O roku ów!

2013/01/17

Jeśli ktoś po Sylwestrze 2006 obudził się z wrażeniem, że nic już go nie zaskoczy, musiał na swojej intuicji srodze się zawieść. Miniony rok dostarczał mocnych wrażeń, i to przez okrągłe 365 dni.

Osoby o słabym sercu nie powinny oglądać w 2007 roku żadnych wiadomości. Także najlepiej było w ogóle nie chorować. A jeśli już to w Warszawie, i to na przełomie czerwca i lipca, gdzie darmowych porad przez blisko miesiąc udzielano wprost na ulicy, w namiotowym białym miasteczku, które protestujące pielęgniarki ustawiły przed kancelarią premiera. Zaczęło się 21 maja, gdy bezterminowy strajk ogłosili lekarze. W całym kraju protestowało ponad 300 placówek. W czerwcu zaczęli prowadzić głodówkę, a w lipcu duża część z nich złożyła wypowiedzenia z pracy. 1 października ze szpitali w Polsce miało się zwolnić od 3 to 5 tys. lekarzy. Zbigniew Religa pod koniec września oceniał, że w systemie opieki zdrowotnej brakuje ok. 40 mld zł, by spełnić wszystkie żądania pracownicze lekarzy i pielęgniarek. Jednocześnie zaznaczył, że w 2007 r. nastąpił bezprecedensowy skok nakładów na opiekę zdrowotną – z 42 do 49 mld zł. 16 listopada resort objęła nowa minister, Ewa Kopacz.

Teczki straszą trochę mniej

Gorąco było z lustracją w polityce, choć 2007 r. nie dopisał żadnych istotnych nazwisk do znanej już listy podejrzanych o współpracę. Jeśli nie wspomnieć medialnych doniesień o Michale Boni, prof. Janie Miodku, kilku dziennikarzach oraz ludziach ze środowisk artystycznych. Jeśli historia lustracji w Polsce miniony rok zapisze jako burzliwy to z innego powodu. Wyrokiem z 11 maja Trybunał Konstytucyjny, rozpatrując wniosek grupy posłów SLD uznał, iż niektóre z przepisów ustawy lustracyjnej z 18 października 2006 r. są niezgodne z Konstytucją i prawem międzynarodowym. Dziennik Ustaw z wyrokiem ukazał się 15 maja 2007. Tym samym 50 tys. oświadczeń lustracyjnych, które wpłynęły do Instytutu Pamięci Narodowej okazało się niepotrzebnych. Przy okazji burza rozpętała się po tym, jak Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego. Już w wakacje okazało się, że w Polsce może nie będą możliwe wybory, bo Trybunał zakwestionował także wzór oświadczenia lustracyjnego, składanego przez kandydatów na posłów.


Ten rok upłynął pod znakiem protestów służby zdrowia
Fot. Tomasz Gołąb

Haki, gwoździe, prorok-Lepper

16 czerwca Andrzej Lepper po spotkaniu koalicjantów (między którymi zgrzytało nieustannie od półtora roku, czyli od początku),zagrywa vabank: „Jeśli Jarosław Kaczyński nie jest zadowolony z koalicjantów, może rozwiązać koalicję”. 29 czerwca PiS, LPR i Samoobrona skończyły prace nad aneksem do umowy koalicyjnej. Wśród 13 punktów na wniosek LPR w aneksie znalazł się punkt dotyczący blokowania list w wyborach parlamentarnych. By dostać się do Sejmu, wystarczy, że partia przekroczy 3 proc. próg. Po raz pierwszy zapachniało wyborami. 9 lipca rzecznik rządu Jan Dziedziczak poinformował, że Andrzej Lepper został odwołany ze stanowiska wicepremiera i Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Odwołanie miało związek ze śledztwem prowadzonym przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w sprawie korupcji, której przedmiotem miało być 35 ha ziemi pod Mrągowem. Tego samego dnia tygodnik „Wprost” doniósł, iż trwają nieoficjalne debaty wewnątrz PiS dotyczące rozwiązania parlamentu i rozpisania przedterminowych wyborów we wrześniu. Według sondaży poparcie dla Samoobrony i LPR spadło poniżej 5% progu wyborczego. W tygodniku Jarosław Kaczyński zapowiedział, że „przy tak agresywnej opozycji rząd mniejszościowy jest niemożliwy. Jeśli nie będzie możliwości zachowania rządu większościowego, to będą nowe wybory” – powiedział. Szukam w Internecie: okazuje się, że Andrzej Lepper jest lepszym prorokiem. Już 2 września 2006 powiedział, iż „Działania PiS wskazują, że wybory odbędą się w 2007 roku”.

