Założyciel Teatru Rapsodycznego Mieczysław Kotlarczyk uważał teatr za instytucję narodowo-religijną. Zgodnie z myślą Norwida, że dopiero „na stopniach ołtarza sztuka osiąga swój szczyt”, pojmował teatr jako „atrium spraw niebieskich”. W tym teatrze grywał młody Karol Wojtyła.
Podobnie jak Juliusz Osterwa, był przekonany o misyjnym powołaniu artystów, których zadaniem jest służba Bogu i społeczeństwu. Swoją koncepcję teatru wywiódł z myśli Adama Mickiewicza, Cypriana Kamila Norwida i Stanisława Wyspiańskiego. Był to więc teatr narodowy, czyli teatr o repertuarze przede wszystkim polskim, szkoła polskiego słowa, polskiego obyczaju, polskich dziejów i polskiego ducha. Teatr sacrum.
W repertuarze tego teatru były rapsody „Króla Ducha”, od których teatr wziął nazwę, dalej dramaty „Beniowski”, „Samuel Zborowski” Juliusza Słowackiego, „Hymny” Jana Kasprowicza, „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, spektakle „Godzina Wyspiańskiego” , „Wieczór Norwida”.
Po wojnie Mieczysław Kotlarczyk planował realizację widowisk plenerowych, moralitetów czy misteriów, przedstawienie „Wielkanocy”, „Nocy Wigilijnej”, „Dziadów” Mickiewicza, „Akropolis” Wyspiańskiego i inne. Niestety polityka kulturalna czasów stalinowskich w Polsce prowadziła systematycznie i coraz bardziej zdecydowanie do eliminowania z naszego życia teatralnego wielkiego repertuaru, przede wszystkim narodowego. Polityka kulturalna po 1989 roku, niestety, niewiele się różni od tej stalinowskiej.
Już wtedy dla ówczesnych władz wielka poezja Odrodzenia, Romantyzmu i Postromantyzmu była na tyle niebezpieczna i „kulturalnie szkodliwa”, że w 1953 roku podjęły decyzję o likwidacji Teatru Rapsodycznego. W 1957 roku restytuowano go ponownie, aby ostatecznie zlikwidować w 1967 roku.
Rzeczywiście niebezpieczni są dla wrogów wolnej Polski nasi wieszcze. Juliusz Słowacki kształtował hart ducha Józefa Piłsudskiego, Adam Mickiewicz wyprowadził w 1968 r. młodzież na ulice Warszawy. W stanie wojennym naród budował swoje poczucie godności, wartości, niezłomności i solidarności na „Wyzwoleniu” – S. Wyspiańskiego.
Gdy nastała wreszcie upragniona wolność w 1989 r. – zdawało się wielu artystom, aktorom, śpiewakom, reżyserom, muzykom, że nastąpi odrodzenie teatru polskiego i pokażemy młodemu pokoleniu Polaków, już bez cenzury, bez strachu przed pobiciem pałkami, wielką narodową spuściznę, jej nieocenioną wartość w arcydziełach Jana Kochanowskiego, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida, Zygmunta Krasińskiego czy Stanisława Wyspiańskiego.
Niestety, niewiele wartościowych spektakli mogła zobaczyć publiczność. Zrażona formą i treścią niektórych przedstawień, gremialnie zaczęła odchodzić od teatru, który zamiast pomóc szkole w edukacji przyszłych pokoleń, a społeczeństwu przybliżać wartości zawarte w kulturze narodowej, często stawał się tego zaprzeczeniem.
Cóż, zabrakło widać przesłania Mieczysława Kotlarczyka, co to znaczy być Polakiem w sztuce. Twórca Teatru Rapsodycznego tak to rozumiał: „żarliwy stosunek do wszystkiego, co polskie w tej sztuce oraz żarliwy przekaz ze sceny tego wszystkiego, co w tej sztuce najwartościowsze, największe i najwyższe. A więc arcydzieła wieszczów oraz ich przekaz ze sceny dla dobra polskiego społeczeństwa. Przekaz prawdziwy, tzn, polski, a nie preparat w myśl obowiązującej imperialistycznej (dziś można powiedzieć – liberalnej przyp. autora) doktryny, obcej a nawet wrogiej polskiemu narodowi”.
