Post jako szczególna forma ascezy jest praktykowany we wszystkich wielkich religiach monoteistycznych: od buddyzmu, przez islam, aż po judaizm i chrześcijaństwo. W obliczu tej powszechności rodzi się pytanie o znaczenie postu i życia ascetycznego w życiu współczesnego człowieka, a szczególnie o możliwość praktykowania tego typu postawy w dzisiejszym świecie.
Brak zrozumienia dla wszelkich religijnych form życia ascetycznego, jaki można dziś wyraźnie zaobserwować, jest w pierwszym rzędzie konsekwencją silnie zakorzenionych w myśleniu potocznym stereotypów dotyczących takich pojęć, jak wyrzeczenie, post czy pokuta. Owe stereotypy w dużej mierze wyrastają ze zniekształconego pojęcia ascezy opartego przede wszystkim na jej skrajnych średniowiecznych formach. Wychowani na Legendzie o św. Aleksym czy żywotach takich świętych, jak Szymon Słupnik (przestrzegał postu tak radykalnie, jak Jezus na pustyni) czy św. Antoni Pustelnik (ten z kolei mieszkał w grobie i jadł tylko raz dziennie po zachodzie słońca), ulegamy fałszywym wyobrażeniom na temat tego, co mogłoby znaczyć życie w ascezie. Pierwsze skojarzenie, jakie się nasuwa, to płynące z bezsensownego umartwiania cierpienie, odrzucenie wszystkiego, co przyjemne, na rzecz dobrowolnego zadawania sobie bólu. Tym samym asceza domena szaleńców i religijnych radykałów, którzy rozdawszy cały majątek (jałmużna), spędzają swoje życie przede wszystkim na głodówce (post) i nieustającym leżeniu krzyżem (modlitwa) zdaje się być czymś nie tylko ponurym i smutnym, ale przede wszystkim odległym i nieosiągalnym dla zwykłego człowieka.
Istota ascezy
W rzeczywistości jednak asceza jest zjawiskiem bardziej złożonym, zawierającym w sobie nie tylko element negatywny, ale także istotną pozytywną wartość. Samo pojęcie wywodzi się z języka greckiego askesis, czyli „trenować, ćwiczyć, kształtować. W pierwszym rzędzie dotyczyło ono starożytnych sportowców i w tym pierwotnym kontekście używane było na oznaczenie pewnego rodzaju dążenia do doskonałości, swoistego stylu życia. „Asceza pojawia się jednak również w odniesieniu do ludzkiego intelektu, oznaczając już nie tylko doskonałość fizyczną, ale bardziej doskonałość płynącą z harmonijnego współistnienia obu elementów – cielesnego i intelektualnego. Ostatecznie zaadoptowane przez religię pojęcie ascezy poszerza swój zakres semantyczny również o wymiar duchowy, obejmując w ten sposób całość ludzkiego bytu.
Dopiero w tak zarysowanej perspektywie odsłania się pełne znaczenie tego, czym w istocie powinno być życie oparte na ascezie. Jej celem nie jest bowiem rozwijanie jednego tylko z wymiarów ludzkiej egzystencji kosztem innych konstytutywnych elementów, a raczej wprowadzenie harmonii między tym, co cielesne, intelektualne i duchowe w człowieku. Jej celem jest wewnętrzna dezintegracja jednostki ludzkiej i ponowna integracja na innym, głębszym i bardziej autentycznym poziomie. Zaniedbanie bądź przesadne skupianie się na jednym tylko spośród wymienionych wymiarów ludzkiej osoby zubaża ją, a niekiedy prowadzi nawet do swoistych form wynaturzenia. Każda z tych sfer jest ważna, każda z nich ma swoje miejsce i właściwą sobie funkcję: zarówno ciało, rozum, jak i ludzki duch. Dlatego asceza nie jest celem samym w sobie, ale drogą prowadzącą do rozwoju człowieczeństwa poprzez odpowiednie uporządkowanie tego, co wewnętrzne w człowieku, oraz poprzez odnalezienie właściwej hierarchii dla tego, co zewnętrzne, a co nierzadko tak bardzo absorbujące w naszym życiu. Tak więc wbrew powszechnym opiniom do ascezy powołany jest każdy człowiek, albowiem naszym podstawowym obowiązkiem jest rozwijanie tego, co w nas najistotniejsze, czyli człowieczeństwa. Więcej nawet, istota ludzka z natury jest istotą ascetyczną. Człowiek jest obdarzony wolną wolą i zmuszony do dokonywania nieustannych wyborów stanowiących jedną z najdoskonaszych form, w jakiej może wypowiedzieć samego siebie.
Wyciszenie i powrót do równowagi
Wielki Post zatem jest niczym innym, jak tylko wezwaniem człowieka do odpowiedzialnego przyjrzenia się samemu sobie. Chodzi bowiem o to, by stanąć w prawdzie o nas samych, rozpoznać w sobie to wszystko, co stoi na przeszkodzie naszego rozwoju osobowego, odrzucić to, co nieistotne, i opowiedzieć się za tym, co dla nas najważniejsze. Aby móc tego dokonać, potrzebna jest jednak cisza; w niej zawiera się istota wielkopostnej ascezy. Nie chodzi bowiem o to, by biczować swoje ciało, karać je za jego naturalną pożądliwość, by umartwiać intelekt, wyrzekając się w ten sposób tego niepowtarzalnego wymiaru ludzkiego bytu, czy w końcu, by zadawać gwałt naszemu sercu, sprzeniewierzając się najważniejszemu powołaniu człowieka, jakim jest miłość. Asceza nigdy nie jest przeciw naturze, lecz jest właśnie naturalną drogą życia. Zatem nie wyrzeczenie, ale wyciszenie leży u podstaw wielkopostnej ascezy. Owszem osiągnięcie wewnętrznego skupienia i ciszy niejednokrotnie wiąże się z trudem. Towarzyszące temu dobrowolne wyrzeczenia są jednak jedynie środkiem prowadzącym do osiągnięcia wyższego celu, nie zaś celem samym w sobie.
W tym świetle post, jałmużna i modlitwa stanowią niejako zestaw niezbędnych narzędzi odzierających nas z pychy, zakłamania i egoizmu. Pierwsze z nich –post- jest drogą prowadzącą do wnętrza człowieka, do odsłonięcia ran i wynikających z nich pragnień ludzkiego serca, jest lekcją samodyscypliny. I nie musi tu wcale chodzić o jakąś specjalną dietę. Dla tych, dla których główną przeszkodą na drodze do własnego serca jest ciało, postem może być nie tylko powstrzymywanie się od jedzenia mięsa, ale próba panowania nad własną seksualnością czy też nawet konieczność ograniczenia takich zagłuszających namiętności, na przykład muzyka, film czy sport. Dla innych z kolei, dla których pasją życia stała się praca (pasją podszytą niekiedy wynaturzoną ambicją samorealizacji), postem może być nawet wypoczynek. Chodzi tu o to, aby wszystko to, co jest wielką radością naszego życia i w czym się spełniamy i realizujemy, nie stało się źródłem naszego zniewolenia, wycofania ze świata, zamknięcia na ludzi i Boga.
Dobry post zawsze prowadzi do jałmużny, a ściślej mówiąc, jest z nią nierozerwalnie związany. O ile bowiem post jest drogą wewnętrznego otwierania się przed samym sobą, o tyle jamużna prowadzi do zewnętrznego otwarcia na drugiego człowieka, niejako wypływając z pierwszego i bedąc gwarantem jego autentyczności. W postawie wyrzeczenia kryje się bowiem niebezpieczeństwo egoizmu, kiedy to tzw. postanowienia wielkopostne traktuje się jedynie jako kolejne zadanie do wykonania. Jeżeli pościmy tylko po to, by podziwiać samych siebie, własną pozorną doskonałość i siłę woli, to w istocie wcale nie pościmy, ale popadając w obłudę, pogłębiamy własny egoizm i pychę. Pracoholik, który rezygnuje dobrowolnie z nadgodzin tylko po to, by ten czas poświęcić sobie, zamiast rodzinie, której w ogóle prawie nie widuje, wcale nie pości, ale zmienia jedynie formę swojego egoistycznego zniewolenia. Post nie powinien być rezygnacją z siebie na rzecz samego siebie, lecz na rzecz innego człowieka. Dlatego jałmużna nie musi być wcale jakąś formą zintensyfikowanej działalności charytatywnej. Niekiedy o wiele doskonalszą formą jałmużny jest chociażby właśnie czas poświęcony bliskim czy zwykła codzienna uprzejmość, niezależna od ciężarów codziennego życia.
