Są artyści cieszący się uznaniem krytyki, która śledzi ich każde nowe dzieło, poświęca im osobne rozprawy, wyznacza wysokie miejsce w panteonie sztuki. Są też i tacy, którzy bez udziału różnorodnych pośredników stają się własnością najszerszych kręgów odbiorców, co najczęściej wywołuje milczące zakłopotanie krytyki, a potem nierzadko jej mniej lub bardziej agresywny sprzeciw. Zwykle zarzuca się ich dokonaniom brak głębszych walorów intelektualnych, uproszczoną wizję świata i człowieka, pasywność estetyczną. Do tych drugich można zaliczyć Henryka Sienkiewicza
Autor Trylogii w krótkim czasie stał się najpopularniejszym polskim pisarzem, docierając nawet do tych, którzy nigdy wcześniej nie uczestniczyli w obiegu literackim, nierzadko wręcz do… analfabetów, śledzących losy bohaterów jego powieści dzięki zbiorowemu czytaniu. Od początku zaś pisarstwo Sienkiewicza (publicystyka, proza historyczna i współczesna) spotykało się z bardzo krytyczną oceną czołowych autorytetów epoki i ich następców.
Pozytywistyczne początki
Kiedy objął redakcję „Słowa” (1882), dziennika o programie „krzewienia zdrowego postępu na gruncie poszanowania tradycji i wiary narodu” i uczynił z niego jedną z najpoczytniejszych gazet, Eliza Orzeszkowa pisała w liście do Teodora Tomasza Jeża, nie kryjąc swojej głębokiej niechęci: „Oto droga, którą iść trzeba, żeby zajść. Ależ bo śliczne! Sienkiewicz kontynuuje swoje ťNie maŤ! Już ich naliczyłam kilka. I tak: socjalistów Polaków – nie ma. Uliczników – a propos mojej Sielanki nieróżowej – wychodzących na złodziejów i pijaków – nie ma! Chłopów nieszczęśliwych – a propos ludowych poezji Konopnickiej – nie ma! I nie tylko nie ma, ale nawet być nie może. To dopiero położył się na różach – głupiec!” (23. II 1882).
Prywatny ton listu wpłynął zapewne na tonację tej wypowiedzi, jednakże nawet mając to na uwadze, trudno zrozumieć jaskrawą tendencyjność argumentacji. Wydaje mi się, że spór ów nie ograniczał się do różnic programowych, sięgał znacznie głębiej, samych fundamentów postrzegania rzeczywistości, czyli zagadnień światopoglądowych. Literatura pozytywistyczna wyrastała ze sprzeciwu wobec tego, co ją otaczało. Zmagała się ze złem, wszelką krzywdą, dążąc do zmiany zastanej sytuacji. Tak było zarówno w wymiarze społecznym, jak i psychologicznym. Pozytywiści nie sięgali tak wysoko, jak romantycy, by bezpośrednio wadzić się z Bogiem. Cechowało ich horyzontalne widzenie świata i człowieka. Nie wahali się złożyć niemało z uprawianej sztuki na ołtarzu służby społecznej. Na tym też tle ich spór z jednym z najwybitniejszym pisarzy epoki był nieunikniony. Ale – powtarzam – źródło tego niezrozumienia wzajemnych racji sięgało znacznie głębiej.
Chrześcijańskie źródła
Takie odczytanie dokonań Henryka Sienkiewicza ciągle jeszcze czeka na swego badacza. Tu chciałbym jedynie zasygnalizować pewne możliwości interpretacyjne na przykładzie Krzyżaków, jednego z najwybitniejszych dzieł pisarza, ostatniej wielkiej powieści historycznej, sumującej doświadczenia artystyczne autora. Chociaż – co zasługuje na szczególne podkreślenie – jego twórczość od początku nie tylko cechowało widzenie religijne, ale i przenikało wszystkie warstwy poszczególnych utworów.
Bohater Latarnika, ów „wieczny tułacz”, któremu „ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie”, „po tylu zawodach zawsze był pełen ufności i nie tracił nadziei, że jeszcze wszystko będzie dobrze” . Losy Skawińskiego nabierają wymiaru uniwersalnego i tak też ukazał je autor: „Wieczny tułacz nie mógł już sobie wymarzyć nic bardziej upragnionego, nic droższego nad jaki spokojny kąt, w którym by mógł odpocząć i czekać cicho kresu. Może właśnie dlatego, że szczególne jakieś dziwactwo losu rzucało nim po wszystkich morzach i krajach tak, że prawie nie mógł tchu złapać, wyobrażał sobie, że największym ludzkim szczęściem jest – tylko nie tułać się.” Kiedy jednak i ta przystań okazała się złudzeniem, bez słowa skargi wyruszył dalej, nie wiedząc dokąd poprowadzą go drogi.
W cyklu Stary sługa, Hania, Selim Mirza, ukazującym życie polskiego dworku, wręcz uderza religijność jego mieszkańców. Czuwająca nad nimi Matka Boska z domowej kaplicy „zdawała się brać udział w rodzinnych [… ] troskach, zmartwieniach, doli i niedoli, i błogosławić wszystkich u jej stóp zebranych.” Bo – to już cytat z Rodziny Połanieckich – „Wszystkie systemy filozoficzne mijają jak cienie, a msza po staremu się odprawia.”
Należałoby więc powrócić do nadużywanego sformułowania „ku pokrzepieniu serc”, które najczęściej zamazuje rozumienie roli Sienkiewicza w naszej świadomości, i podjąć jeszcze jedną próbę odczytania na nowo.
Chciałbym w tym miejscu przytoczyć pewien cytat z wypowiedzi ks. Jana Twardowskiego na temat Ewangelii: „W Ewangelii jest mowa o umarłych, o ślepcach, trędowatych – a ostatecznie wszystko jest Dobrą Nowiną. Nawet kiedy opowiada o bankach, pieniądzach, beczkach oliwy, mówi o miłości.” Autor Trylogii – można więc powiedzieć – ukazywał Polskę, w której wiele było małości ludzkiej, lecz jednocześnie pisał to z największą miłością i przekonaniem.
To całkowite zdanie się na wolę Bożą musiało irytować różnej maści racjonalistów, przekonanych o nieograniczonych możliwościach rozumu ludzkiego. Istotnie, kiedy czytamy w Potopie takie zdanie: „Choć są różne grzeczne nacje na świecie, przecie Bóg naszą szczególnie w miłosierdziu swoim przyozdobił”, to może ono budzić sprzeciw, ale przecież jest to wypowiedź funkcjonująca w tekście artystycznym, należąca do świata powieściowego.
Wiara w „Krzyżakach”
W Krzyżakach zarówno losy indywidualnych bohaterów, jak i kraju, mimo licznych perypetii, prowadzą do wielkości. Zbyszko i Maćko, którzy w pierwszych scenach powieści jawią się jako ludzie o bardzo mglistych perspektywach – przed wyruszeniem na wojnę majątek musiał stryj zastawić, w domu nikt na nich nie czekał, jako że byli ostatnimi z rodu, wszystko musieli dopiero zdobyć – w jej zakończeniu urastają do rangi pierwszych rycerzy i ziemian.
„Widziano w tym – czytamy – jakąś szczególną łaskę Bożą nad rodem Gradów herbu Tępa Podkowa, który do niedawna podupadły, tak że prócz pustego Bogdańca nic nie miał, wyrastał teraz nad wszystkie inne w okolicy. ťPrzecie w Bogdańcu ostało po pogorzeli jeno garbate domisko – mówili starzy ludzie – i samą majętność z braku rąk roboczych musieli krewnemu zastawić, a teraz kasztel wznoszą.Ť I podziw był wielki, ale że towarzyszyło mu ogólne, instynktowne poczucie, że cały naród idzie niepowstrzymanym pędem do jakiegoś niezmiernego dorobku i że z woli Bożej taki ma być właśnie porządek rzeczy, więc nie było w tym podziwie złej zawiści. Owszem, chełpiła się okolica i dumna była z tych rycerzy z Bogdańca. Byli oni jakby oczywistym dowodem, do czego może doprowadzić szlachcica krzepkie ramię w połączeniu z mężnym sercem i rycerską pożądliwością przygód.”
W tej perspektywie zgoda na wyroki Boże, tak różne zazwyczaj od naszego dążenia, nie budziła sprzeciwu, mógł więc pisarz budować świat powieściowy w pełni oparty na przekonaniu o wszechmocy Boga.. Bohaterowie Krzyżaków, przemierzając wiele dróg, mają świadomość, że prowadzi ich sam Bóg. Uderza częste odwoływanie się do Bożego miłosierdzia, dzięki czemu nie tyle próbują zrozumieć wszystko do końca i powierzają się Bogu.
Bohaterowie powieści nie mędrkują na ten temat, bojąc się pokusy grzechu, co nie znaczy, że nie cierpią wskutek bolesnych doświadczeń. Żyją jednak w świecie o wyraźnym podziale na to, co ludzkie, i to co Boskie, stąd nie pogrążają się w rozpaczy i rozpamiętywaniu nieszczęścia. Znajdują pocieszenie w krótkiej zazwyczaj modlitwie, głównie jednak w uczynkach, a raczej czynach, do których czują się powołani. Tak właśnie układają się losy głównych bohaterów Krzyżaków, dwóch rycerzy z Bogdańca.
Warto podkreślić, że Zbyszko tak jak nigdy nie uskarżał się w chwilach bólu i cierpienia, tak też nigdy nie uległ pokusie pychy, nawet wówczas, gdy – to jego słowa – „więcej dostał niż sam się spodziewał”. Potrafił wszakże, mimo podeszłego wieku, cieszyć się, jakby życie dopiero się przed nim otwierało: „Serce miał pełne tak wielkiej wesołości, jakiej dotychczas nie zaznał. Surowa niegdyś jego twarz stawała się coraz bardziej dobroduszną, a oczy śmiały się do ludzi dobrym uśmiechem. W duszy miał przekonanie, że wszystko zło skończyło się na zawsze i że żadna troska, żadna niedola nie zmąci już płynących tak spokojnie jak jasny strumień dni życia.”
Każdego nowo narodzonego wnuka przyjmował z prawdziwą radością. Nie martwił się, że trzeba będzie kiedyś podzielić między nich tak skrzętnie gromadzoną majętność. „Bo co my mieli – mówił o tym pewnego razu do Zbyszka. – Nic! a przecie Bóg przysporzył. […] Małoż to jest ziem w Królestwie i na Litwie? Małoż to wsi i zamków w psubrackich rękach Krzyżaków? Hej! nużby tak Pan Jezus zdarzył! Byłoby godne pomieszczenie, bo tam zamki całe z cegły czerwonej, z których by kasztelanie nasz miłościwy król poczynił.”
W Krzyżakach, chociaż ich akcja sięga znacznie głębiej w przeszłość, niż w Trylogii, zupełnie odszedł autor od aury baśniowości, jaka cechuje wątki romansowe tego wielkiego cyklu powieściowego. Śledząc przebieg zdarzeń i losy bohaterów istotnie jesteśmy przekonani, że „Bóg zawsze wie, do czego prowadzi… ”
Waldemar Smaszcz
Artykuł ukazał się w numerze 6-7/2010.