I pomyśleć, że jeszcze pod koniec wakacji mówiło się, że w krajowej polityce panuje nuda. Wrześniowy wysyp afer, w które uwikłani zostali ludzie z pierwszych szeregów rządzącej partii, może nie było politycznym trzęsieniem ziemi, po którym należy już tylko rozpisać nowe wybory parlamentarne, ale z całą pewnością mocno zachwiało pozycją Platformy Obywatelskiej i jej lidera.
Felieton: Wektory
Fot. Artur Stelmasiak
Wydaje się, że misterne zabiegi z zakresu marketingu politycznego, usiłujące klęskę zamienić w sukces, mogą być skuteczne tylko wobec najtwardszego elektoratu PO. Któż bowiem z czytających stenogramy z rozmów wysokich przedstawicieli Platformy z podejrzanymi biznesmenami z branży hazardowej będzie się zastanawiał, czy faktycznie doszło tu do złamania prawa, albo też uwierzy, że ważniejszym problemem jest sposób funkcjonowania CBA aniżeli korupcyjny proceder, który ta służba specjalna ujawniła.
Równie żałośnie wyglądają próby przykrycia afery stoczniowej wyjaśnieniami, że urzędnikom Ministerstwa Skarbu chodziło jedynie o zapewnienie kontynuacji produkcji statków w sprzedawanych stoczniach. Przecież wszyscy pamiętamy, że w tamtym czasie trwała kampania wyborcza przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i PO potrzebny był spektakularny sukces.
I wreszcie całkowite zignorowanie przez premiera Tuska faktu wykorzystania przez wysokiego funkcjonariusza ABW tajnych podsłuchów do prywatnych celów. Zwierzchnik Agencji uznał po prostu, że brak zastrzeżeń ze strony ministra sprawiedliwości i samego ABW (sic!) rozwiązuje problem. Tymczasem nawet elementarna wiedza o standardach obowiązujących w państwie prawa mówi, że złamane zostało tu elementarne prawo człowieka do równości wobec prawa. Gdzie są dziś ci obrońcy praw człowieka, którzy przed dwoma laty lamentowali nad łamaniem zasad demokratyzacji i faszyzacją życia politycznego w Polsce.
Nie wydaje się też, aby popularności premierowi przysporzyło odwołanie szefa CBA i to bez podania przyczyn i zasięgnięcia opinii prezydenta. Czyżby Mariusz Kamiński nie wykazywał się „nieskazitelną postawą moralna, obywatelską i patriotyczną”, bo to jedyny wchodzący w grę powód, dla którego mógł zostać zgodnie z prawem odwołany. Analizą prawną tej decyzji zapewne będą się zajmowały w przyszłości odpowiednie instancje. To, co w tej chwili widać gołym okiem, to złamanie ducha ustawy o CBA, pod którą Platforma Obywatelska w 2006 roku tak ochoczo się podpisała. Kadencyjność tej funkcji – a więc nie zwykłe powołanie na stanowisko – miała służyć niezależności szefa CBA przy wykonywaniu jej obowiązków. Gdyby intencja prawodawcy była inna, to po co w art. 7 ustawy o CBA wymienia się aż siedem warunków, które musi spełniać przyszły szef tej służby. Przecież i tak wszystko zależy od woli premiera, który po prostu może utracić do kogoś zaufanie.
Powie ktoś, że zachwianie pozycji Platformy, o którym wspominam, to zwykła przesada. Sondaże opinii publicznej pokazują coś wręcz przeciwnego. Większość komentatorów naszego życia politycznego twierdzi, że Polacy tak bardzo boją się powrotu PiS, iż są gotowi wybaczyć Platformie prawie wszystko. Jest w tym zapewne trochę prawdy. Partia Jarosława Kaczyńskiego wykazała taką determinację w walce z korupcją i o lustrację, że zachwiała poczuciem bezpieczeństwa nawet tych obywateli, którzy nie mieli się czego obawiać. Trudno jednak uwierzyć, aby te fobie miały pozostać stałą determinantą przy podejmowaniu decyzji przez wyborców.
Warto tu przypomnieć, że ujawnienie afery Rywina też nie skutkowało natychmiastowym spadkiem notowań SLD. Zawód, jaki społeczeństwu zafundował rząd AWS–UW, długo nie pozwalał uwierzyć, że tym razem ma ono do czynienia z czymś jeszcze gorszym. Zwłaszcza że i wówczas chór medialnych autorytetów (po części tych samych, co dziś) przez dłuższy czas utrzymywał, że przecież nie doszło do złamania prawa, a w ogóle nie godzi się sądzić tak wybitnego twórcy, jak producent „Pianisty”.
Czy Platformie uda się wyjść obronną ręką z tej pierwszej chyba tak trudnej sytuacji. Czy ściągnięcie do Sejmu na wojnę z PiS najdzielniejszych wojowników pozwoli odzyskać nadszarpnięte zaufanie? Trzeba przyznać, że Tusk wiele nauczył się na błędach poprzedników. Jego zdecydowane posunięcia personalne – i to wobec ludzi z najbliższego otoczenia – na pewno zaskarbiło mu wiele sympatii w społeczeństwie. A jednak sposób, w jaki PO podeszła do sprawy powołania komisji sejmowej, która ma zbadać aferę hazardową, zdaje się wskazywać, że partia ta ma znacznie więcej do ukrycia aniżeli do wyjaśnienia.
Wszystko to jest przejawem wielkiego kryzysu moralnego, jaki od dłuższego czasu trawi polską klasę polityczną. Socjologowie przyczyn tego zjawiska upatrują w negatywnej selekcji kadr do polityki, co oznacza, że nikt mądry i uczciwy nie chce mieć z tym rodzajem działalności nic wspólnego. Czy jest jakieś wyjście z tej zawiłej sytuacji?
Zbigniew Borowik
Artykuł ukazał się w numerze 11/2009.