Prezydenckie Westerplatte

2013/01/21

„To nie Polska powinna odrabiać lekcję pokory. Nie mamy do tego żadnego powodu. Powód mają inni. Powód mają ci, którzy do tej wojny doprowadzili, którzy tę wojnę ułatwili” – powiedział prezydent RP Lech Kaczyński w ostatnim w swoim życiu przemówieniu z okazji rocznicy Września 9 9, wygłoszonym w ubiegłym roku na gdańskim Westerplatte. Słowa te stanowią jeden z najważniejszych motywów prezydentury, tragicznie zakończonej 0 kwietnia pod Smoleńskiem.

„Każdy znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte” – powiedział Sługa Boży Jan Paweł II podczas pamiętnej wizyty na Wybrzeżu w 1987 roku. Jakże symbolicznym echem myśl ta powracała do nas podczas żałobnych wiosennych dni, od lat obchodzonych przecież jako Miesiąc Pamięci Narodowej! Troska o pamięć oraz tożsamość Polaków, stanowiąca przeciwwagę dla współczesnego relatywizmu historycznego, jawnej i zakamuflowanej przemocy silnych względem słabszych, jak i oczekiwań nieustannych przeprosin za nie popełnione winy, stanowiła Westerplatte śp Prezydenta RP. Bez cienia wątpliwości możemy powiedzieć, że tak jak załoga heroicznie broniąca w pierwszych dniach II wojny światowej małego półwyspu, tak Lech Kaczyński do końca bronił godności polskiej historii. Nigdy wcześniej, żaden współczesny przywódca naszego kraju tak dobitnie nie podkreślił w obecności głów innych państw, jak stało się to 1 września 2009 roku w Gdańsku, że plany masowego wyniszczenia biologicznego narodu i jego elit dotyczyły również II Rzeczpospolitej.


Chwila modlitwy i zadumy
| Fot. Artur Stelmasiak

Przypominał Europie o wydarzeniach, o których mówiąc słowami Mickiewicza „świat polityki budżetów” chciał już dawno zapomnieć – o zbrodni w Katyniu, krwawym bombardowaniu Wielunia czy hekatombie Warszawy w Sierpniu 1944 roku. Podkreślał, że tchórzliwe próby paktowania zachodnich demokracji z dwoma europejskimi totalitaryzmami w latach 30 XX wieku, owocujące haniebnym rozbiorem Czechosłowacji w Monachium i paktem Ribbentrop- Mołotow, były niczym innym jak uleganiem imperializmowi, któremu jako sprzecznemu z głównymi zasadami cywilizacji europejskiej, nigdy ulegać nie należało. Obrona naszej historii nie była jednak dla Lecha Kaczyńskiego zredukowana jedynie do obszaru narodowej pamięci, ale także, a może i przede wszystkim – wiązała się ze zdecydowanym oporem wobec swoistego neoimperializmu i oportunizmu różnych wielkich tego świata. Praktycznie, sprzeciw ten wyrażał się w jednoznacznym poparciu dla suwerenności oraz integralności terytorialnej państw i niezmienności europejskich granic.

„Dominacja nie będzie znów cechą tego regionu. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat! Wszyscy w tym samym okresie, lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka. Ale czym się różni sytuacja dzisiaj od tej sprzed wielu lat? Dziś jesteśmy tu razem. Dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny. I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej” – usłyszeliśmy podczas pamiętnego i gorącego lata 2008 roku na Kaukazie, gdy Lech Kaczyński wraz z kilkoma innymi prezydentami Europy Środkowo-Wschodniej pojawił się w gruzińskim Tbilisi.

Dla tragicznie zmarłego pod katyńskim lasem przywódcy Polski, kluczem do przezwyciężenia dyktatu egoizmu i siły w stosunkach międzynarodowych było w zasadzie jedno słowo: solidarność. Wypowiedziano go po raz pierwszy przed prawie 30 laty nad Bałtykiem, co po wielu trudach do odzyskania niepodległości przez naszą część Starego Kontynentu W dobie współczesnej, oznaczało ono dla Lecha Kaczyńskiego sprzeciw wobec wszelkich form nacisku i szantażu ekonomicznego oraz surowcowego. Stąd tak wielkie znaczenie, jakie przykładał do polityki dywersyfikacji źródeł i dróg dostaw energii i wspólnej europejskiej strategii w tej dziedzinie. Nikomu wcześniej nie udało się zebrać przy jednym stole tylu przywódców Europy Środkowej i Wschodniej, którzy podczas szczytów energetycznych rozmawiali o uniezależnieniu się naszego regionu od dostaw ze Wschodu.

Taki prezydent z pewnością nie pasował do współczesnej epoki zdominowanej dyskusją o markach garniturów Nicolasa Sarkozy`iego lub modelach telefonów komórkowych Baracka. Obamy Swoją postawą burzył syty spokój epoki marketingowej postpolityki. Mówił o rzeczach naprawdę ważnych – i warto, byśmy przez ich pryzmat odczytali jego nigdy nie spisany, polityczny testament.

Łukasz.Kobeszko

Artykuł ukazał się w numerze 05/2010.

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej