Były minister kultury Waldemar Dąbrowski w końcowym okresie urzędowania tęgo namieszał, doprowadzając m.in. do konfliktu w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.
Rys. Jacek Frankowski
Gdy sam był dyrektorem naczelnym TW – OP przeprowadził sporo niejasnych interesów z niejakim Kulczykiem Janem. Po awansowaniu na ministra, piastowane stanowisko scedował na współpracownika, dyrygenta Jacka Kaspszyka, myśląc, że będzie mu posłuszny. Wkrótce dyrygent poczuł moc władzy i przestał byłego pryncypała słuchać. Z taką sytuacją Dąbrowski nie mógł się zgodzić, przeto Kaspszyka zwolnił, proponując objęcie wakującego stanowiska przez reżysera Mariusza Trelińskiego. Jednak ten przyjęcie funkcji obwarował zastrzeżeniem, że wyrazi zgodę, gdy dyrektorem naczelnym zostanie Sławomir Pietras – dyrektor opery poznańskiej. Minister warunek przyjął, Pietrasa mianował, dorzucając im dyrygenta Kazimierza Korda. W taki sposób z jednego dyrektora zrobiło się trzech. Pracę rozpoczęto zgodnie, ale rychło wyszło na jaw, że każdy z nich ma swoje interesy trudne do pogodzenia.
Na pierwszą premierę w roku 2006 Treliński zaplanował wystawienie opery Wozzeck, austriackiego kompozytora, Albana Berga, w której goli tancerze mieli wykonywać figury na oczach dziecięcego chóru. Rodzice zaprotestowali przed tym, by ich pociechy uczestniczyły w spektaklu porno. Sprawa oparła się o nowego ministra kultury Kazimierza Ujazdowskiego. Konflikt dyrektorsko-programowy narasta, a premiera tuż, tuż…
Operą powinien rządzić muzyk, a nie jakiś Pietras-menadżer lub Treliński-reżyser, a Operą Narodową taki człowiek, któremu bliska jest twórczość rodzima. Ileż to oper polskich czeka na wystawienie, spoczywając dziesiątki lat w archiwach?
Od niemieckiego słowa Plastilin, w języku polskim powstało słowo plastelina. Określa ono bezbarwną lub barwną masę, złożoną z gliny, wosku, oliwy i mielonej siarki, odporną na wysychanie i podatną na wielokrotne formowanie.
Jednak, jak pokazuje życie, nie tylko owa masa podatna jest na formowanie. Okazuje się bowiem, że i niektórzy ludzie posiadają cechy plasteliny, ale – o ile plastelinę trzeba formować, o tyle oni formują się sami.
Ludzi z plasteliny mamy wokół siebie pełno. Weśmy na przykład taką Hannę Gronkiewicz- Waltz. Współczynnik uplastelinowienia bardzo wysoki. Może ona być politykiem, prezesem banku, może przejawiać żarliwą religijność i godzić ją z popieraniem mniejszości seksualnych, może wyrażać swe myśli w doktrynie liberalnej lub konserwatywnej, może ubiegać się o urząd prezydenta wszystkich Polaków lub stawisko prezydenta wszystkich Warszawiaków. Człowiek z plasteliny dobry jest na każdą okazję. Miluśko znajdować się w ich otoczeniu?
Człowieka będącego zwolennikiem postępu nazywamy osobą postępową. Często mówimy: „postępowy pisarz”, „postępowy artysta”, „postępowy uczony”, „postępowy umysł”… Względem ludzi postępowych tworzących grupy stosujemy określenie: „stronnictwo postępowe”, „siły postępowe”, „postępowa partia”… Tak mniej więcej definiowane jest słowo „postępowy” w słowniku języka polskiego.
Życie jest jednak bardziej twórcze niż naukowe areopagi. Oto niedawno zatroskani dziennikarze wysoko nakładowych tygodników odkryli nowe znaczenie słowa „postępowy”, „postępowość”. Od początku 2006 roku oznaczać ono będzie negatywny stosunek do Radia Maryja i rządu premiera Marcinkiewicza.
Były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, pochodzący, jak wiadomo, z prostej rodziny, zawsze demonstrował lewicowe przekonania. Jeszcze jako premier jednego z landów, tak starał się wszystkich uszczęśliwiać, że doprowadził ten land na skraj katastrofy. Niczego to jednak nikogo nie nauczyło i wkrótce powierzono mu ster państwa. Ten mąż stanu – jak się okazało – miał jeden cel całkiem osobiste bogacenie się.
Dzisiaj jako przyjaciel Putina dostał w Gazpromie stanowisko prezesa rady dyrektorów w firmie budujacej gazociąg pod dnem Bałtyku oczywiście za godziwym wynagrodzeniem. Nie szkodzi, że państwowy kontrakt zamienił na całkiem prywatne zyski, nie szkodzi, że jego współpracownikiem będzie agent enerdowskiej Stasi. Ważne, że tak wygląda nowa, typowo lewicowa moralność!
(sd)
Artykuł ukazał się w numerze 1/2006.