Odnaleźć modlitwę
Uwieńczeniem postu i jałmużny jest modlitwa. Podobnie jak jałmużna jest gwarantem autentyczności postu, tak modlitwa jest gwarantem autentyczności jałmużny. W niej bowiem również w sposób analogiczny kryje się niebezpieczeństwo pychy i egoizmu. Modlitwa jest przyznaniem się do słabości i braku samowystarczalności. Post i jałmużna otwierają nas na wewnętrzne ja oraz na ja drugiego człowieka, przygotowując w ten sposób miejsce dla Tego, którego miłość jest źródłem ładu, harmonii i szczęścia. Wszystko to bowiem, co własnymi siłami jesteśmy w stanie osiągnąć w czasie Wielkiego Postu, mocą własnej słabości możemy szybko utracić. Dlatego asceza pełnię swoją zyskuje dopiero w modlitwie, a więc w Bogu, który nadaje całemu naszemu wysiłkowi i wszystkim owocom naszej wewnętrznej pracy trwałość i stały grunt.
Jakie sznase ma jednak tak rozumiana asceza w dzisiejszym świecie? We wszystkich religiach milczenie i cisza uważane są za istotny element osobowego rozwoju oraz ważny warunek spotkania z Bogiem. Świat jednak krzyczy. Jego konstytutywną cechą jest hałas. Asceza nie może być jednak formą ucieczki od świata, ale przeciwnie jest jeszcze głębszym i świadomym wejściem w świat, nie jest ucieczką przed nim w ciszę odosobnienia, ale wyjściem mu naprzeciw. Wydaje się z jednej strony, że człowiek współczesny jest wyjątkowo niezdolny do ascezy, z drugiej zaś, że to właściwe nastawienie ascetyczne mogłoby stać się doskonałym lekarstwem na jego bolączki. Dzisiejsze społeczeństwo prowokuje naszą zachłanność, proponując niezliczone ilości łatwo dostępnych substytutów szczęścia, gadżetów i śmieci. Asceza, bedąc drogą odzyskania osobowego wymiaru naszego życia, nawołuje do porzucenia wszystkiego tego, co zbędne, jest zaprzeczeniem konsumpcjonizmu.
Przywrócić znaczenie wyrzeczenia
Błędne myślenie o ascezie bierze się z powielania opinii postrzegających ascezę jako odtrącanie wielkiej części ludzkich radości. Jeżeli jednak w ascezie rezygnuje się z czegoś przyjemnego, to tylko dlatego, że niektóre przyjemności tak nas absorbują, iż zapominamy o tym, co najważniejsze. Asceza nie jest konkursem dla najbardziej wytrwałych, w którym głównym sędzią ma być Bóg. Nie chodzi o to, by Mu pokazać, jacy jesteśmy świetni, jak dużo potrafimy dla Niego wycierpieć… Chodzi jednak zupełnie o coś innego, o zerwanie ze zbyt silnymi przywiązaniami. Oczywiście, poszczenie w piciu czy jedzeniu ma swój głęboki sens jako umartwienie ciała, może być zadośćuczynieniem za grzechy popełniane w przeszłości, ale tylko jeżeli towarzyszy temu swoiste wycofanie ze świata i skupienie. Jaki sens miałoby bowiem samo wyrzeczenie, jeżeli towarzyszyłoby mu bieganie całymi dniami po mieście, w pośpiechu, z pracy do znajomych, od znajomych do rodziny. Zamiast dobrych owoców duchowych, przyniosłoby tylko frustrację…
Patryk Różycki
Artykuł ukazał się w numerze 03/2009.