W III Rzeczypospolitej zabrakło Osterwy i jego przypominania o misyjnym powołaniu artystów. Zabrakło też odpowiedzi na list skierowany do artystów przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Dlatego tak trudno zrozumieć zgodę wielu uznanych artystów, biorących udział w żenujących i upokarzających przedsięwzięciach artystycznych, nie licujących z ich dorobkiem twórczym i talentem.
Dziwi także niechęć do wielkiej, polskiej spuścizny narodowej. Czyżby po Okrągłym Stole nasi wieszcze znów stali się niebezpieczni? Stan wojenny wobec polskiej kultury trwa, gdyż nie widać, aby chroniono nasze dziedzictwo narodowe. Pytam, który cywilizowany kraj, jeśli szanuje swoją kulturę, umieści nazwisko wybitnego kompozytora na flaszce wódki? A mamy wódkę „Chopin” i elity kulturalne nie protestują. Jeżdżę po Europie i nie widziałam wódki „Beethoven”, „Bach”, „List”, „Schubert”, „Brahms”…
Czy jest do pomyślenia, aby hasło: Bóg–Honor– Ojczyzna, za które to wartości zginęło wiele milionów Polaków, a ks. Jerzy Popiełuszko ich głoszenie przypłacił męczeńską śmiercią, bezkarnie sprofanowało szacowne wydawnictwo „Znak” wydając w 1995 r. książkę „Bóg, trąba i Ojczyzna”, w której profesor poeta Stanisław Barańczak szydzi, parodiuje i wykpiwa wiersze najwybitniejszych polskich poetów, słowiańskiego papieża, którym okazał się Jan Paweł II, z profetycznego wiersza Juliusza Słowackiego „Pośród niesnasek…” przyrównuje do słonia! Czym kierowało się wydawnictwo „Znak” biorąc udział w tak skandalicznym przedsięwzięciu?
Przykro mi, gdy patrzę, jak kolejne pokolenie Polaków ograbiane jest z własnego dziedzictwa duchowego i kulturowego, jakim jest twórczość wieszczów, piękno polskiego języka zawarte w ich dziełach, z muzyki wybitnych kompozytorów prawie nie słyszanej w mediach, z dobrego polskiego obyczaju, z patriotyzmu, który budował bohaterstwo przeszłych pokoleń. W zamian młode pokolenia karmione są kpiną z najświętszych wartości, wulgarnym językiem, skandalicznymi, obscenicznymi, bluźnierczymi wytworami chorej wyobraźni różnej maści pseudoartystów, którzy jeszcze za to dostają pieniądze i pełne zezwolenie decydentów.
Na zohydzeniu i wyszydzaniu uznanych wartości, młode pokolenie nie zbuduje swojego poczucia godności, tożsamości czy dumy ze wspaniałej polskiej spuścizny kulturowej. A tym nie każdy naród na świecie może się pochwalić. Młode pokolenie nieświadome własnego, wielkiego dziedzictwa, którego jest spadkobiercą nie będzie wiedziało na jakim wzorcu duchowym i kulturowym ma się oprzeć.
W Teatrze Rapsodycznym w pełni to rozumiano, dlatego odegrał on tak wielką rolę w życiu ówczesnego społeczeństwa.
Mam nadzieję, że w IV Rzeczypospolitej nastąpi odrodzenie polskiego teatru i kultury. Jest bowiem bardzo wielu artystów, którzy wiedzą, co to znaczy być Polakiem w sztuce, tylko do tej pory nie było woli politycznej, aby to mogli udowodnić.
Barbara Dobrzyńska jest aktorką Teatru Polskiego w Warszawie. Publikowany tekst jest zapisem jej wypowiedzi na konferencji Sacrum i profanum a współczesna sztuka zorganizowanej przez Komisję Kultury i Środków Przekazu Senatu RP. |
Barbara Dobrzyńska
Artykuł ukazał się w numerze 6-7/2006.