Polityczne przyspieszenie

„To miała być koronkowa operacja. Użyto w niej najnowocześniejszej techniki i wyrafinowanych metod podsłuchu. Podrabiano dziesiątki dokumentów, tak dobrze, że nawet doświadczeni urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi dali się wpuścić w maliny”– napisano w „Dzienniku” o akcji CBA. Prowokacja się nie udała. Ktoś ostrzegł wicepremiera. Kto? Z tym wiąże się druga z wielkich afer i dymisji rządu firmującego IV RP. Dwa dni po rocznicy rządu Jarosława Kaczyńskiego prasa doniosła, że decyzja o wyborach już zapadła, a ich data zależy od uzgodnień dwóch największych partii: PiS oraz PO. Jarosław Kaczyński czekał jeszcze na efekt wysłanego do koalicjantów listu z warunkami dobrego rządzenia, ale odpowiedź zawiązanej naprędce i na krótko koalicji Liga i Samoobrona wydawała się niepotrzebna. Prezydent odwołał ministra spraw wewnętrznych Janusza Kaczmarka, bo znalazł się on w „kręgu podejrzeń w sprawie przecieku dotyczącego akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego”.

To były najkrótsze wakacje polityków od wielu lat. Pielgrzymkę do Częstochowy przerwać musiał też rzecznik rządu Jan Dziedziczak. Szef PO zaapelował do prezydenta i rządu, by „przerwać kołomyję, która żenuje Polaków”. Tusk uznał, że jakimś wyjściem z sytuacji będą przedterminowe wybory. Do podobnego wniosku doszedł 10 sierpnia po wspólnym spotkaniu z Tuskiem Prezydent RP. Tego samego dnia odwołany szef MSWiA Janusz Kaczmarek ujawnił, że podczas akcji ABW przeciwko Barbarze Blidzie nie było żadnych dowodów na popełnienie przez nią przestępstwa. Na kilka dni przed akcją Zbigniew Ziobro zapewniał, że posiada materiały, które pozwolą zatrzymać Barbarę Blidę oraz innych polityków lewicy, w tym Leszka Millera.

Gentlemen’s agreement

16 sierpnia Donald Tusk zapowiedział, że PO doprowadzi do pełnego wyjaśnienia „gorszących spraw i okoliczności”, związanych z działalnością władzy. Powołaniu komisji ds. akcji CBA w ministerstwie rolnictwa ostro sprzeciwiło się PiS. Cztery dni później Donald Tusk i prezydent Lech Kaczyński zawarli „dżentelmeńską umowę”, zgodnie z którą wybory miały odbyć się 21 października. Co oznaczało, że komisja nie powstanie do tego terminu, bo – jak ocenił premier Jarosław Kaczyński – „w tak krótkim czasie, w dodatku w ogniu kampanii wyborczej, nie ma możliwości przeprowadzenia żadnego parlamentarnego śledztwa”.


