Wrogiem człowieka nie jest bowiem technika, lecz sam człowiek, który w sposób nieodpowiedzialny będzie z niej korzystał. Podobnie w kwestii przyrody nie chodzi o dychotomię: człowiek ‑ natura, lecz o właściwe współistnienie obydwu. Złem nie jest dla papieża pieniądz, lecz sytuacja, w której dążenie do pomnażania zysków odbywa się kosztem rozwoju ludzkości.
Od jakiegoś czasu tematyka ostatniej encykliki papieskiej, pt. Laudato si, przewija się przez dyskurs publiczny. Generalnie, jak to często bywa z głosem Kościoła w sprawach społecznych, najwięcej dyskutują ci, którzy najmniej mają do powiedzenia. W tytułowej kwestii debata najczęściej sprowadza się do tego, że wszelkiej maści ekologowie, dziennikarze i – niestety – niektórzy przedstawiciele świata naukowego sprowadzają papieski głos do troski o przyrodę i to najczęściej w takim ujęciu, jakie jest im wygodne. Na tym zabiegu cierpi również dla przykładu św. Franciszek, do którego Ojciec Święty świadomie nawiązuje zarówno przez przywołanie imienia, jak i w tematyce encykliki. Świętego serafickiego współczesny świat też najchętniej widziałby w kontekście kwiatków oraz jako gościa, który rozmawiał ze zwierzętami. Ot, taki średniowieczny doktor Dolittle.
Tymczasem myśl obu wymienionych jest czymś znacznie poważniejszym i zasługującym w przypadku świętego na historyczną aktualizację, zaś w przypadku papieża na namysł nad światem. Encyklika zaczyna się od słów św. Franciszka: „Pochwalony bądź, Panie mój”, którymi wyraża on wdzięczność Stwórcy za dzieło stworzenia, a tym jesteśmy zarówno my, jak i wszystko, co nas otacza. Owym zawołaniem można też najkrócej streścić papieski głos, traktujący integralnie całą otaczającą nas rzeczywistość. Encyklika jest bez wątpienia wielkim wołaniem o troskę ludzi względem świata stworzonego, w tym też o siebie samych. Oczywiście, punktem wyjścia rozważań Laudato si jest środowisko naturalne, co do tego nie można mieć wątpliwości, lecz równie naturalna jest wyrażana na poszczególnych stronach dokumentu troska o świat społeczny, który nie jest odseparowany od tego pierwszego.
Wydaje się, że w zaproponowanym spojrzeniu dostrzeżemy ważny klucz do rozstrzygania problemów, które ludzkość musi rozwiązywać, by dalej można było mówić o świecie wartości humanistycznych, gdzie człowiek dostrzeże wokół siebie Boga, a nie tylko grę sił społeczno-ekonomicznych i konieczność nieustannego doraźnego zmagania się w ramach drapieżnego systemu ekonomicznego. Papież, wołając o zachowanie czystości planety, nie stara się określać w niej wartości samej dla siebie. Ziemia nie dlatego jest ważna, iżby miała być jakowąś Gają, boginią czy też nadrzędnym elementem świata. Jest ona ważna przede wszystkim z powodu Bożego zamysłu stworzenia miejsca naszego ziemskiego zamieszkiwania i w tym sensie, jak całe stworzenie, jest ona czymś dobrym, o co powinniśmy dbać – nawet jeżeli mówimy o panowaniu człowieka, to nie wolno tego rozumieć jako zgody na dewastację. Tak samo jak nie godzi się, by korzystanie z dostępnych nam dóbr miało na celu dobro jedynie niewielkich grup kosztem życia innych.
Tak należy patrzeć na wyspecyfikowane przez papieża potrzeby dostępu do czystego powietrza czy odpowiednich zasobów wody pitnej, których ograniczenie dla znacznej części populacji kuli ziemskiej jest przykładem skrajnie hedonistycznego podejścia. Zapoznając się z niektórymi z wymienionych kwestii, polski czytelnik może uznać, że są one odległe i nas nie dotyczą. Istotnie, w naszej ojczyźnie raczej nie mamy problemu z nieskrępowanym korzystaniem z czystej wody, lecz encyklika jest dokumentem Kościoła powszechnego i jeżeli spojrzeć na problemy półkuli południowej, to może się okazać, że kwestia staje się faktycznie kluczowa. Z punktu widzenia chrześcijanina czy też misjonarza ciśnie się na usta pytanie, jak zasadnie mówić o Bogu człowiekowi, który nie ma tych potrzeb zabezpieczonych choćby na minimalnym poziomie. Generalnie przecież kraje tzw. „trzeciego świata” są obszarem wyzysku ekonomicznego, mającego służyć rosnącej konsumpcji na półkuli północnej. Oczywiście, jest to tylko jedna z osi konfliktu, bez wątpienia bowiem jego granice mogą przebiegać w poprzek krajów i narodów. Jeżeli papież przywołuje przykład globalnego ocieplenia jako jeden z efektów nieprzemyślanej działalności człowieka, to oczywiście można dyskutować nad tym, czy teza o tak ogromnym wpływie człowieka na klimat jest słuszna, ale na pewno fakt, iż w wielu krajach, w tym także i u nas, pali się w piecach toksycznymi śmieciami, nie wynika z wysokiego poziomu bogactwa, a odwrotnie. Z drugiej strony ważna wydaje się również kwestia edukacji ekologicznej, a właściwie jej braku. Tak się składa, że mamy tu do czynienia z sytuacją, w której jeden problem rodzi drugi – brak odpowiedzialności pojedynczego konsumenta często idzie w parze z nieodpowiedzialnością środowisk rządzących, czy to samorządowych, czy tych na szczeblu państw. W przypadku nadmiaru śmieci media są pełne doniesień na ten temat, wystarczy tylko obserwować i wyciągać wnioski.
