aktywność środowisk gejowskich, które już zapowiedziały odwołanie się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, jeśli nowy rząd RP nie uwzględni ich postulatów. Trzeba bowiem wiedzieć, że, po podpisaniu Traktatu reformującego 13 grudnia na szczycie w Lizbonie i ratyfikacji przez krajowe parlamenty, karta nabierze charakteru formalno-prawnego o mocy równej traktatom.

W tym momencie należy zadać sobie pytanie, czym tak naprawdę jest Karta praw podstawowych, bo z tonu dotychczasowej dyskusji, która przewija się w mediach, wynika, że jest ona przede wszystkim dokumentem u nas nie czytanym. Otóż ideą przyświecającą twórcom karty było „wzmocnienie ochrony praw podstawowych przez wyszczególnienie tych praw w karcie i przez to uczynienie ich bardziej widocznymi” (Preambuła KPP).

Karta nie zawiera żadnych nowych praw ani zasad, które by nie były już wcześniej obecne w traktatach Wspólnot Europejskich, międzynarodowych konwencjach, np. europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, dotychczasowym orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości czy wreszcie w tradycji konstytucyjnej państw europejskich, w tym Polski.

Lansowany więc przez media dylemat: „podpisać się czy nie podpisać pod kartą”, jest dylematem fałszywym, bo Polska de facto już w czerwcu się pod nią podpisała, akceptując mandat dla Konferencji Międzyrządowej przygotowującej Traktat Reformujący.

Mając na uwadze możliwe różnice interpretacyjne, zwłaszcza o charakterze rozszerzającym kompetencje UE w tej dziedzinie, poprzedni rząd RP uznał za konieczne, aby Polska przyłączyła się do złożonego już wcześniej przez Brytyjczyków Protokołu 7 w sprawie stosowania Karty Praw Podstawowych, który stwierdza w art. 1, że „karta nie rozszerza możliwości Trybunału Sprawiedliwości…do uznania, że przepisy ustawowe, wykonawcze lub administracyjne … Polski lub Zjednoczonego Królestwa są niezgodne z podstawowymi prawami, wolnościami i zasadami, które są w niej potwierdzone”.

Ponadto Polska dołączyła do Traktatu Reformującego jednostronną deklarację (nr 51) stwierdzającą, że „karta w żaden sposób nie wpływa na prawo państw członkowskich do stanowienia prawa w zakresie moralności publicznej, prawa rodzinnego, a także ochrony godności ludzkiej i poszanowania fizycznej i moralnej integralności człowieka”. Ponadto w deklaracji tej znalazła też wyraz pełna aprobata dla praw socjalnych zawartych w Karcie Praw Podstawowych.

Nie oznacza to, że Polska dąży do ograniczenia w jakiejkolwiek formie praw zawartych w karcie, ale – chcąc się ustrzec przed niewłaściwą ich interpretacją – wskazuje na obszar, w jakim prawa te jako prawa unijne mają zastosowanie. Warto tu dodać, że suwerenność państw narodowych w stanowieniu prawa odnoszącego się do ludzkiego życia, małżeństwa i rodziny, moralności publicznej została potwierdzona w Traktacie Reformującym i samej karcie, gdy stwierdza ona, ze jej postanowienia dotyczą państw członkowskich „wyłącznie w zakresie, w jakim stosują one prawo Unii” (art. 51).

Czy te zapisy prawne wystarczą, aby nasz kraj uchronił się przed ingerencją unijną w moralny kształt naszego prawodawstwa? Mając na uwadze casus Alicji Tysiąc, trudno tu być optymistą. Ale z drugiej strony, jest raczej pewne, że ta ingerencja nie nastąpi, dopóki w naszym społeczeństwie nie przeważy przyzwolenie dla permisywnych uregulowań prawnych.

Zbigniew Borowik

Artykuł ukazał się w numerze 12/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej