Co ósma rodzina w Polsce żyje na granicy minimum egzystencji. Sytuacja demograficzna już nawet nie jest zła, ale wręcz katastroficzna. Od 1984 roku maleje liczba urodzeń, co skutkuje brakiem prostej zastępowalności pokoleń. Quo vadis polska rodzino?
Fot. Tomasz Gołąb, Fot. Artur Stelmasiak
Coraz częściej spotkać można w piaskownicy dwoje dziadków, którzy z troską patrzą, jak ich jedyny wnuk bawi się… sam. Bo rówieśników zabrakło. W 2002 r. w Polsce było 14 mln 244 tys. dzieci, o 405 tys. mniej niż w roku 1988. Rok 2005 był siódmym z kolei, w którym odnotowano ubytek rzeczywisty ludności, a jednocześnie czwartym, w którym wystąpił ujemny przyrost naturalny. Tylko w latach 2000-2005, w wyniku niskiego przyrostu naturalnego oraz ujemnego salda migracji zagranicznych, liczba ludności Polski zmniejszyła się o 106 tys. Do 2020 r. liczba ludności zmniejszy się już o milion osób, a w następnej dekadzie (lata 2020-2030) o kolejne półtora miliona; w 2030 r. ludność Polski może spaść do 35 mln 693 tys.
Coraz częściej spotkać można w piaskownicy dwoje dziadków, którzy z troską patrzą, jak ich jedyny wnuk bawi się… sam
Fot. Artur Stelmasiak
Zahamowanie procesów prodzinnych
Liczba urodzeń w Polsce maleje nieprzerwanie od 1984 roku. I chociaż wszyscy znają przyczyny, żaden z rządów nie zmierzył się z problemem. Według najnowszych danych GUS, w 2005 urodziło się 364, 4 tys. dzieci, co oznacza wzrost o ponad 8 tys. w stosunku do roku 2004. Ale to o 33 proc. mniej niż w 1990 r. i o ponad połowę mniej niż w 1983 r., który był szczytowym rokiem ostatniego wyżu demograficznego (urodziło się wówczas 724 tys. dzieci). W latach 1989-2005 współczynnik dzietności obniżył się w Polsce z poziomu 2,1 (jeśli średnio każda matka rodzi dwójkę lub więcej dzieci, pokolenie dzieci jest tak samo liczne jak pokolenie rodziców) do 1,2 (w miastach z poziomu 1,8 do 1,1 na wsi odpowiednio z poziomu 2,5 do 1,4).
Obserwuje się powolny, ale systematyczny wzrost przeciętnego wieku kobiet rodzących dzieci. Stale rośnie też liczba urodzeń pozamałżeńskich. W roku 2005 urodzenia pozamałżeńskie w Polsce stanowiły 18 proc. ogółu urodzeń żywych, co oznacza wzrost od 1989 r. o 210 procent!
– Nad Wisłą nastąpiło zahamowanie procesów prorodzinnych – uważa Lucyna Nowak z Departamentu Statystyki Społecznej Głównego Urzędu Statystycznego. Skąd taki dramatyczny wniosek? – Najpełniejszych i szokujących przesłanek dostarczył niedawny powszechny spis ludności – mówi Lucyna Nowak. Według spisu z 2002 r. w Polsce istnieje blisko 10,5 mln rodzin, w tym 6,1 mln rodzin z dziećmi na utrzymaniu do 24 lat. Jedynie 645 tys. rodzin ma trójkę dzieci, ale z czwórką pociech jest ich zaledwie 428 tys. Najwyraźniej wielodzietność nie jest w modzie. Dlaczego? Bo się nie opłaca – mówią rodzice.
W latach 2000-2005 ludność w Polsce zmniejszyła się o ponad 100 tys.
Fot. Tomasz Gołąb
I mają rację. – Pojawienie się trzeciego dziecka w rodzinie oznacza znaczące obniżenie standardu materialnego – podkreśla dr Irena Kowalska, demograf.
Tomaz Gołąb
Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2006.