Pamięć i polityka warunkują sukces lub porażkę każdego planu wielkiej przemiany. Ci co zawładną pamięcią, staną się panami zmiany. To chyba dlatego archiwa upadających systemów politycznych są takim cennym łupem zwycięzców. Trafnie ujął to niegdyś Walter Benjamin: „Wyartykułować historycznie to, co minione, nie oznacza, że trzeba je poznać takim, jakie naprawdę było. Oznacza natomiast zawładnąć przypomnieniem, takim jakie rozbłyska w chwili zagrożenia”.
Zdobywana przez obywateli pamięć – fundament politycznego programu działania nie może już tak po prostu stać się instrumentem partykularnych celów. Tymczasem od początku przełomu 1989 roku, w latach 90. i później mieliśmy w Polsce do czynienia nie tyle z obywatelskim upowszechnieniem pamięci, co raczej z jej oligarchizacją. . I to właśnie sprawiło zachwianie wiary, że w nowym ustroju trwałe miejsce znajdzie odnowiona przez Solidarność, tę z 1980 roku, tożsamość Polaków.
Zamiast tego głoszono, że polityka to domena sprawnego administrowania w czasach rozpadu komunizmu i końca historii. Naiwnie bowiem przyjmowano, że tożsamość i pamięć nie są już czynnikami budowania nowego posthistorycznego i postnarodowego ładu, w którym elity poszczególnych narodów miały dokonać ostatecznego pojednania, a ponadnarodowe instytucje i administracja zakończyć budowę globalnego systemu zarządzania
Ale wystarczyło zaledwie kilkanaście lat „ucieczki od historii”, aby problem tradycji i pamięci powrócił z wielką siłą, gdyż związek władzy i pamięci jest mocno zanurzony w ludzkiej kondycji. Pamięć zaś stale jest wystawiana na niepewność za sprawą naszej ludzkiej ograniczoności.
Pamięć musi być zatem oddana obywatelom i poddana racjonalnej kontroli przez tradycję określającą kulturę polityczną i religię, zwracającą uwagę na pozahistoryczny i pozapolityczny wymiar ludzkiego istnienia.
Nasze czasy charakteryzują się bodaj nie tyle przekuwaniem przeszłości na konkretne wizje przyszłości, co nieznanym dotąd dyktatem przeszłości i pamięci. Nie chodzi tu o polski tradycjonalizm czy resentyment, co o uświadomienie, że pamięć i przeszłość stały się w polityce, w życiu społecznym towarem nadzwyczaj poszukiwanym. Odkryto bowiem, że ten kto w polityce kształtuje pamięć o przeszłości na równi z kontrolą finansów i nowych technologii posiada realną władzę nad opinią publiczną. Dlatego nie jest obojętne, co i jak ludzie pamiętają. Pamięć zbiorowa w demokracji staje się bowiem istotnym czynnikiem integracji narodowej, europejskiej.
Chcieliśmy zwrócić uwagę, że owa dyktatura pamięci, która zrywając się z łańcucha zobowiązań i odpowiedzialności może dążyć do instrumentalnych celów politycznych. Dlatego trudno przecenić rolę polityków formujących zbiorową wyobraźnię i wychowawców, ideologów kształtujących postawy patriotyczne dzisiejszych Polaków w sytuacji, gdy sąsiednie narody zabiegają, aby pamięć nie stawała się historią.
Zdzisław Koryś
Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2007.