Mała Chorwacja pokazała całemu światu, że można się przeciwstawić potężnemu lobby homoseksualnemu i ideologii gender i obronić instytucję małżeństwa i rodziny.
1 grudnia, w ogólnokrajowym referendum w sprawie wpisania do konstytucji, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny, 65 proc. głosujących, przy 38 proc. frekwencji, powiedziało tej propozycji: TAK. Ogłoszenie rezultatów głosowania stało się okazją do świętowania nie tylko w Chorawacji, ale i wszędzie tam, gdzie wciąż traktuje się małżeństwo i rodzinę jako wyjątkowe instytucje, którym należy się wsparcie państwa i wysoka pozycja społeczna.
Determinacja i upór
Do referendum nie doszłoby, gdyby nie oddolna inicjatywa „W imieniu rodziny” (U ime obitelji), grupy, która potrafiła w ciągu dwóch tygodni zebrać, w 4,3-milionowym kraju, ponad 750 000 podpisów pod petycją o przeprowadzenie plebiscytu. Tak duży odzew społeczeństwa wywołał zdziwienie i lęk środowisk lewicowo-liberalnych, które nie spodziewały się, że ktoś może przeciwstawić się rządowym planom wprowadzenia homozwiązków. Okazało się, że mała, ale zdeterminowana grupa ludzi może zachęcić dużą część obywateli do wzięcia spraw w swoje ręce i wyrażenia swoich przekonań w ogólnonarodowych referendum, którego wynik jest, bez względu na frekwencję, wiążący dla rządzących. Z tego powodu zarówno większość mainstreamowych mediów, jak i będący u władzy lewicowi politycy robili wszystko, by nie dopuścić do pozytywnej odpowiedzi społeczeństwa na pytanie: „Czy popierasz, by w konstytucji Republiki Chorwacji wnieść zapis stanowiący, że małżeństwo jest życiowym związkiem zawartym pomiędzy kobietą i mężczyzną?”.
To był ostatni moment
Przedstawiciele inicjatywy „W imieniu rodziny” zdawali sobie sprawę, że to już ostatni moment na odwołanie się do sumień i rozsądku rodaków, gdyż od dłuższego czasu rządzący socjaliści pracowali nad ustawą o homozwiązkach, która praktycznie zrównywała je pod względem prawnym z małżeństwami. Co więcej, w 2012 r. rządzący rozpoczęli wprowadzanie do przedszkoli i szkół ideologii gender, co spotkało się z gwałtownym sprzeciwem rodziców, których nikt nie konsultował w tej sprawie. Z tego powodu chorwacki Trybunał Konstytucyjny nakazał wstrzymanie zajęć. Decyzja ta została ostro skrytykowana przez tzw. postępowe środowiska i stała się zachętą do działania dla konserwatystów, którzy przekonali się, że można obronić tradycyjne wartości, wykorzystując obowiązujące prawo. Zdawali sobie sprawę, że należy się spieszyć, gdyż po tym, jak 1 lipca Chorwacja weszła do Unii Europejskiej, wzmocnią się naciski Brukseli i różnych instytucji międzynarodowych na przyjmowanie przez nią światopoglądowych rozwiązań z Europy Zachodniej. To zaś oznaczałoby zgodę na wprowadzenie małżeństw homoseksualnych wraz z adopcją dzieci, liberalizację prawa aborcyjnego, wspieranie zabiegów in vitrio przez państwo i zgodę na indoktrynowanie gender-edukacją dzieci i młodzieży.
„W Chorwacji odradza się faszyzm!”
Dominujące w Chorwacji media lewicowo-liberalne od początku były bardzo negatywnie nastawione do inicjatywy „W imieniu rodziny”. Najgwałtowniejsze ataki dotknęły jedną z działaczek, Željkę Markić, która odważyła się powiedzieć, że lepiej jest dla dziecka wychowywać się w dobrym domu dziecka, niż być adoptowanym przez homoseksualistów. Po tych słowach w mediach odbyło się wiele „debat” dotyczących rzekomego zagrożenia, jakie niesie ze sobą wzrost konserwatywnych przekonań w społeczeństwie i przez wszystkie przypadki odmieniano słowa-hasła: „faszyzm”, „homofobia” i „dyskryminacja”.
Postępowi intelektualiści, publicyści i celebryci przekonywali, że mamy w Chorwacji do czynienia z odradzaniem się faszystowskich tendencji, że katolicy chcą zalegalizować prześladowanie homoseksualistów, że gdyby do referendum doszło przed przystąpieniem tego kraju do wspólnoty, to na pewno Bruksela nie zgodziłaby się na jej poszerzenie. Środowiska postępowe starały się przekonywać społeczeństwo, że należy iść „z duchem czasu” i naśladować bardziej rozwinięte kraje, które przyznają mniejszościom seksualnym kolejne przywileje. Tłumaczono, że nie można godzić się z „mieszaniem się” Kościoła katolickiego do polityki i z dopuszczeniem do tego, by zepsuć sobie „antygejowskim referendum” opinię w świecie.
Demokracja nie dla ludu?
Lewicowo-liberalne media miały jednak problem z krytykowaniem samej idei referendum, gdyż jest ono esencją demokracji. Tyle, że ten konkretny plebiscyt okazał się dla nich niezwykle niewygodny, gdyż stał w opozycji do ich planów i zamierzeń przekształcania świadomości Chorwatów na modłę zachodnią. Dlatego też, chcąc nie chcąc, liczni publicyści i lewicowi politycy zgadzali się, że skoro tak wielu obywateli chce w nim uczestniczyć, to nie można go zablokować. Nie zmienia to jednak faktu, że zażądano od socjalistycznych władz, by te jak najszybciej zmieniły prawo w celu utrudnienia przeprowadzania referendów w przyszłości. W ten sposób „elity” narodowe pokazały swój rzeczywisty, lekceważący stosunek do społeczeństwa.
