W dzisiejszych czasach, gdy tak bardzo brakuje silnych i prawych osobowości, był autorytetem nie do zastąpienia. Pierwszy marszałek Senatu RP po 1989 r., orędownik spraw Polaków na obczyźnie, zmarł 6 kwietnia w wieku 84 lat.
Wiadomość o jego śmierci wszystkich zaskoczyła, choć wiedzieliśmy, jaki jest jego stan zdrowia. Po prostu zdążył nas przyzwyczaić do tego, że staje się słabszy fizycznie. Mimo upływających lat wciąż funkcjonował w życiu publicznym, świetnie zorientowany w rzeczywistości i bardzo aktywny. Dziennikarzom udzielał odpowiedzi na dowolny temat. Znakomicie sobie radził na inwalidzkim wózku czy posługując się kulami. Wydawało się, że trochę wstydził się tej niedołężności. Nie dawał jej przyzwolenia, bo to był silny człowiek, z charakterem. Twardziel z pokolenia Kolumbów. Nazywano go także patriarchą z fantazją szwoleżera.
– Profesor Stelmachowski niczego w swoim życiu nie robił dla kariery, ale z moralnego obowiązku służył sprawiedliwości i prawdzie – powiedział Prymas Polski, kardynał Józef Glemp, podczas uroczystości pogrzebowych.
To Polska od nich „odjechała”
Żołnierz Armii Krajowej, człowiek ze ścisłego grona doradców Prymasa Tysiąclecia, członek grupy doradców „Solidarności” w Sierpniu80, i wielki przyjaciel Polonii, której sprawom był oddany do końca. Przez osiemnaście lat kierował Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”, którego był założycielem. Dopóki starczało mu sił na wyjazdy, wyruszał na Białoruś, Litwę i Ukrainę, niosąc pomoc materialną i duchowe wsparcie mieszkającym tam Polakom. Na samej Białorusi
Polaków jest prawie milion. Protestował przeciwko argumentom rządu litewskiego, który twierdził, że tłumaczenie na język polski litewskich podręczników jest zbyt kosztowne.
– Nie można uczyć się angielskiego z podręcznika napisanego po niemiecku – dowodził z uporem władzom w Wilnie.
Fot.: Dominik Różański
Pomagał budować polskie szkoły, być dumnym z polskości. Rozumiał też wzburzenie Polaków, gdy mówiono, że stanowią Polonię.
– Nie jesteśmy wychodźstwem – podkreślali Polacy zza Buga. – Nigdy z Polski nie wyjeżdżaliśmy. To Polska od nas „odjechała”, gdy po wojnie zmieniły się granice państwa.
Wiedział o tym. Rozumiał ich i podziwiał. Długo i uparcie walczył o Kartę Polaka dla rodaków mieszkających na Wschodzie. W końcu się jej doczekał.
Nie mylcie interesów
Bardzo przeżywał podział, jaki nastąpił w Związku Polaków na Białorusi.
– Mamy jeden związek, a dwa zarządy. Jeden uznawany przez władze białoruskie, drugi przez polskie – tłumaczył. – Związku uznawanego przez władze polskie nie chcą uznawać władze białoruskie, a władze polskie nie uznają zarządu utworzonego pod auspicjami władz białoruskich. To jest chore.
Tłumaczył, że na podziałach cierpi przede wszystkim działalność oświatowa i kulturalna. Zalecał politykom delikatność. Dowodził, że z powodu takiego postawienia sprawy krzywdę czują Polacy, którzy nie chcą być wykorzystywani politycznie przez żadną ze stron ani nazywani przez Białorusinów „piątą kolumną”. Interesuje ich bowiem tylko polska kultura, tradycja i język. Chcą posyłać dzieci do polskich szkół, by uczyły się języka dziadków. Czy go słuchano? Nie bardzo.
– Sytuacja jest dodatkowo skomplikowana, bo jest tam olbrzymia liczba małżeństw mieszanych – tłumaczył profesor Stelmachowski.
Mówił, że nawarstwiają się problemy religijne, językowe.
– Nie jest nam na rękę tworzenie nowych podziałów.
Tym, którzy chcieli zbijać kapitał polityczny na istniejących podziałach, tłumaczył, że nie można rozpatrywać sytuacji Polaków na Białorusi w kontekście białoruskiej opozycji.
– Białoruska opozycja polityczna to jest inna kwestia, a sprawa naszych rodaków to zupełnie co innego – podkreślał.
Jednak interesy polskich partii politycznych górowały nad chęcią zrozumienia sytuacji, w jakiej w wyniku rozłamu znalazł się związek Polaków. Przypominam te sprawy, bo zabrakło już profesora Stelmachowskiego, i nikt nie ma takiej odwagi jak on, żeby iść pod prąd.
Ameryka go kochała
A pod prąd szedł zawsze. Czasami był trudnym partnerem. Rozumiał problemy Polaków rozrzuconych po świecie bardziej niż inni politycy. Ameryka go kochała i do dzisiaj opłakuje, choć nie zawsze zgadzał się z przewodniczącym Polonii amerykańskiej, zmarłym już Edwardem Moskalem. Podziwiał go jednak za podejmowanie działań w obronie dobrego imienia Polaków, niszczonego za oceanem przez niektóre grupy. Wiedział, że Moskal walczył z antypolonizmem.
W atmosferze zajadłej nagonki na Moskala żadna z gazet wychodzących w Polsce, trzymając linię „poprawności politycznej”, nie odnotowała, że podczas Ogólnoświatowego Kongresu Polonii, jaki Stelmachowski zorganizował w latach 90. w Pułtusku, delegaci z całego świata zgotowali Moskalowi za tę postawę owację na stojąco.
– Różne są oceny (byłego) prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, Moskala, ale to, że przyszyto mu łatkę totalnego antysemity, to oczywiście bzdura, i profesor Stelmachowski również oponował. Mówił, że można mieć krytyczne poglądy, jeśli chodzi o posunięcia prezesa, ale to nie znaczy, żeby kogoś dyskwalifikować na podstawie etykietki. On to również głosił publicznie, czym sobie nie zyskiwał życzliwości w pewnych kręgach. Ale robił to, bo był z gruntu człowiekiem odważnym i uczciwym – powiedział o zmarłym profesorze Wojciech Białasiewicz, redaktor naczelny „Dziennika Związkowego”, organu KPA.
Bogu, Ojczyźnie i „Solidarności”
Był prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Poznańskiego. Studia prawnicze odbywał najpierw w latach 1943–1944 w podziemnym Uniwersytecie Warszawskim. Naraził się władzy ludowej w 1957 roku za udział w pielgrzymce prawników na Jasną Górę. Spotkała go kara pozbawienia nominacji sędziowskiej i wstrzymania naukowego awansu. Legły w gruzach marzenia o profesurze na Uniwersytecie Warszawskim, bo Gomułka stwierdził, że katolik może być profesorem, ale nie w Warszawie. Profesorem warszawskiej uczelni został w 1969 roku.
Kiedy narodziła się „Solidarność”, był jednym z działaczy Klubu Inteligencji Katolickiej, który zjawił się na Wybrzeżu z pisemnym poparciem KIK dla robotników strajkujących w Stoczni Gdańskiej. Profesor Stelmachowski tak wspominał Sierpień80.
– Gdy tam pojechałem, natychmiast posadzono mnie, by napisać pierwszy projekt statutu. I na lichej maszynie do pisania, gdzieś na zapleczu, z Wiesławem Chrzanowskim pisaliśmy tekst końcowy statutu, a wszyscy biegali, bo akurat w głównej sali podpisywano porozumienie ze stroną rządową – wspominał Stelmachowski.
Podkreślał, że był to statut dla związków zawodowych Wybrzeża, bo Wałęsa był pewien wówczas tylko swojego regionu.
– Nie wiadomo było, co się w Polsce dzieje. Łączność telefoniczna została urwana. Dopiero kiedy 17 września zorganizowano większe zebranie, na które przyjechali ludzie z całej Polski, zapadła decyzja o powołaniu ogólnopolskiej organizacji związkowej. Pamiętam wypowiedź jednego delegatów: „Musicie zrobić jeden związek na całą Polskę, inaczej nas rozwałkują” – wspominał Stelmachowski.
Związkowców ujął prostolinijnością i skutecznością.
– Nie komplikował, a rozjaśniał wszystko, co się rozjaśnić dało – wspomina tamte czasy Lech Wałęsa. – Radził, jak prostymi drogami iść do celu. Mówił do nas czytelnie, a nie jakoś profesorsko-skomplikowanie – dodaje Wałęsa.
Był jednym z inicjatorów Okrągłego Stołu. W latach 80. rozpoczął w tej sprawie poufne rozmowy z Józefem Czyrkiem, sekretarzem KC PZPR. Po przełomie został pierwszym marszałkiem odrodzonego Senatu, potem ministrem edukacji w rządzie Jana Olszewskiego. W lutym 2007 roku był doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. Polonii.
Z inspiracji profesora doszło do przekazania insygniów niepodległej Rzeczpospolitej przez ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, pierwszemu prezydentowi III RP Lechowi Wałęsie w grudniu 1990 roku.
– Po prostu dobry człowiek. Jako duchowny dziękuję mu za jego świadectwo wiary wobec naszych rodaków na różnych kontynentach – mówi biskup Ryszard Karpiński, przewodniczący Zespołu ds. Pomocy Katolikom, na Wschodzie.
W 2006 roku profesor Stelmachowski otrzymał order św. Grzegorza Wielkiego, najwyższe odznaczenie, jakie może otrzymać od papieża osoba świecka.
Wiele lat życia profesor Stelmachowski oddał służbie Kościołowi. Był doradcą Episkopatu, pracował m.in. w Prymasowskim Komitecie Budowy Kościołów. A kiedy biskup Orszulik zaproponował, by przyznać profesorowi jakieś wynagrodzenie, ten odmówił:
– Dla mnie to honor służyć Kościołowi – powiedział.
Angażował się w realizację programu episkopatów państw zachodnich na rzecz polskiego rolnictwa. Uczestniczył w spotkaniach i konferencjach organizowanych przez Duszpasterstwo Rolników.
– Był człowiekiem zdecydowanie broniącym własnych poglądów. W sprawach pryncypiów i zasad był twardy, choć zawsze otwarty na argumenty przeciwne – wspomina zmarłego marszałek Senatu, Bogdan Borusewicz.
Profesor Stelmachowski był doktorem honoris causa Sorbony, UKSW i uniwersytetu w Ferrarze. Kawalerem najwyższego polskiego odznaczenia Orderu Orła Białego.
Alicja Dołowska
Artykuł ukazał się w numerze 05/2009.