Powyżej wspomniałem o ważnym elemencie encykliki – papież stawia części ludzkości zarzut nieumiarkowanego dążenia do konsumpcji, a raczej rozbudzania potrzeb, których zaspokojenie tak naprawdę nie jest niezbędne do godnego życia. Tu zdaje się tkwić kolejny klucz do współczesności. Mentalność konsumpcyjna jest zjawiskiem obserwowanym gołym okiem, cały świat zdaje się nieustannie pożądać wciąż nowego, nie licząc się z kosztami cywilizacyjnymi, społecznymi i dalekosiężnymi skutkami dla przyrody. Jest to jedna z cech zjawiska, które można by nazwać mianem kultury natychmiastowości. Oto widzimy ogromne tłumy ludzi, którzy „natychmiast” chcą mieć ten, a nie inny model smartfonu tylko dlatego, że został ogłoszony jako dobro najbardziej pożądane. Na kartach encykliki nikt nie znajdzie jednak potwierdzenia ani jakiejkolwiek zachęty do promocji haseł ekologii skierowanej przeciwko człowiekowi, z którymi coraz częściej przychodzi nam się stykać. Wręcz styl życia i polityki lansowany w jej ramach miałby na celu uczynić świat bardziej ludzkim, a nie „bezludzkim”, jak chcieliby ci, którzy głoszą, że jest nas za dużo i celem powinno być zmniejszenie populacji. Gdyby ktoś próbował manipulować treścią encykliki, to na wszelki wypadek niektóre rzeczy papież stawia wprost: „nie da się pogodzić obrony przyrody z usprawiedliwieniem aborcji”. W innym miejscu stanowczo sprzeciwia się poglądowi o bezetyczności postępu technicznego, a jeden z rozdziałów Laudato si podsumowuje pełnym zaniepokojenia głosem: „technice oddzielonej od etyki trudno będzie ograniczyć swoją władzę”. Chciałoby się tu dodać zdanie o próbie wprowadzenia technokratycznego totalitaryzmu, znanego niektórym z futurystycznych powieści science fiction, choć niebezpieczeństwo urealniania się tych wizji wydaje się niestety coraz bardziej widoczne. Z drugiej strony w encyklice nie znajdziemy cienia głosu o powrocie do epoki przedindustrialnej, choć papież bez wątpienia chce spowolnienia marszu, „aby obserwować rzeczywistość w inny sposób, gromadzić osiągnięcia pozytywne i zrównoważone, a jednocześnie przywrócić wartości i wielkie cele unicestwione z powodu megalomańskiego niepohamowania”.
Przykładem ilustrującym fałszywą polemikę, jaka miała miejsce wokół encykliki, wynikającą częściowo ze złej woli, częściowo z chęci szukania sensacji, a częściowo w imię czepiania się dla zasady, są głosy mówiące, iż jest ona antypolska, gdyż głos papieża nawołujący do wytwarzania bardziej ekologicznej energii elektrycznej jest skierowany przeciw polskiemu węglowi, co również miało być argumentem dla ekologów stojących często na skrajnych pozycjach. Tymczasem każdy, kto przeczyta z uwagą lub nawet pobieżnie, ale za to cały dokument, szybko zorientuje się w skali manipulacji. Wrogiem człowieka nie jest bowiem technika, lecz sam człowiek, który w sposób nieodpowiedzialny będzie z niej korzystał. Podobnie w kwestii przyrody nie chodzi o dychotomię człowiek – natura, lecz o właściwe współistnienie obydwu. Złem nie jest dla papieża pieniądz, lecz sytuacja, w której dążenie do pomnażania zysków odbywa się kosztem rozwoju ludzkości. Świat papieża Franciszka jest światem umiarkowanym, gdzie na wszystko jest stosowne miejsce. Można powiedzieć, że encyklika pozostaje jedną wielką pochwałą umiaru.
Co w tak zdiagnozowanej sytuacji robić? Jakąś część odpowiedzi Ojciec Święty również stara się udzielać, choć pamiętajmy, że encyklika nie ma być podręcznikiem chrześcijańskiego ekologa czy działacza społecznego. W konkretnych sytuacjach należy reagować stosownie do okoliczności. Przede wszystkim jednak najważniejszą kwestią jest rozwinięcie dialogu, który miałby na celu przybliżanie świata do rozwiązania kluczowych dla niego problemów. Ów dialog musi się odbywać na wszystkich płaszczyznach, na których społeczeństwa ludzkie funkcjonują we wzajemnych relacjach: od samorządów, poprzez świat gospodarki, do polityki globalnej. Coraz więcej zjawisk ma bowiem zasięg globalny i nie dają się one zamknąć w ramach granic politycznych. Wszystko to jednak winna poprzedzać formacja budująca świadomość, gdyż rozwiązywanie każdego problemu trzeba zacząć od siebie, by potem można było poprawić świat, w którym „nie jesteśmy Bogiem”, jak niektórzy w swej pysze chcieliby się widzieć.
Piotr Sutowicz
pgw