Niektórzy w domu pojawiają się raz do roku z workiem prezentów, a dzieci witają ich jako „pana z paczką”, a w każdym pokoju dużego domu wisi na ścianie telewizor plazmowy. Czy w takim przypadku pogoń za pieniądzem jest uzasadniona.
Regularne spotkania Klubu „Społeczeństwo” stały się już tradycją oddziału w Opolu. Ostatnio odbyły się trzy tego rodzaju przedsięwzięcia. Klub spotkał się w sumie sześć razy. Trzy pierwsze relacjonowane były na łamach naszego pisma. Czwarte dotyczyło papieskiego nauczania o miłosierdziu, piąte – zagadnienia pracy. Szóste, tym razem odbywające się w Częstochowie, skupiło się „wokół kwestii narodowo-patriotycznych”.
Wszystkie te przedsięwzięcia zasługują na osobną relację, jednak skupię się na Klubie „Społeczeństwo” i panelu pod nazwą Praca dla człowieka czy człowiek dla pracy? Choć nie będzie to typowa relacja, z dokładnym wskazaniem słów prelegentów, a raczej ogólna refleksja nad tym, co udało się wypracować, to dla porządku powinna pojawić się lista debatujących. Spotkanie przybrało formę panelu, w którym wzięli udział: Grzegorz Adamczyk z Zarządu Regionu NSZZ Solidarność Śląska Opolskiego; ks. dr Waldemar Klinger jako dyrektor Wydawnictwa i Drukarni Świętego Krzyża; Maria Dragon, dyrektor Zespołu Szkół Katolickich w Opolu, laureatka tegorocznej edycji Śląskiej Nagrody Ligonia; Alina Kostęska, dyrektor Oddziału Okręgowego „Civitas Christiana” w Opolu. Wstępem do dyskusji był wykład ks. dr. Antoniego Kaltbacha pod tym samym tytułem. Całość obrad prowadził dr Michał Kosche, przewodniczący Oddziału w Tychach.
Praca czy człowiek?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista i w istocie taka jest. W przypadku dylematu, czy praca istnieje dla człowieka, czy człowiek dla pracy, prawdziwe jest stwierdzenie pierwsze. Takie sformułowanie pada zresztą wprost w Laborem exercens autorstwa św. Jana Pawła II. Na tym można by więc poprzestać. Trzeba jednak pamiętać, że katolicka nauka społeczna to nie dawanie gotowych recept, ale przede wszystkim badanie zjawisk społecznych i odnoszenie ich do Ewangelii. Zatem nawet przy tak postawionym pytaniu jest wiele spraw do przemyślenia, gdyż problem pracy i jej oddziaływania na ludzi wydaje się bardzo złożony.
Wskazań dostarczają oczywiście encykliki społeczne, ale punktem odniesienia jest także Ewangelia. Dość przypomnieć chociażby przypowieść o talentach, które jeden ze sług zakopał. Przewijające się w Starym i Nowym Testamencie nakazy i zakazy, jak również wskazówki, jak żyć, by podobać się Bogu, jasno ukazują, że także dziedzina ekonomii nie może być „wolną amerykanką”.
Zawsze trzeba pamiętać, że cel nie uświęca środków i nie musi być dobre to, co przynosi zyski. Ewangelia ukazuje dużą wartość pracy, która jednak nie może być traktowana jako nadrzędna. Ptaki to bardzo pracowite stworzenia, ale przecież „nie troszczą się zbytnio”, co będą jadły i piły. Kluczowe jest słowo „zbytnio”.
Kto ponosi odpowiedzialność?
Generalnie wskazania społecznej nauki Kościoła kojarzą nam się z uwagami pod adresem pracodawców. Tymczasem nie mniejsze zadanie stoi przed pracownikami. Nie mówimy tu o kwestii zgody na branie nadgodzin kosztem rodziny. Mowa raczej o poszukiwaniu samemu dodatkowych zajęć czy pracy za granicą. Trzeba rozróżnić dwa przypadki. Niektórzy bowiem nie mają wyboru ze względu na trudną sytuację. Pytania możemy zadawać tym, którzy w domu pojawiają się raz do roku z workiem prezentów i których dzieci witają jako „pana z paczką”, a w każdym pokoju dużego domu wisi na ścianie telewizor plazmowy. Czy w takim przypadku pogoń za pieniądzem jest uzasadniona? Ludzie ci dostrzegają coraz mniej świata poza pracą. Pracują na umór, kosztem zdrowia, a nawet ryzykując śmiercią, by jak najszybciej wydać zarobione pieniądze w konsumpcyjnej gonitwie.
Po co nam wolna niedziela?
Oczywiście w dzisiejszych czasach dochodzi do nadużyć, wobec których slogan „żadna praca nie hańbi” jest nie do obrony. Jak bowiem nie mówić o dehumanizacji w przypadku pracy po kilkanaście godzin? Jednocześnie, w wielu przypadkach ci, którzy pracują i dobrze zarabiają, szaleją na punkcie zarobku.
Obecnie rozpoczął się proces wprowadzania niedziel wolnych od handlu. Posunięcie to jest oczywiście słuszne, ale aktualnym pytaniem i zadaniem jest kwestia, czy potrafimy wykorzystać wolny czas. W epoce tabletów, telewizorów w każdym pokoju można mieć obawy, czy rodziny będą spędzać te dni razem. Tytułowe pytanie: po co nam wolne niedziele? – należy zatem traktować w sensie wyzwania.
Jak zawsze odpowiedzią jest Ten, którego do tej pory pominęliśmy w naszych rozważaniach. Trudno o miejsce dla Boga, gdy w pogoni za pieniądzem nie ma w życiu miejsca na życie rodzinne. Jednak zgodnie z zasadą św. Augustyna to właśnie postawienie Chrystusa na pierwszym miejscu pozwoli uzdrowić relacje rodzinne i zawodowe. Modlitwa z wiarą ułatwi właściwe rozłożenie priorytetów, a wspólne uczestnictwo w Eucharystii odbuduje relacje międzyludzkie. Ołtarz, na którym składana jest Ofiara Pańska, ma zatem także wymiar społeczny.
Mateusz Zbróg
mak