Codzienność wymaga ode mnie wychodzenia poza moje strefy komfortu. Niestety, coraz częściej cierpi na tym moja wiara i relacje z innymi ludźmi. Coraz częściej obserwuję, jak wielu z młodych ludzi wstydzi się udziału w niedzielnej eucharystii, wykonania znaku krzyża, gdy rozpoczyna podróż czy zwykłego skinienia głowy przechodząc w pobliżu kościoła. Mogę śmiało stwierdzić, iż jestem jednym z chodzących świadków, pisanej na nowo, historii moralnego upadku człowieka.
Wydawałoby się, że człowiek jest wolny. Ma swoje zdanie, swoje priorytety, ale czy szanuje zdanie drugiego, nawet znienawidzonego człowieka czy widzi w nim brata, którego winien kochać? Nie! To przecież takie staromodne. Tylko „mohery” tak robią, a ja nie jestem jak oni. Nic bardziej mylnego!
W 2014 roku miała miejsce premiera pierwszego z serii filmów pt. Bóg nie umarł. Wydawało się wtedy, że dyskryminacja ze względów religijnych jest rzadkością. Myślano, iż to tylko sytuacje wymyślone przez twórców z Hollywood. Okazało się jednak, że to nasza nowa rzeczywistość…
Każdego dnia, jeżeli bym się postarała, dotarłabym do nowych informacji na temat zachowań chrystianofobicznych. Czym jest ten termin? Spieszę z wyjaśnieniem. Chrystianofobia jest to lęk lub nienawiść skierowana przeciw chrześcijanom. Może mieć różne podłoża, ale ja skupiam się z reguły na podłożu o charakterze religijnym lub ideowym. Całkiem niedawno opisywałam sytuację chrześcijan w północnej części Nigerii, a jest ona tylko wierzchołkiem góry lodowej.
Od dnia, w którym po raz pierwszy miałam kontakt z produkcją, jaką jest wyżej wymieniony film, nie mogłam zrozumieć, jak ludzie mogą być aż tak wrodzy wobec siebie nawzajem. Nadal nie do końca to rozszyfrowałam, ale to uroki życia w świecie przepełnionym jazgotem informacyjnym. Za dużo newsów, a za mało wartościowej treści.
W filmie, tak prawdę mówiąc, tylko trzy sceny przykuły moją uwagę. Nie, nie była to żadna ze scen, w których główny bohater, John, stara się udowodnić istnienie Boga na zajęciach u profesora – zagorzałego ateisty, w sposób naukowy. Nic w tym szczególnego… Jednak, to właśnie podczas swojej walki w obronie Boga i Jego istnienia, zadał profesorowi pytanie: co się z Panem stało? Uzyskał wtedy dwuznaczną odpowiedź: najbardziej zagorzałymi ateistami jesteśmy my, byli chrześcijanie, którym spadły klapki z oczu.
Na koniec ostatniego wystąpienia, John zadał profesorowi jeszcze jedno pytanie: jak można nienawidzić kogoś, kto nie istnieje? Właśnie, jak można nienawidzić Boga, skoro nie istnieje?! Otóż, okazuje się, że można. Nie musimy daleko szukać. Spójrzmy na postulaty liderek strajku kobiet – Boga nie ma, on o niczym nie decyduje, ale zniszczmy kościoły, bo na to zasłużyły. Ciekawe, jakby zareagowały, gdyby okazało się, że jednak Bóg istnieje, a one miały klapki na oczach i szły jak owce na rzeź prowadzone?
Świat pędzi w zawrotnym tempie, a ja zadaję sobie pytanie – skoro wszystko można kupić, to czy wszystko jest na sprzedaż? Tak jak w przypadku bohatera pierwszej części Bóg nie umarł widzę moment podjęcia decyzji - albo idę łatwą drogą i unikam konfrontacji z problemami, albo staję w obronie wyznawanych przeze mnie wartości i ruszam ścieżką, którą kroczą nieliczni. Można mieć wszystko na wyciągnięcie ręki, ale nie warto wyzbywać się wiary i życia wiecznego w zamian za lajki, komentarze, czy dodatkowe zera na koncie.
Wiem, że nie jest łatwo wychodzić poza schemat posłusznego organizmu z głową w smartfonie, ale uwierz, warto łamać schematy i bronić tego, czego inni nienawidzą. Ja mogę spokojnie powiedzieć Nie wstydzę się Jezusa, a ty, jesteś w stanie to powiedzieć?
Zapraszam do obejrzenia zwiastunu filmu:
/mwż