Dobro wspólne (bonum commune) jest kategorią niełatwą do zdefiniowania. Gdybyśmy zapytali przechodnia na ulicy, co rozumie pod tym pojęciem, niewątpliwie mógłby wskazać na to, co go otacza: dobrem wspólnym jest chodnik, po którym chodzimy, ulice, którymi przemieszczamy się, przystanek autobusowy, budynki użyteczności publicznej itp. Czy jednak nie jest to zbyt wąskie rozumienie dobra wspólnego?
Z pomocą przychodzą nam encykliki społeczne i cała tradycja nauczania społecznego Kościoła, będąca istotnym źródłem dla powstałej ponad sto lat temu katolickiej nauki społecznej. Papież Jan XXIII definiuje dobro wspólne jako „całokształt takich warunków życia społecznego, w jakich ludzie mogą pełniej i szybciej osiągnąć swą własną doskonałość” (Mater et magistra, 65). Benedykt XVI upatruje w nim „dobro owego my-wszyscy, składającego się z poszczególnych osób, rodzin oraz grup pośrednich, łączących się we wspólnocie społecznej. Nie jest to dobro poszukiwane dla niego samego, ale ze względu na osoby, które należą do wspólnoty społecznej i które tylko w niej mogą rzeczywiście i skuteczniej osiągnąć swoje dobro” (Caritas in veritate, 7).
Wróćmy do definicji Jana XXIII. Jego ujęcie dobra wspólnego rozwinęła lubelska szkoła katolickiej nauki społecznej, której wybitnym przedstawicielem był ks. prof. Franciszek Janusz Mazurek (1933–2009). Uczony ten badał kategorię dobra wspólnego w trzech wymiarach: personalnym (osobowym), instrumentalnym i porządku.
Dymensja personalna (podstawowa) zawiera w sobie kategorię integralnego rozwoju człowieka. Istotą i nadrzędną rolą dobra wspólnego jest więc dobro osoby. W przekonaniu Mazurka osobowy wymiar dobra wspólnego stanowi częściowo zrealizowany integralny rozwój osobowy ludzi. Zauważmy, że na rozwój integralny człowieka składa się jego rozwój intelektualny, moralny, uczuciowy i fizyczny. Osiągany jest on jedynie przez pracę nad sobą i współpracę jednostek, grup pośrednich i władzy państwowej. Rozwój ten jest zatem zarówno dobrem konkretnej osoby, jak też dobrem wspólnym. Zostało ono osiągnięte wspólnym wysiłkiem i nie pozostaje hermetycznie zamknięte w podmiocie, ale udziela się innym, stanowi swoisty kapitał ludzki jako warunek wyjściowy kapitału społecznego. Nikomu z nas nie jest obojętne, jak ukształtowanych ludzi będziemy mijać na ulicy, spotykać za ladą w hipermarkecie, w sali wkładowej na uczelni czy za biurkiem w urzędzie.
Dobro wspólne ma również wymiar instrumentalny, tzn. stanowi swoiste narzędzie. We fragmencie Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II jest mowa o służebnej roli instytucji politycznych wobec instytucji społecznych. Czytamy w niej, iż jednostki, rodziny i zrzeszenia składające się na wspólnotę obywatelską, „[…] mają świadomość własnej niewystarczalności dla urządzenia prawdziwie ludzkiego życia i uświadamiają sobie konieczność szerszej wspólnoty, w której wszyscy współpracowaliby codziennie dla coraz lepszego rozwoju dobra wspólnego. Z tej przyczyny tworzą różnego rodzaju wspólnoty polityczne […]. Dobro zaś wspólne obejmuje sumę tych warunków życia społecznego, dzięki którym jednostki, rodziny i zrzeszenia mogą pełniej i łatwiej osiągnąć swoją własną doskonałość” (KDK 74). W wymiarze instrumentalnym dobro wspólne postrzegane jest więc jako zespół środków, dóbr użyteczności publicznej zapewniających jednostkom i instytucjom osiąganie ich własnych celów. Jest więc ono sumą warunków życia społecznego. Instrumenty te mają charakter materialny i niematerialny, a więc możemy mówić o pluralizmie form dobra wspólnego. Pluralizm ten jest wymogiem licznych potrzeb człowieka, a potrzeby te są realizowane przez szeroko rozumiane dobro wspólne (różne instytucje społeczne, gospodarcze, kulturalne, oświatowe, polityczne i in.). Instrumentalnym dobrem wspólnym będą więc takie instytucje jak sąd, policja, ośrodki pomocy społecznej, szpitale… Nie tworzymy ich dla nich samych, płacąc przy tym wysokie podatki, ale utrzymujemy je jako narzędzia osiągania dóbr wyższych: sprawiedliwości, bezpieczeństwa, zapewnienia minimum socjalnego, zdrowia…
Trzecią dymensją dobra wspólnego jest jego tzw. aspekt porządku. Zauważmy, że cytowany już Jan XXIII w innej wypowiedzi, tym razem w encyklice o pokoju stwierdza, że „prawdziwe dobro wspólne polega też na poszanowaniu praw i obowiązków ludzkiej osoby” (Pacem in terris, 60), co jest nieodzownym warunkiem zachowania ładu społecznego. Naczelną rolę w tej kwestii odgrywa władza państwowa, której zadaniem jest – w tym przypadku – ochrona nienaruszalnego zakresu praw osoby ludzkiej. Państwo w tym ujęciu uważane jest za strażnika dobra wspólnego. W tej dymensji na dobro wspólne składa się pokój, a więc zarówno brak wojny i innych zagrożeń zewnętrznych, jak też harmonijne współżycie różnych grup w obrębie państwa. Istotnym elementem dobra wspólnego w tym ujęciu jest ład społeczno-gospodarczy, porządek prawny, ład konstytucyjny, a nawet modne w ostatnich latach przejawy troski o ekologię środowiskową, ekologię ludzką czy też zrównoważony rozwój.
Warto też zauważyć, że dobro wspólne, skoro ma charakter personalistyczny, nie jest obojętne moralnie. W jego treść wpisane są wartości, takie choćby, jak prawda, sprawiedliwość, godność człowieka, pokój, miłość. Nestor katolickiej nauki społecznej, niemiecki uczony Oswald von Nell-Breuning wyraźnie przestrzega przed dychotomicznym ujmowaniem dobra wspólnego i dobra indywidualnego. Wzajemna relacja tych dwóch dóbr nie ma charakteru konfliktowego. Dobro jednostkowe „dźwiga” dobro wspólne, które z kolei umożliwia i wspiera realizację dobra jednostkowego.
Zmierzając do konkluzji przypomnijmy, że człowiek z natury jest bytem społecznym. Jego społeczna natura przejawia się w potrzebie życia społecznego i zdolności do niego oraz faktycznej zależności od innych osób w dziedzinie materialnej, intelektualnej i duchowej. Człowiek nie jest samowystarczalny i nie może osiągnąć swych celów życiowych bez pomocy innych, bez podejmowania działania z innymi osobami oraz bez udzielania innym swych zdobytych wartości, co także warunkuje jego doskonalenie się, stwierdza prof. Mazurek. Człowiek osiąga swoje cele za pomocą środków. Do jego rozwoju osobowego niezbędne są instytucje życia społecznego (środki). Prawo do celu jest racją uprawnienia do środków, oczywiście przy uwzględnieniu zasady korelacji uprawnień i obowiązków. Człowiek nie może egoistycznie wykorzystywać innych osób i instytucji społecznych do własnego rozwoju, nie wnosząc swojego wkładu. Dobro wspólne zobowiązuje. Jeszcze raz przytoczmy słowa profesora KUL, który dobitnie podkreśla, że osoba ludzka ma prawo do korzystania z dóbr materialno-duchowych w ramach społeczności, ale ma też obowiązek wnosić swój wkład w jego rozwój, ma prawo do pomocy społeczności i obowiązki wobec niej do spełnienia. Ta ciągle występująca korelacja uprawnień i obowiązków w życiu społecznym jest określana jako zasada personalizmu społecznego. Łączy ona w sobie omawiane w filozofii społecznej dwie inne zasady prawa naturalnego: zasadę pomocniczości i zasadę dobra wspólnego, które normują stosunki pomiędzy społecznościami różnego rodzaju a jednostką ludzką i stosunki pomiędzy jednostką ludzką a różnymi społecznościami. Zasady te są swoistą gramatyką życia społecznego, do której powinniśmy wracać, chcąc, aby nasze życie społeczne nie zamieniło się w nieznośny chaos.
Dobro wspólne nie jest ani sumą dóbr poszczególnych jednostek, ani jakąś wspólną własnością czy samoistną substancją, kategorią podporządkowującą sobie jednostki ludzkie, lecz jest kategorią wybitnie humanistyczną.
O. dr Marek Wódka OFMConv
pgw