Po raz pierwszy od 1989 roku Sejm RP rozwiązał się „własnymi rękami”
Fot. Tomasz Gołąb

Umowa gwarantowała, że na pierwszym po wakacjach posiedzeniu Sejmu zostaną przyjęte ustawy bezwzględnie potrzebne, dotyczące wejścia Polski do strefy Schengen, przygotowań do Euro 2012, utrzymujące obniżony VAT na materiały budowlane i, być może, reformy finansów publicznych. Na drugim posiedzeniu Sejm głosował nad wnioskiem o samorozwiązanie. Nieoczekiwanie w parlamencie udało się przegłosować ustawę wyjątkową: najbardziej prorodzinne i pronatalistyczne rozwiązanie podatkowe w najnowszej historii Polski. Ogłoszone w lipcu plany wprowadzenia ulgi na dzieci w wysokości ok. 600 zł, w ferworze rozpoczętej kampanii wyborczej zostały bowiem… zdublowane. 5 października Lech Kaczyński podpisał znowelizowaną ustawę o podatku PIT zakładającą podwójną ulgę na dzieci, dzięki której w rozliczeniu podatkowym za rok 2007 polscy rodzice będą mogli odliczyć od podatku 1145 zł na każde posiadane dziecko.

Wszystko to było możliwe, bo rok 2007 stawiał Polskę w czołówce krajów o najwyższym wzroście gospodarczym i rekordach wszechczasów na Giełdzie Papierów Wartościowych. Zanotowaliśmy także najniższe od lat transformacji ustrojowej bezrobocie, choć akurat to jest zasługą dwóch milionów Polaków, pracujących na Wyspach Brytyjskich. Jeśli zapamiętamy ten rok, to ze względu na wydarzenia mniejszej wagi: wojnę o Dolinę Rospudy, zdobycie przez Adama Małysza po raz czwarty w karierze Kryształowej Kuli. Wśród smutnych wydarzeń trzeba zaś będzie pamiętać o odejściach: reportażysty Ryszarda Kapuścińskiego, aktorów: Krystyny Feldman, Zygmunta Kęstowicza, Jana Kociniaka, architekta i rysownika Wiktora Zina, czy ks. Zdzisława Peszkowskiego, abp. Kazimierza Majdańskiego, kard. Adama Kozłowieckiego. Warto wspomnieć, że 2 kwietnia nastąpił też koniec pierwszego etapu beatyfikacji Jana Pawła II.

Seks, procenty i nienawiść

Ostatnie posiedzenia Sejmu należały do najbardziej burzliwych. Pod koniec sierpnia minister Kaczmarek złożył obszerne wyjaśnienia w Sejmie. Były minister dodał, iż od pewnego czasu są prowadzone wobec niego nielegalne działania. Poseł Stanisław Łyżwiński po uchyleniu immunitetu trafił do więzienia, bo prokuratura postawiła byłemu działaczowi Samoobrony siedem zarzutów związanych z tzw. seksaferą.

Największe partie na scenie politycznej w ostrych słowach na dobre rozpoczęły kampanię wyborczą… Tusk zadeklarował, że PO idzie po władzę, by odsunąć od rządów obecnego premiera. Premier Kaczyński zapowiedział, iż podczas wyborów Polacy znów będą wybierać między Polską solidarną a liberalną. Pod koniec sierpnia PiS odnotowywał najsłabsze, 22-u procentowe poparcie od wyborów 2005 r.

Kurtyna w górę! Oto układ

3 września ponad połowa (52%) Polaków uważała, że informacje prokuratury o powiązaniach Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla dowodzą istnienia „układu”, o którym mówią politycy PiS. Dzień później okazało się, że PiS po raz pierwszy prześcignął w sondażach Platformę, która na miejsce faworyta wróciła tuż przed 21 października, kilka dni po ujawnieniu kolejnej afery tego roku: zatrzymania i zarzutów korupcyjnych dla Beaty Sawickiej.

Parę milionów Polaków po raz drugi w tym roku siedziało wbitych w fotele przed telewizorami oglądając na żywo transmisję konferencji, na której prokuratorzy ujawniali treść podsłuchanych i podejrzanych rozmów o treści korupcyjnej. Poprzednio, uzasadniając dymisję Janusza Kaczmarka, pokazano m.in. kilkanaście dialogów i filmów mających dowodzić niejasnych powiązań polityków najwyższego szczebla z biznesem, tym razem – na kilka dni przed wyborami – chodziło o pokazanie, w jaki sposób uprawiana jest polityka przy Wiejskiej przez przedstawicieli konkurencyjnej partii. Politycy PiS przyznali jednak później, że był to strzał… we własną stopę. Polacy bardziej uwierzyli, że to na posłankę PO zastawiono sidła, zwłaszcza jak przed kamerami prosiła o uczciwy proces, a nie niszczenie jej życia, przez pozbawianie prawa do obrony. Krytyka metod CBA dotyczyła głównie prowokowania sytuacji korupcyjnych, zamiast śledzenia korupcji istniejącej.

CBA pod kierunkiem Mariusza Kamińskiego w ogóle przeżyła trudny rok. Nieudane zatrzymanie Andrzeja Leppera, misterna praca agenta, który przez rok usidlał Sawicką, wreszcie – najwcześniejsze – zatrzymanie 2 lutego kardiochirurga Mirosław G., po którym Zbigniew Ziobro na specjalnej konferencji stwierdził, że „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”.


Wybory zakończyły się zwycięstwem PO, ale PiS uzyskał więcej głosów niż przed dwoma laty
Fot. Tomasz Gołąb

Burza w szklance… pomyj

Trudno powiedzieć, co jednoznacznie przesądziło o wyniku wyborów 21 października i o zmianie ekipy rządzącej. Jedno jest pewne: krótka kampania nie dała możliwości merytorycznej dyskusji o programach poszczególnych partii. Zdominowały ją więc przekazy, które miały wywołać w wyborcach jedynie określone uczucia, ewentualnie pozytywne lub negatywne skojarzenia. Po PiS-owskich wyborczych reklamówkach w języku na dłużej pozostało sformułowanie „mordo ty moja”, mające definiować istniejący w Polsce postkomunistyczno-liberalny „układ”. PO, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii, zalepiło Polskę billboardami z hasłami: pogarda i nienawiść, które miały określać dwuletnie rządy PiS-u. W odwecie 23 września premier Jarosław Kaczyński stwierdził, że „jeśli zwycięży PO i LiD, to będzie nowy 13 grudnia 1981 r.”, co Tusk skomentował, że premier RP to „naburmuszony berbeć”. Władysław Bartoszewski, wchodząc do komitetu honorowego PO zaapelował, żeby: „nie wierzyć frustratom i dewiantom politycznym”, którzy „swoje kompleksy odreagowują na narodzie”. I mówił o „dyplomatołkach”, którzy w ostatnim czasie prowadzili w Polsce politykę zagraniczną. Chociaż to i tak delikatniej powiedziane, niż „ścierwojady”, jak o fotoreporterach gazet powiedział marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Czy „szambo nazywane perfumerią”, jak o prezydentowej powiedział jeden z duchownych. Znowu więc politycy poszerzyli znacząco słownik współczesnej polszczyzny.

Kocham Cię jak Irlandię

Być może o wyniku wyborów zdecydowały dwie debaty, jakie politycy trzech największych ugrupowań stoczyli przed kamerami, w tym najciekawszej – odwlekanej przez premiera Jarosława Kaczyńskiego, i ostatecznie przegranej na rzecz Donalda Tuska. Może. Faktem jest jednak, że ostatnie wybory były przede wszystkim zwycięstwem… demokracji. Do wyborów poszło blisko 54 proc. z nas – najwięcej od 1989 r. 2007 rok przyniósł więc Polsce nie tylko zmianę rządu, ale także zasadnicze przetasowania w parlamencie.

Donald Tusk obiecał Polakom drugą Irlandię. Czy mu wyszło, ocenimy za rok.

Tomasz Gołąb

Artykuł ukazał się w numerze 12/2007.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej