Państwo Izrael jako punkt zapalny

2018/04/27
jerusalem-1712855-960-720.jpg

Leżące u wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego państwo Izrael, jest w tamtym punkcie świata bytem szczególnym, co determinuje jego postępowanie na arenie międzynarodowej w stopniu zasadniczym. Być może z tego położenia i okoliczności kulturowych z nim związanych wynika znakomita część licznych spornych kwestii międzynarodowych, w które zaangażowane są elity i społeczeństwo izraelskie. Warto o niektórych z nich wspomnieć, bo głębszą analizę i tak trzeba zostawić fachowcom.

Po pierwsze, narodowa siedziba Żydów, jako taka, może się poszczycić dosyć krótką historią polityczną, ponieważ jej początki datujemy na lata bezpośrednio po II wojnie światowej. Oczywiście, powstanie nowożytnego Izraela jest wyrazem szerszego procesu dziejowego, niemniej prądy intelektualne i dążenia polityczne, które do powstania państwa przyczyniły się, ulokowane są w Europie i Ameryce Północnej. Wynikały one z budowania poczucia odrębności narodowej Żydów w państwach, które zamieszkiwali co najmniej od czasów średniowiecza. Nie miejsce tu na analizę przyczyn odporności na asymilację, jaką przejawiał lud żydowski przez cały okres zamieszkiwania w diasporze. Warto dodać, że kwestia tzw. cywilizacji żydowskiej i jej odrębności od innych sposobów organizacji życia zbiorowego jest tematem fascynującym i pozwalającym na wiele kwestii odpowiedzieć. Koncepcje tworzenia narodowej siedziby Żydów w Izraelu dojrzewały w diasporze stopniowo. Co prawda obszar dzisiejszego państwa nigdy nie był całkowicie pozbawiony żydowskiego osadnictwa i od czasów wypędzenia Żydów z Hiszpanii bywał terenem ich wtórnego osadnictwa, lecz dopiero napięcia nowoczesności, antysemityzm i kształtowanie się syjonizmu ja- ko koncepcji politycznej sprawiło, że obszar ten zaczął być przedmiotem zainteresowania Żydów na świecie.

Tu tkwi ziarno problemów, które dziś trapią obszar Izraela, grożąc potencjalnie wybuchem wojny na skalę światową. Ziemia ta przeszła swoją nieżydowską historię, stając się domem kilku nacji i podmiotem oraz przedmiotem gry wielu imperiów. Pomijając wszystko inne, pierwszy rzut oka na mapę pokazuje, że nie da się suchą stopą przejść z Afryki do Azji i z powrotem, nie idąc właśnie przez Palestynę. Od starożytności fakt ten w oczywisty sposób wpływał na losy ziemi nad Jordanem. Nie miejsce tu na przypominanie konkretnych wydarzeń. Najważniejsze wydaje się to, że w ciągu dziejów fakt ten nie uległ zasadniczej zmianie, może tylko rozwinęły się środki transportu. Po drugie, w czasie powstania idei syjonistycznej, obszar Palestyny pozostawał pod władzą imperium tureckiego i zamieszkiwany był w znakomitej większości przez ludność nieżydowską. Nowe osadnictwo, które zaczęło się w wieku XIX, nie trafiło więc w pustkę. Arabski opór wobec nowego zjawiska nasilił się po I wojnie światowej, kiedy obszarem tym władali Brytyjczycy, którzy w tzw. Deklaracji Balfoura w 1917 roku zapowiedzieli na tym obszarze budowę narodowej siedziby Żydów. Niemniej, chcąc uniknąć otwartego konfliktu w czasach bezpośrednio poprzedzających wybuch II wojny światowej, próbowali oni powstrzymać masowy napływ ludności żydowskiej, który nasilił się wraz z dojściem do władzy w Niemczech Hitlera. Działania te nie przyniosły oczekiwanych skutków, a jedynie przyczyniły się do nielegalnej emigracji. W latach trzydziestych konflikt między Arabami a Żydami w Palestynie narastał, a wojna nie tylko go nie zahamowała, a wręcz przyspieszyła. W 1947 roku obszar Palestyny objęty był właściwie wojną domową, wobec której władze brytyjskie stawały się coraz bardziej bezradne.

 
Kwestia istnienia
W związku z powyższym, 29 listopada 1947 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ ogłosiła powstanie na obszarze Palestyny dwóch państw: żydowskiego i arabskiego, ściśle rozgraniczonych linią demarkacyjną. Arabowie plan odrzucili, w związku z czym w 1948 r. Żydzi proklamowali nie- podległy Izrael, co spotkało się z agresją arabskich sąsiadów i wojną, z której Izrael wyszedł zwycięsko, obejmując w posiadanie 78% przedmiotowego obszaru, przy czym zachodni brzeg Jordanu zagospodarowała Jordania, a tzw. Strefę Gazy – Egipt. Jest to o tyle ważne, że z czasem obie te nazwy oprócz tego, że były pojęciami geograficznymi, stały się określeniami politycznymi, dziś stanowiąc oderwane od siebie, ale jednak części tworu politycznego pod nazwą Autonomii Palestyńskiej, który to podmiot coraz bardziej ewoluuje w stronę suwerennej reprezentacji narodu palestyńskiego, czyli Arabów zamieszkujących te terytoria.

Lata 40. dały początek całej serii konfliktów izraelsko-arabskich, z których to pierwsze państwo zawsze wychodziło zwycięsko, niemniej czas wcale nie działa na jego korzyść. Przede wszystkim zostało ono zbudowane na fundamentach pewnej konfiguracji etniczno-religijnej o silnym ładunku ksenofobii, przy czym kraj ten nie chciał i nie umiał nawiązać współpracy z sąsiadami. Jedyny sposób na własną stabilizację widziano w destabilizowaniu sytuacji politycznej w regionie, interweniując zazwyczaj wtedy, gdy istniało ryzyko wytworzenia się silnego ośrodka arabskiego u granic. Ofiarami tej polityki w sposób najbardziej widoczny padali Syryjczycy, ale też Liban czy Egipt. Przy okazji Arabowie, dla których państwo żydowskie było i jest solą w oku, nie chcą mentalnie zgodzić się na jakiś kompromis co do jego istnienia. Wrogość obu stron w sposób widoczny nasila się, co przyczynia się w Izraelu do narastającego poczucia zagrożenia zewnętrznego. Również w obecnym konflikcie rozgrywającym się na terenie Syrii widoczna jest agresywna polityka tego państwa, które gotowe jest szkodzić świeckiemu reżimowi w Syrii byle tylko przedłużyć trwający tam konflikt. Siłą rzeczy taka postawa uderza także w zaangażowany w walce z radykalnym islamem Iran i, zdaje się, grozi starciem bezpośrednim obu sił. Podobnie przedstawia się rzecz z relacjami z zaangażowaną po drugiej stronie syryjskiego konfliktu Turcją, która z jednej strony chciałaby wyeliminowania Baszszara al-Asada, z drugiej strony walczy z Kurdami, co wcale nie znaczy, że pozostaje w jakimś sojuszu z Izraelczykami. Być może, marząc o odbudowie imperium, postrzega Izrael jako zwykłą zawalidrogę i na dłuższą metę nie traktuje go jako podmiot trwały w grze geopolitycznej. Jedno jest pewne – w razie wybuchu jakiegokolwiek konfliktu państwo to nie ma konsekwentnych sojuszników poza Stanami Zjednoczonymi, co nie oznacza, że nie może być przedmiotem gry interesów, z których może wyciągać konkretne korzyści. Na dłuższą metę bycie zależnym od jednego, choćby globalnego ośrodka siły nie jest komfortowe.

 
Koszty i perspektywy
Trwanie w takim systemie międzynarodowym bywa kosztowne. Utrzymywanie przez Izrael militarnej maszyny państwa w stanie nieustannej gotowości, a właściwie w realiach tlącego się konfliktu, wymaga nieustannego strumienia pieniędzy. Po drugie, krajowi takiemu potrzebna jest doktryna, która trzymać będzie jego obywateli w przekonaniu, że czyha na nich coś w rodzaju światowego spisku, któremu można się przeciwstawić jedynie poprzez skupienie się wokół idei gwarantującej przetrwanie właśnie. Ponieważ syjonizm, jako doktryna polityczna, okazał się tu niewystarczający, pojawiła się nowa koncepcja bazująca na tragedii Żydów zgotowanej im przez Niemców w latach 40., którą nazywa się niekiedy „religią holokaustu”. Pełni ona podwójną rolę: oprócz funkcji jednoczącej bywa przydatna jako narzędzie do pozyskiwania środków na utrzymanie Izraela właśnie pod warunkiem umiędzynarodowienia kwestii ludobójstwa, tzn. zrzucenia odpowiedzialności za tę zbrodnię na kogo się da, celem uzyskania odszkodowań. W ten sposób Izrael uważa się za spadkobiercę ludności wyznania żydowskiego w różnych okresach historycznych, która tak naprawdę z tym państwem nie mogła mieć i nie miała nic wspólnego. Elitom izraelskim kwestia holokaustu jawi się niezbędnym zwornikiem istnienia w sytuacji, kiedy rodzima religia Żydów, czyli judaizm, jest w ich ośrodku państwowym w odwrocie. W zasadzie zarówno samo państwo, jak i społeczeństwo są w znacznej części świeckie mimo pewnych deklaracji i braku tolerancji np. dla chrześcijaństwa. Meandry kształtowania takiej mentalności wydają nam się zawiłe i rzeczywiście takimi są. Może to skutkować nietrwałością syjonistycznego projektu politycznego w przyszłości.

Do wymienionych elementów należy dodać jeszcze jeden. W 1948 r. obywatelstwo Izraela uzyskała niewielka grupa Arabów zamieszkująca obszar Galilei. Dzięki cechującym społeczności arabskie w ogóle wysokiemu przyrostowi demograficznemu dziś owi izraelscy Arabowie stanowią około 20% mieszkańców kraju, a korzystając z praw obywatelskich i politycznych w coraz większym stopniu wpływają na politykę kraju. Trudno powiedzieć, co będzie w przyszłości, ale jeżeli patrzeć na nią jedynie z perspektywy demograficznej, może to być koniec wszelkich politycznych koncepcji Żydów na Bliskim Wschodzie, co oczywiście rodzi określone frustracje polityczne, które mogą być czynnikiem zapalnym nie tylko na skalę tego regionu.

Piotr Sutowicz

mak

Marta Kowalczyk

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Izrael #Piotr Sutowicz
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej