Pytanie: kim jest człowiek? – jest zasadne przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – stawia je sobie każdy człowiek. I po drugie – odpowiedź na to pytanie jest przeobficie wypełniona treścią.
W człowieku można dostrzec samonarzucającą się prawdę o nim samym, mówiącą, iż nie ma nic cenniejszego ponad niego. Przyjęło się, że ową „cennością” człowieka, której nie sposób przecenić, jest jego niezbywalna godność. Dlatego też ludzka godność samorzutnie staje się najwyższą wartością, jaką my wszyscy zostaliśmy obdarowani – obdarowani nie dla innych celów, jak tylko dla tego jedynego, zawsze niepowtarzalnego: uszanowania godności każdego człowieka. Godność ludzka jest więc celem samym w sobie; jest zatem zobowiązaniem nie do podważenia, a to oznacza, że definiuje etyczno-społeczną zasadę, której treścią jest ów najwznioślejszy cel. Z tego względu ludzką godność nazywa się po prostu celową zasadą etyczno-społeczną.
Ludzka godność nie pozwala nigdy uczynić człowieka żadnym środkiem dla innych celów. Ta sama ludzka godność domaga się uszanowania integralności cielesnej, strzeżonej nie czymś innym, jak tylko nienaruszalną jednostkową wartością życia psychofizycznego. Ludzka godność zapewnia również nietykalność społeczną, o ile człowiek sam nie występuje przeciw nietykalności drugiego. Z racji rozumności i naturalnego dążenia do prawdy ludzka godność dla pełnego rozwoju osobowego potrzebuje wolnego wyboru, aktualizującego się zwłaszcza na płaszczyźnie religijnej i moralnej. Powoduje to, że busolą człowieczego losu jest świadectwo jego sumienia.
Godność człowieka jest tak wielka, że sam Bóg w Jezusie Chrystusie zechciał stać się człowiekiem po to, aby człowieczeństwu przywrócić to wszystko, co on – grzeszny człowiek sam sobie odebrał. Syn Boży nie wstydzi się człowieczeństwa, co więcej, przebóstwiając je, nadaje mu nadprzyrodzony charakter. Dlatego uznaje się podwójny wymiar ludzkiej godności: ten przyrodzony, związany ze społeczną naturą człowieka, oraz ten nadprzyrodzony – wiążący człowieka, cały rodzaj ludzki z Bogiem. Każdy człowiek nosi zatem w sobie podwójny „obraz”. Najpierw „obraz” wszystkich ludzi ze względu na wspólność natury, a następnie „obraz” samego Boga, który w mocy Ducha Świętego uwidacznia Chrystusowe Oblicze roziskrzone światłem stwarzającym, wcielającym i zbawiającym.
Ks. Bogusław Drożdż/kw