W walce ze swoimi konserwatywnymi i katolickimi przeciwnikami nie rezygnowały też z wciągania do sporu Unii Europejskiej i zachodnioeuropejskich mediów. W udzielanych im wywiadach chorwaccy dziennikarze, politolodzy i politycy przekonywali, że w państwie tym mamy do czynienia z odradzaniem się niebezpiecznych tendencji, i załamywali ręce, że ledwo co udało się Zagrzebowi, dzięki wejściu do wspólnoty, opuścić Bałkany, a teraz znów na nie wraca. Jeszcze dalej poszedł chorwacki socjalistyczny eurodeputowany Oleg Valjalo, który przekonywał w Parlamencie Europejskim, że w jego ojczyźnie dochodzi do „wzmacniania się skrajnie radykalnego konserwatyzmu”, „ksenofobii, antysemityzmu i nienawiści”.
Walka toczyła się też pomiędzy partiami politycznymi. Posłowie lewicy ostro krytykowali cel referendum i nie cofali się przed obrzucaniem jego organizatorów hańbiącymi epitetami. Sugerowaili, że mamy do czynieniem z manipulowaniem społeczeństwem i próbą narzucenia mu wartości katolickich. Zarzuty te spotykały się ze zdecydowaną reakcją opozycyjnej, konserwatywnej partii HDZ, która zwracała uwagę na hipokryzję przeciwników referendum, którzy na co dzień mają usta pełne frazesów o tolerancji, lecz gdy ktoś ma inne poglądy niż oni, robią wszystko, by pozbawić go możliwości wypowiedzi.
Wygrana bitwa, ale nie wojna
Zwycięstwo „W imieniu rodziny” – obronienie instytucji rodziny i małżeństwa – nie przyszło łatwo. Od początku do samego końca była to walka o podstawowe wartości. Chorwackiemu społeczeństwu udało się wywalczyć możliwość wypowiedzenia się w sprawie kluczowej dla trwania narodu, kultywowania i przekazywania przez niego tradycji. Wpisanie ochrony małżeństwa do konstytucji bardzo utrudni zwolennikom „alternatywnych modeli rodziny” poddanie tej instytucji zmianom.
„To referendum może zapobiec kaprysom zmiany instytucji małżeństwa przez ewentualną arbitralną większość parlamentarną, niezależnie od woli narodu, jak stało się to na przykład we Francji. Stąd też sukces tego referendum zapewni, że instytucja, która jest związkiem mężczyzny i kobiety, i która sama w sobie zapewnia legalne podstawy dla utworzenia rodziny, będzie trwalej szanować związek, będący najlepszym środowiskiem dla każdego dziecka – odpowiedzialny związek miłości matki i ojca” – napisali chorwaccy biskupi.
„Prawo to My!”
Satysfakcja chorwackich konserwatystów nie trwała jednak zbyt długo, gdyż okazało się, że socjaliści nie będą się w swojej polityce względem małżeństwa i rodziny kierowali głosem narodu. Kilka dni po ogłoszeniu wyników plebiscytu władze poinformowały, że powstała już ustawa o tzw. „związkach życiowych”, która gwarantuje związkom jednopłciowym praktycznie te same prawa, co małżeństwom, z wyłączeniem możliwości adoptowania dzieci. Spotkało się to z krytyką chorwackiego Episkopatu i środowisk konserwatywnych, które poczuły się oszukane przez władze i oskarżyły je o nierespektowanie zasad demokracji.
„Przekazywanie prawie wszystkich praw jakie posiada małżeństwo, jako związek kobiety i mężczyzny, pewnej zupełnie inaczej złożonej wspólnocie, na pewno nie jest wypełnieniem woli osób, które uczestniczyły w referendum” – napisało w swoim stanowisku „W imieniu rodziny”.
Głosy krytyczne nie wpłynęły jednak na zmianę decyzji władz. Co więcej, zapowiedziały one, że będą się starały stworzyć koalicję, która utrudni możliwość przeprowadzania referendów. Lewicowo-liberalne media z radością przyjęły rządową „ofensywę” jako sygnał, że walka o „europeizację” Chorwacji nie została przegrana. Tamtejsi konserwatyści nie składają jednak broni. Starają się organizować obywateli, by wymuszali na „swoich posłach” respektowanie wartości i tradycji chrześcijańskich, do których wciąż odwołuje się zdecydowana większość mieszkańców tego kraju, i nieuleganie wpływom Brukseli i międzynarodowych organizacji.
Zagrzeb – Warszawa, wspólna sprawa
Przykład Chorwacji pokazuje, że nawet w niesprzyjających warunkach, przy odpowiedniej determinacji i pewności swoich przekonań, można odnieść sukces. Warto, żeby także polskie środowiska konserwatywne i katolickie poszły tym śladem i potrafiły z takim zapałem organizować się i budzić społeczeństwo do obrony wartości. Już dziś Polska jest wielkim polem walki z ideologią gender, z próbami zalegalizowania związków homoseksualnych, liberalizowaniem prawa aborcyjnego, a także promowaniem eutanazji i in vitro. Jesteśmy coraz częstszymi świadkami brutalnych ataków na Kościół katolicki i wartości patriotyczne, fałszowania naszej historii i lekceważenia bohaterów narodowych. Wygranie tej wojny cywilizacyjnej wymaga odważnych posunięć, umiejętności docierania do różnych środowisk i zachęcania młodych do „niewypisywania się z polskości”. Chorwaci pokazali, jak pokonać Goliata, Polacy muszą pójść za ich przykładem.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia.