Łupki, łupki, łupki…, czyli nowa mantra

2014/05/16

W USA dla potrzeb eksploatacji gazu łupkowego nie trzeba było zmieniać żadnego prawa. Dlaczego? Czy gaz łupkowy nie zmienił tam relacji ekonomicznych? Tak, zmienił. Zostały one jednak wcześniej ujęte w uniwersalnych przepisach, które można zastosować w dowolnej sytuacji. Takie rozwiązanie prawne w Polsce jest niemożliwe. Każdorazowo sprzeciwia mu się większość parlamentarna.

Najpierw przełomowy miał być r. 2012, potem następny, a teraz 2014. Po r. 2014 program ujęcia i zagospodarowania krajowych zasobów gazu łupkowego stanie się powszechnym tematem szyderstwa i przykładem oszustwa na miarę bajki Andersena.

Od rządu poczynając, a kończąc na mediach kilka już lat słychać nieustannie powtarzane zaklęcie: łupki, łupki, łupki… Jest ono jak mantra ze wschodniej praktyki duchowej, która ma pomóc w opanowaniu umysłów i uspokojeniu na drodze do szczęśliwości, jaką mamy dzięki łupkom osiągnąć. Stać się to może za sprawą przewodnika i nauczyciela, którym jest guru. Rolę tę pełnią kolejni ministrowie środowiska i ich zastępcy na stanowisku Głównego Geologa Kraju. Celem tego spektaklu jest próba powtórzenia w naszym kraju sukcesu gazu łukowego z USA. To, że Polska pod każdym względem jest krajem innym, mało kogo interesuje. Mówi się, pisze, ogłasza, proponuje i nakazuje, że ma być jak w Stanach Zjednoczonych. Pomińmy obiektywne różnice w budowie geologicznej obu krajów i dla uproszczenia tych rozważań załóżmy, że choć pod tym względem niczym się nie różnimy. Przyjrzyjmy się jednak innym porządkom, prawom i postanowieniom, które zadecydowały, że jest akurat tak, a nie inaczej.

Rząd USA
Gazem łupkowym nigdy się nie zajmował. Owszem, wie o jego sukcesach. Żaden jednak minister ani sekretarz stanu nikomu niczego nie nakazywał, nikogo nie mobilizował ani nie zmieniał obowiązującego pod tym względem prawa. Po prostu, prywatni inwestorzy sami wszystko wzięli na swoje ryzyko. Rząd jeżeli się o tym dowiadywał, to ze statystyki, z mediów i spadku cen na gaz ziemny w wyniku procesu jego eksploatacji. Sprawa gazu łupkowego od samego początku była przedsięwzięciem prywatnym i takim pozostała po dzień dzisiejszy. Rząd USA nie wydał na ten cel ani jednego dolara. Istotę amerykańskiej władzy dobrze ilustruje anegdota pochodząca jeszcze z czasów PRL. Naszemu korespondentowi wydano polecenie, aby na konferencji prezydenta USA zadał mu takie pytanie, na które nie będzie on mógł mu odpowiedzieć. Nasz redaktor po głębszym zastanowieniu się zadał Johnowi Kennedy’emu następujące pytanie: Ile gwoździ produkuje się w USA? Ten słysząc to, wybuchł serdecznym śmiechem i powiedział: Po co mi to wiedzieć? Ta wiedza do niczego nie jest mi potrzebna! Rząd gospodarkę pozostawia w rękach biznesmenów i oni się tym martwią. Prezydentowi i państwowej administracji również wiedza na temat gazu łupkowego, jak w tej anegdocie, do niczego nie jest potrzebna.

Kiwający osioł
Żuraw, który pompuje ropę naftową z otworu wiertniczego, w USA jest nazywany „kiwającym osłem”. Polskie i zagraniczne delegacje odwiedzające Texas i inne stany, gdzie wydobywa się produkty naftowe, wspominają, że „kiwający osioł” jest na wielu sąsiadujących ze sobą posesjach, działkach i terenach. Stanowią one prywatną własność i dlatego każdy, kto chce się wzbogacić na produktach gazowo-naftowych, ma prawo do tego rodzaju inwestycji. Własność prywatna gruntu dotyczy tam wszystkiego, co jest pod nim, aż do fizycznej granicy możliwości wydobycia czegokolwiek, co znajduje się poniżej terenu tej działki. Ponieważ chęć wzbogacenia się jest w USA naturalnym czynnikiem prawie wszelkiej działalności, „kiwających osłów” pracuje tam bez liku. To zrozumiałe, że nikt o zdrowych zmysłach nie protestuje przeciwko własnym inwestycjom. Jeżeli nawet w jakikolwiek sposób wpływają one na sąsiada, to proponuje mu się udział w tym interesie, który ma zaspokoić jego pretensje, postulaty i żądania. Owszem, potrzebne jest zgłoszenie projektu do odpowiedniego urzędu oraz składanie do niego okresowych sprawozdań z postępu robót i ich wyników. Czyni się to ze względów statystycznych i wymagań bezpieczeństwa, a nie kontroli. Ta polega tylko na opodatkowaniu sprzedanego surowca, którego na ogół ze względu na ilość i tak nie da się ukryć. Są to podstawowe przesłanki decydujące o zaangażowaniu prywatnego kapitału. Jego czołowym przedstawicielem był grecki miliarder Georg P. Mitchell. Działał on wyłącznie z własnej inicjatywy.
Nikt z rządu nawet o tym nie wiedział. Mitchell był pionierem w wydobywaniu gazu ziemnego metodą szczelinowania. Założył w 1980 r. firmę Mitchell Energy & Development Corp., która rozpoczęła eksploatację gazu z łupków w Stanach Zjednoczonych z zastosowaniem szczelinowania. Pomyślne rezultaty utorowały mu drogę do eksploatacji gazu ze skał o niskiej przepuszczalności. Zapewniło to rozwój firmy, którą w 2002  r. kupił koncern Devon Energy za 3,5  mld dolarów. Zmarły w ubiegłym roku miliarder miał 94 lata. W USA cieszył się on zasłużoną sławą. Dzięki jego pomysłowi amerykański gaz stał się o 50% tańszy i kraj ten z importera przekształcił się w eksportera tego surowca, zarabiając kolejne miliardy dolarów. Wymierzona w osobę miliardera krytyka wszelkich ekologów traktowana jest tam jako gospodarczy kabaret, z którego wszyscy się śmieją, ale nikt go nie traktuje poważnie.

Polskie realia
Zamiast prywatnej inicjatywy, jak w USA, u nas jest mobilizacja spółek skarbu państwa, którym minister każe zająć się tym tematem. Dochodzi nawet do tego, że podczas rokowań na temat dostaw gazu ziemnego do Polski Rosjanie ujawniają swoje zamiary względem rurociągu Jamał II, na co premier dymisjonuje swego ministra, a następnie prezesa PGNiG. W USA byłoby to nie do pomyślenia. Jakimiś ważnymi umowami swoich firm zapewne rządowi urzędnicy się interesują, ale gdyby zażądali z tego powodu dymisji któregoś prezesa firmy, wybuchłby skandal, a wnioskodawca natychmiast zniknąłby z areny politycznej. W USA kapitał jest niezależny od polityki, a jeżeli nawet do takiej zależności dochodzi, to raczej w odwrotnym porządku – to kapitał ma wpływ na politykę. U nas niewiele się pod tym względem zmieniło od czasów PRL. Przedtem decydował o tym pierwszy sekretarz PZPR, teraz jego miejsce zajmuje premier i z tym samym skutkiem kieruje „niezależnymi” spółkami skarbu państwa, które tworzą trzon polskiej gospodarki.

Własność gruntu
Zgodnie z prawem europejskim za prywatną własność uznaje się grunt tylko do głębokości 30 cm, czyli na głębokość wbicia łopaty. Jeżeli ktoś na swoim terenie wykopie kilogramowy samorodek złota, to jest on własnością państwa, a nie tej osoby. Podobnie dzieje się z wszystkimi zasobami, jakie znajdzie prywatny właściciel na swojej działce. Nie jest on zainteresowany wydobyciem czegokolwiek, bo co tu dużo ukrywać, poza kłopotami nic z tego nie ma. Te kłopoty to hałas górniczego sprzętu, rozjeżdżone drogi, odwodniony teren i zapylone powietrze. Przeciwko temu właściciel gruntu protestuje i trzeba powiedzieć, że jest to na ogół protest ze wszech miar uzasadniony. Dotyczy on poszukiwań gazu łupkowego, węgla brunatnego i każdej innej kopaliny. W ten sposób osiąga się stan górniczego paraliżu inwestycyjnego.

Zmiana prawa
W USA dla potrzeb eksploatacji gazu łupkowego nie trzeba było zmieniać żadnego prawa. Dlaczego? Czy gaz łupkowy nie zmienił tam relacji ekonomicznych? Tak, zmienił. Zostały one jednak wcześniej ujęte w uniwersalnych przepisach, które można zastosować w dowolnej sytuacji. Takie rozwiązanie prawne w Polsce jest niemożliwe. Każdorazowo sprzeciwia mu się większość parlamentarna i to niezależnie od tego, jakie ugrupowania ją tworzą. Zasada jest taka, że prawo polskie tworzy się dla aktualnej sytuacji. Jutro sytuacja się zmienia, zmieniamy prawo. Ponieważ zmienia się ona bez przerwy, stosownie do tego zmienia się prawo geologiczne i górnicze. Jest ono już czwarty raz zmieniane od chwili jego ustanowienia w 2012 r. Krytyka tego stanu rzeczy wywołuje irytację polityków. Uniwersalizm prawny w przeciwieństwie do USA jest u nas wręcz zabroniony. Nieustabilizowane prawo powoduje, że najważniejsze koncerny światowe z USA uciekają od nas do… Rosji! W ten sposób, przy pomocy tak tworzonego prawa osiąga się skutek odwrotny od zamierzonego.

Łupkowa porażka
W tej sytuacji powtarzanie mantry: „łupki, łupki, łupki…”, być może poprawia nastrój decydentom rządowym, którzy usiłują wierzyć w jej nadprzyrodzoną skuteczność. Dzieje się tak na początku każdego roku. Z archiwalnych materiałów wynika, że najpierw przełomowy miał być r. 2012, potem następny, a teraz 2014. Ponieważ przysłowie mówi, że do trzech razy sztuka, po r. 2014 program ujęcia i zagospodarowania krajowych zasobów gazu łupkowego stanie się powszechnym tematem szyderstwa i przykładem oszustwa na miarę bajki Andersena. Po prostu każdy zobaczy, że łupkowy „król” jest nagi. Jest to smutna refleksja, ale nieuchronna dla podejmowania działań na tym kierunku. Na koniec trzeba zauważyć, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej lekcja gazu łupkowego będzie mogła być dużo lepiej wykorzystana na przyszłość dla usprawnienia i zagospodarowania pozostałych jeszcze surowców naturalnych naszego kraju.

 

Adam Maksymowicz

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej