No właśnie… czy postęp zawsze oznacza rozwój? Wbrew logice śmiem twierdzić, iż nie zawsze. Czy to, że zaczniemy używać feminatywów w kontakcie ze studentami czyni nas postępowymi albo to, że idąc za modą zorganizujemy imprezę haloweenową na katolickiej uczelni? Jeśli to się nazywa rozwojem, to chyba pomyliliśmy kierunki.
Tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego w mediach społecznościowych na profilu samorządu studenckiego jednej z katolickich uczelni pojawił się wpis o treści „Drogie osoby studiujące! Wszystkie spotkania organizacyjne dla osób, będących na studiach STACJONARNYCH odbędą się 03.10”. Drogie osoby studiujące? Ktoś w komentarzach dopytał czy chodzi o studentów i studentki, odpowiedź samorządu brzmiała „tak”. To czy nie można było od początku w ten sposób skonstruować treści posta? Albo nawet rozpocząć zwrotem „Drodzy Studenci!”? Czy ktoś poczułby się urażony? Pod tym wpisem jedna z osób zamieściła również film z wypowiedzią prof. Jerzego Bralczyka na temat feminatywów. Fragment jego przemówienia brzmiał:
[…] Język, który ma zapobiec konfliktom, właśnie konflikty tworzy. Ileż ludzi się kłóci o to, co na dobrą sprawę przedtem może nie było tak artykułowane, więc nie było przedmiotem problemu. I dochodzi do tego, że czasem język czy zjawiska językowe, które mają usprawnić komunikację, uczynić ją lepszą, zdrowszą, to podsyca się w ten sposób konflikty. Polityczna poprawność. Jak bardzo jest dyskutowana i jak często dzieli ludzi. Feminatywy, no oczywiście, że tak. […] Kiedyś się mówiło „Polacy” i wszyscy wiedzieli to „razem” a teraz się mówi „Polki i Polacy”. I od razu się dzieli. Tu Polki, a tu Polacy. Może trzeba jakieś trzecie słowo wymyślić przeciwko któremu kobiety nie będą protestowały, ale tylko „Polactwo” mi przychodzi do głowy, a to chyba niedobre jest.
Trudno nie zgodzić się ze słowami prof. Bralczyka. Dotarliśmy do momentu, w którym korzystając z języka zaczynamy dzielić ludzi i tworzyć konflikty, moim zdaniem czasami wręcz niepotrzebne. Ale skoro chce się pisać historię, być postępowym, iść z duchem czasu, to może trzeba być przygotowanym na takie sytuacje konfliktowe?
Wspomniany post samorządu studenckiego zniknął z mediów społecznościowych tak szybko, jak się w nich pojawił. Aktualnie osoby odpowiedzialne za prowadzenie strony tworząc kolejne treści używają sformułowania „Drogie Studentki, Drodzy Studenci”. Bezpiecznie, wręcz dyplomatycznie.
Czy z poprzedniej akcji zostały wyciągnięte jakieś wnioski? Być może, ale kolejny kontrowersyjny wpis pojawił się niecały miesiąc później, kiedy to na tym samym profilu zostało udostępnione wydarzenie haloweenowe. I znów burza. Na katolickiej uczelni zachęta do takich zabaw? W tym przypadku ten post zniknął z mediów społecznościowych jeszcze szybciej niż poprzedni, impreza się nie odbyła, ale jednak niesmak pozostał…
/em