Cuda w laboratorium?

2013/01/20

Możliwości technologiczne współczesnej nauki pozwoliły naukowcom na dokonywanie rzeczy, o których do tej pory mogliśmy jedynie czytać w książkach science-fiction. Praktyki te rodzą nowe problemy, wywołują żarliwe dyskusje i stawiają pytanie o granice ingerencji w naturę.

Eksperymenty medyczne doprowadziły m.in. do opracowania metody zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro, umożliwiły pozyskiwanie komórek macierzystych, wprowadzenie upraw roślin genetycznie modyfikowanych (GMO), oraz klonowanie. Spośród najbardziej drażliwych, a jednocześnie tak dojmująco aktualnych, bo wymagających regulacji prawnej problemów bioetyki, jak np. aborcja, eutanazja, czy in vitro, klonowanie wydaje się wywoływać najmniej skrajnych opinii i podziałów. Niektórzy zapewne wciąż umieszczają je w sferze niemożliwej do zrealizowania fantazji, ale większość przejawia instynktowny opór wobec tak zuchwałej ingerencji w procesy powstawania życia. Nie musimy znać szczegółów tej procedury, żeby zdawać sobie sprawę, że takie czysto techniczne, laboratoryjne wytwarzanie identycznych osobników całkowicie podważa porządek przyrody, godząc w naturalny sposób, w jaki przychodzą na świat istoty żywe. Klonowanie organizmów polega bowiem na tworzeniu identycznych pod względem materiału genetycznego osobników poprzez transfer jądra dowolnej komórki somatycznej dawcy do komórki jajowej, pozbawionej uprzednio DNA. Osobniki te stają się wiernymi kopiami dawcy.

Oprócz klonowania organizmów możliwe jest jeszcze klonowanie fragmentów DNA i linii komórkowych, chciałabym jednak skupić się na konsekwencjach, jakie przyniosłoby klonowanie człowieka. Sukcesy w klonowaniu ssaków (jako pierwszą sklonowano owcę Dolly w 1997 roku, ale klonowano również świnie, krowy, psy czy wilki) pokazują bowiem, że opracowanie metody klonowania istoty ludzkiej jest tylko kwestią czasu, i nie wszystkich pewnie odstraszą surowe zakazy prowadzenia badań w tym kierunku.

Kolaż: Dominik Różański

Nauka przeciwko klonowaniu Okazuje się, że nasze obawy podzielają naukowcy i dostarczają merytorycznych argumentów przeciwko ewentualnemu klonowaniu człowieka w przyszłości. Nawet „twórca” owcy Dolly, którego dokonanie wstrząsnęło całym światem naukowym, wypowiadał się przeciwko takiemu klonowaniu, uznając je za społecznie nieakceptowalne. Dlaczego powoływanie do życia ludzkich kopii budzi ostry sprzeciw większości uczonych, zwykle stawiających rozwój nauki i odkrywanie nowych metod postępowania na pierwszym miejscu? Sama liczba anomalii biologicznych wynikająca z klonowania reprodukcyjnego jest tak pokaźna, że może wystarczyć do jego odrzucenia. Praktyka ta byłaby całkowicie wbrew naturze, zaburzałaby bowiem stosunek pokrewieństwa, oraz eliminowałaby zmienność gatunkową, którą zapewnia rozmnażanie płciowe. Klon otrzymałby jedynie materiał genetyczny dawcy, a nie geny zrekombinowane, pochodzące od obojga rodziców, jak to się dzieje przy naturalnym zapłodnieniu. Zmienność gatunkowa warunkuje różnorodność osobniczą oraz zwiększa szanse lepszego przystosowania do warunków środowiska. Brak tego czynnika powodowałby stopniową degenerację gatunku ludzkiego i jego większą podatność na choroby czy zmianę otoczenia. Dlatego genetycy nie mają wątpliwości, ze klonowanie reprodukcyjne byłoby zagrożeniem dla człowieka.

Należy także pamiętać, że sama procedura klonowania jest niedoskonała i często dochodzi do poronień lub rodzą się osobniki obarczone poważnymi wadami genetycznymi. Dziedziczą też skłonności do tych samych chorób, co dawca.

Ponadto, dziecko powstałe w wyniku klonowania byłoby identyczne pod względem biologicznym z dawcą komórki (kobietą lub mężczyzną), który byłby jednocześnie jego rodzicem i jego bliźniakiem. Nietrudno przewidzieć, że gdyby klonowanie stało się powszechne, spowodowałoby rozpad istniejącego ładu społeczno – moralnego i upadek tradycyjnej rodziny. Bo oto dziecko, pomimo tego, że biologicznie miałoby tylko jednego rodzica, mogłoby teoretycznie mieć trzy matki: matkę – dawczynię jądra komórkowego, matkę – dawczynię komórki jajowej, oraz matkę nosicielkę. Kto miałby pełnić rolę rodzica? Jaka relacja łączyć powinna dziecko z rodzicem – dawcą materiału genetycznego? Gdzie miejsce na indywidualność w świecie zunifikowanych klonów?

By przepełnić czarę absurdu dodać jeszcze można, że ponieważ do takiego rozmnażania nie potrzeba gamet, mężczyźni staliby się zbędni, a małżeństwo heteroseksualne stałoby się kulturowym przeżytkiem. Na szczęście taki „nowy, wspaniały świat” pozostanie w sferze chorych fantazji, bo nikt poważnie nie rozważa upowszechnienia klonowania człowieka.

Pozostaje jeszcze ostatnia kwestia, dość oczywista do rozstrzygnięcia, niemniej często podnoszona przez osoby, które pojęcie klonowania znają jedynie w wersji obiegowej i spauperyzowanej. Dla nich stanowi ono nadzieję, że dzięki tej metodzie będzie można kiedyś przywracać do życia utraconych bliskich, zapewniając im swego rodzaju nieśmiertelność. Kult młodości, nieśmiertelności jest motywem przewodnim kultury masowej; śmierć jest dziś swoistym tabu, dlatego coraz trudniej sobie z nią radzić. Ludzie nie umieją dziś akceptować straty. Chcą, żeby wszystko było na zawsze, bo przecież „są tego warci”. W zeszłym roku pewne małżeństwo z USA sklonowało swojego psa, labradora, który dożył swoich lat, ale oni nie chcieli się z tym pogodzić. W Hollywood od dawna kręci się filmy o dzieciach przywracanych do życia zrozpaczonym rodzicom dzięki cudownym metodom lekarzy czy naukowców.

Takie pobożne życzenia to piramidalna bzdura, bo przecież klonować można jedynie genotyp, a nie OSOBĘ, będącą strukturą psychofizyczną, kształtowaną przez lata w interakcji ze środowiskiem. Nie da się klonować charakteru, sposobu bycia, indywidualnych cech, które miała konkretna istota. Osobowość kształtuje się w interakcji ze środowiskiem, rodziną, przyjaciółmi itd. Nawet gdyby klonowanie ludzi było możliwe, oznaczałoby to kopiowanie jedynie konstytucji biologicznej, odpowiadającej za wygląd i budowę ciała, skłonności do określonych chorób czy np. łysienia; inżynieria genetyczna nie jest w stanie zaprogramować cech osobowości.

W obronie godności człowieka

Uczeni mogą wysuwać argumenty natury technicznej, ekonomicznej (klonowanie jest bardzo drogą i nieefektywną metodą reprodukcji – Dolly była owocem ponad 200 prób), czy odwoływać się do obecnego stanu wiedzy, który przecież kiedyś może się znacznie zmienić. Nie sięgają natomiast po argumenty natury moralnej. Dlatego etyka personalistyczna, która bierze w obronę człowieka, zadaje pytanie o status potencjalnego klonu, pyta, co daje nam prawo, by do klonowania się uciekać, jest tutaj koniecznym dopełnieniem. Niezależnie od tego, jaki cel nam przyświeca – czy miłość własna, czy rozwój nauki dla dobra człowieka, dopuszczając taką metodę uprzedmiotawiamy to nowe istnienie, traktując je jako środek do osiągnięcia określonego celu, co jest niedopuszczalnym zamachem na godność i nienaruszalność osoby ludzkiej. Żadna korzyść nie jest w stanie usprawiedliwić instrumentalnego potraktowania człowieka, pogwałcenia faktu, że stanowi on wartość samą w sobie. A powołanie istoty do życia metodą klonowania byłoby zawsze stawianiem jej już w punkcie wyjścia w gorszej, podrzędnej sytuacji. Byłaby w końcu jedynie kopią istniejącego oryginału. Czy przyznalibyśmy tę samą wartość kopiom, co oryginałom? Czy otoczylibyśmy je należytym szacunkiem, zapewnili im równy start? De facto klonowanie nigdy nie mogłoby być działaniem w interesie powstającego klonu, bo jego instrumentalizacja wpisana jest nieodłącznie w samą procedurę. Kopiowanie wyklucza miejsce na indywidualność, odbiera więc takiej kopii możliwość zbudowania własnej tożsamości, gdyż zawsze pozostanie ona w relacji zależności od oryginału, co daje szerokie pole do nadużyć.

Klonowanie jest zatem ewidentnym przykładem przyjęcia niewłaściwej hierarchii wartości – punktem odniesienia nie jest dobro i ochrona każdej istoty ludzkiej, ale zabsolutyzowana nauka i zachłyśnięcie się własnymi możliwościami. Dlatego papież Jan Paweł II nazwał takie praktyki zarozumialstwem. Poszanowanie godności każdej osoby i jej niezbywalnej wartości powinno zawsze wyznaczać granice i kierunek naszych działań. Na nas spoczywa odpowiedzialność, by jej bronić, a nie tylko kierować się prostym rachunkiem korzyści i strat, czy też testować granice swoich mocy stwórczych.

Nauka ma służyć człowiekowi, a nie wykorzystywać go by realizować inne cele. Postęp nie jest wartością samą w sobie. Wielu naukowców tymczasem uważa, że ich rzeczą jest pomnażać wiedzę, dostarczać rozwiązania, natomiast etycznym wartościowaniem owoców ich badań i przewidywaniem ich konsekwencji powinny się zająć instytucje albo rządy poszczególnych państw. Historia dostarcza aż nadto przykładów takiej „nauki bez sumienia”, pozostaje więc mieć nadzieję, że będą wystarczającą przestrogą przed zagubieniem moralnych drogowskazów.

Katarzyna Ćwik

Artykuł ukazał się w numerze 03/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej